Artykuł opublikowany pod adresem:     http://gigawat.net.pl/article/articleprint/1044/-1/79/

Jak ciepłownicy walczą o rynek? Wzrost trzeba wypracować


Informacje Numery Numer 08-09/2007

Pomimo niekwestionowanego inwestycyjnego boomu, rynek przewodowego ciepła rośnie z wielkim trudem. Każdy megawat nowego zapotrzebowania witany jest z wielką radością, ale też poprzedza go trudna do wyobrażenia dla przeciętnego człowieka praca marketingowa. W Krakowie, gdzie jak żartują w Warszawie czy na Wybrzeżu, każdego miesiąca oddawany jest do użytku jakiś nowy hotel, w 2006 roku wzrost zapotrzebowania na ciepło, pomimo przyłączenia do sieci olbrzymiej „Galerii Krakowskiej”, wzrosło raptem o... 21 MW. Co stanowiło przyrost na poziomie ledwie 1,44 procent, podczas gdy rynek energii elektrycznej w tym samym czasie szacowany w skali ogólnopolskiej wzrósł o 3,5 procent. To w dalszym ciągu widoczny efekt termomodernizacji, racjonalizacji konsumpcji, wymiany okien czy automatyzacji sterowania.

Nie bez znaczenia jest też wydatne ograniczenie strat własnych w sieci przesyłowej, choćby poprzez stosowanie na coraz powszechniejszą skalę rur preizolowanych. Ale to też konsekwencja wyprowadzania się z Krakowa wielkiego przemysłu. Nie ma już „Stomilu”, Fabryk Mebli, Zakładów Mięsnych, Browaru przy ulicy Lubicz, Fabryk Domów, Zakładów Chemicznych „Bonarka” czy „Solvay”. Już wyprowadziły się rozsiane po mieście fabryki słodyczy „Wawelu”, lada moment zrobi to „Vistula” czy „Armatura” uwalniając osiągające na wolnym rynku horrendalne wartości działki.

- Z dużych zakładów przemysłowych została tylko produkująca leki „Pliva” oraz tytoniowy koncern Philip Morris – mówi Ryszard Tokarski prezes należącej w całości do Elektrociepłowni „Kraków” spółki Ekoplus, odpowiedzialnej za rozwój rynku ciepłowniczego poprzez nowe przyłączenia. Dla krakowskiego MPEC-u, operatora miejskiego systemu ciepłowniczego, to właśnie odbiorcy mieszkaniowi, a więc wspólnoty mieszkańców, administratorzy mieszkań komunalnych, spółdzielnie mieszkaniowe i odbiorcy indywidualni stanowią przeważającą klientelę, bo stanowiącą 62,47 proc. wszystkich odbiorców, podczas gdy podmioty gospodarcze to ledwie 21,48 proc. spośród wszystkich klientów. Również według kryterium zamówionej mocy cieplnej centralne ogrzewanie stanowi przytłaczającą, bo sięgającą 87,4 proc. większość. Najmniejszy, niemal szczątkowy udział na poziomie 0,15 procent ma para technologiczna, co tylko potwierdza fakt, iż odbiorcy stricte przemysłowi stanowią grupę powoli zanikającą, bowiem bije ich już 2,5-krotnie raczkująca dopiero co w Polsce klimatyzacja.

- W polskich aglomeracjach nie ma dwóch identycznych systemów ciepłowniczych – mówi Roger Jousseaume – od niedawna zastępca dyrektora handlu i rozwoju EC Kraków, wcześniej pracujący w EC Wybrzeże, a przed przyjazdem do Polski, ambasador EDF na Ukrainie, gdzie francuski potentat energetyczny nie ma jeszcze bezpośrednich udziałów w tamtejszej energetyce, ale uczestniczył w poprawie bezpieczeństwa ukraińskiej energetyki jądrowej.

- O ile w Krakowie mamy do czynienia z jednym zintegrowanym systemem ciepłowniczym, na rzecz którego pracują trzy niezależne i należące do różnych właścicieli źródła ciepła, o tyle w Trójmieście mamy jednego producenta ciepła posiadającego dwa źródła ciepła oraz dwa systemy ciepłownicze nie połączone ze sobą, a obsługujące trzy miasta. Jeszcze inna sytuacja jest w Łodzi gdzie istnieje system ciepłowniczy i trzy źródła ciepła należą do jednego właściciela – dodaje.

Pewne szanse na wzrost

Jak wygenerować wzrost na rynku, który nie chce rosnąc zbyt obficie? Oto jest pytanie na miarę współczesnego Hamleta. Taką szansę w przypadku ciepłownictwa daje zwiększenie dostaw ciepłej wody użytkowej. Już teraz dostawy ciepłej wody użytkowej w portfelu zamówień na moc krakowskiego MPEC-u stanowią 7,38 proc. i są drugą po centralnym ogrzewaniu pozycją. Chociaż rynek jest trudny, ma stare przyzwyczajenia i niedobre wspomnienia. Jeszcze żyją warszawiacy, którzy pamiętają zimne kąpiele gdy elektrociepłownie warszawskie szły do letniego remontu.

- W Krakowie takiej sytuacji jednak nigdy nie było – zapewnia prezes Tokarski. Do 1992 roku z definicji nie oferowano ciepłej wody odbiorcom komunalnym, a po tej dacie dostawy miały już charakter ciągły. W zasadzie w Krakowie nie było masowej ucieczki od miejskiego ciepła, jedynie racjonalizacja zużycia, bo bywało i tak, że dostawy zamawiane były na poziomie trzykrotnie przewyższającym realne potrzeby. W zasadzie wszyscy developerzy budujący w tej chwili osiedla mieszkaniowe, jeśli tylko ku temu są warunki techniczne, korzystają z miejskiego ciepła. Powód jest prosty i finansowy: to dostawca ciepła - w zamian za długoletnią gwarancję odbioru ciepła - buduje na swój koszt wymiennikownię czy węzeł ciepłowniczy co obniża koszty inwestycji. Oczywiście zdarzają się wyjątki. Takim wyrzutem na ciepłowniczym sumieniu jest w Krakowie hotel „Qubus” w Podgórzu, który pomimo przebiegającej pod bokiem magistrali, nie skorzystał z oferty dostaw energii cieplnej, a wybrał system zasilany gazem ziemnym, podobnie jak centrum badawcze „Motoroli” w nowym kampusie uniwersyteckim.

- Wynika to z tego, że nie we wszystkich krajach zdalaczynne systemy ciepłownicze rozwinięte są tak jak w Polsce i inwestorzy pochodzący z tych krajów, nie mając swoich osobistych doświadczeń, podchodzą do naszych rozwiązań z nieufnością – tak tłumaczy te dwa wypadki prezes Tokarski.

Ukryte rezerwy

Tkwią przede wszystkim tam, gdzie lokatorzy korzystają z miejskiego ciepła, zasilającego centralne ogrzewanie, zaś ciepłą wodę przygotowują przy pomocy gazowych piecyków. Momentem przełomowym było podpisanie w maju 2004 roku pod auspicjami prezydenta miasta porozumienia pomiędzy dwoma wytwórcami ciepła pracującymi na potrzeby aglomeracji krakowskiej tzn. EC Kraków i Elektrownią Skawina, a MPEC - na rzecz popularyzacji zużycia ciepłej wody użytkowej wśród tych mieszkańców, którzy przyłączeni są do miejskiej sieci ciepłowniczej. Prezes Tokarski w planach ma na razie 25 do 30 budynków mieszkalnych. A każdy mieszkaniec to ok. 0,5 kW wzrostu zapotrzebowania na moc. Jeszcze większe zapotrzebowanie generują obiekty użyteczności publicznej, szkoły, szpitale, przedszkola domy pogodnej jesieni. Takich potencjalnych obiektów jest do „ugryzienia” 100 może 150, każdy z nich to 100-150 kW potrzebnej mocy. Łatwo więc policzyć, że tylko tu tkwi od 10 do 20 MW. Co to daje? Zadowoleni powinni być wszyscy, bo gwarantuje to ekologię, ekonomię i bezpieczeństwo. Ciepło w wodzie – jak mawiają fachowcy w swoim żargonie – jest o ok. 20 proc. tańsze od ciepła uzyskanego ze spalania gazu. A wiadomo, że ceny gazu nie osiągnęły jeszcze swojego apogeum. Większa sprzedaż ciepłej wody to dla elektrociepłowni dłuższy czas pracy w kogeneracji niż w kondensacji, a więc lepsze wykorzystanie paliwa i mniejsze zanieczyszczenie środowiska. Dla administratora budynku to eliminacja niebezpiecznej i wymagającej corocznych inspekcji instalacji gazowej oraz przewodów spalinowych. Dla pani domu to dodatkowe miejsce w ciasnej łazience, które zajmował dotychczas piecyk gazowy. Jeśli modernizacja przypada w momencie, kiedy trzeba kupić nowy piecyk łazienkowy, dla pana domu oznacza to oszczędność rzędu 1000 złotych, a później eliminację co najmniej stuzłotowego „haraczu”, pobieranego co roku przez serwisantów. Jest jeden, najtrudniejszy do rozwiązania problem. To uzyskanie dla takiej modernizacji akceptacji wszystkich lokatorów.

Dobry przykład robi swoje

Józef Włodarczyk, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Krakus” twierdzi, że kluczowa jest zawsze opinia tych lokatorów, którzy już korzystają z ciepłej wody użytkowej. Ich pozytywna opinia udziela się innym i jest najbardziej wiarygodna.

- Prowadzenie prac remontowych w mieszkaniach zajmowanych przez lokatorów wymaga zawsze dużego taktu i profesjonalizmu – mówi prezes Tokarski. Trzeba uważać na boazerie, flizy i to wszystko, w jaki sposób ludzie urządzili swoje mieszkania. Ale też dysponujemy w tej chwili znacznie doskonalszymi materiałami instalacyjnymi niż przed laty. Choćby plastikowe rury, które można dowolnie kształtować – nie wymagają już obecności spawacza. Oczywiście są budynki, w których takie operacje robi się stosunkowo łatwo: tam gdzie rury z ciepłą wodą można poprowadzić nieczynnymi przewodami spalinowymi, dostępnymi z korytarza. Są i sytuacje kłopotliwe: tam gdzie kuchnia i łazienka korzystają z odrębnych źródeł ciepłej wody. Wtedy te dwa obiegi trzeba ze sobą zespolić. Najlepiej oczywiście tego typu modernizacje połączyć z innymi pracami remontowymi. Zarówno MPEC, jak i EC Kraków dofinansowują tego typu działania. Statystycznie po 400 tys. zł na każdy MW wzrostu zapotrzebowania na energię w ciepłej wodzie.

- Czy nie jest to aby skrośne subsydiowanie? – pytam podejrzliwie.

- To są nasze pieniądze, które inwestujemy w rozwój rynku – odpowiada prezes Tokarski. Niezależnie od tego, na wniosek MPEC, Bank Przemysłowo-Handlowy przygotował specjalną ofertę kredytową dla podmiotów, które zdecydują się na budowę lub modernizację instalacji ciepłej wody użytkowej. Podstawowe parametry takiego kredytu to: brak konieczności posiadania środków własnych, koszt to stawka WIBOR plus 2,5 proc. i prowizja na poziomie 0,6 proc.

Finansiści twierdzą, że teraz, kiedy mamy najniższą w historii cenę pieniądza, to najlepszy czas na inwestycje i renowacje. Niezadowoleni mogą być tylko trochę gazownicy, którzy stracą przez to klientów. Chociaż często sami przyznają, że tzw. „kuchenkowicze”, czyli ci, którzy z gazu korzystają tylko w łazience i do przygotowania obiadu w niedzielę są najdroższymi w utrzymaniu konsumentami gazu.




| Powrót |

Artykuł opublikowany pod adresem:     http://gigawat.net.pl/article/articleprint/1044/-1/79/

Copyright (C) Gigawat Energia 2002