Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/1045/-1/79/
|
Jak „stara UE” niszczy konkurencyjność nowicjuszy? Dwutlenek węgla dusi energetykę
|
Informacje
Numery
Numer 08-09/2007
Ostre ograniczenie limitów emisji CO2 do 208,5 mln ton rocznie może spowolnić rozwój gospodarczy, zmniejszyć zakres planowanych inwestycji i podnieść ceny energii. Nawet jeśli uda się chylić decyzję Komisji Europejskiej i podnieść poziom uprawnień, niezbędny jest rozwój energetyki redukującej emisję gazów cieplarnianych i wzrost efektywności energetycznej gospodarki.
Komisja Europejska obcięła oczekiwane przez Polskę limity i zamiast oczekiwanych 284,6 mln ton CO2, będziemy mogli w latach 2008-2012 wyemitować jedynie 208,5 mln ton CO2, czyli o prawie 27% mniej niż założono. Dla kraju, w którym podstawowym surowcem energetycznym jest węgiel, oznacza to spore trudności. U podstaw decyzji w sprawie uprawnień do emisji leżą założenia dotyczące tempa rozwoju gospodarczego. KE przyjęła poziom 4,7% rocznego wzrostu PKB, a Polska – zgodnie z nowszymi wynikami – 6,2%. W latach 2005-2007 limity emisyjne były na tyle wysokie, że większość dysponujących uprawnieniami podmiotów mogła czerpać dodatkowe korzyści z ich sprzedaży.
Ekologiczny hamulec
Nowe limity emisji spowodują, że w energetyce i wielu przedsiębiorstwach innych branż niezbędne stanie się kupno uprawnień na giełdach. Co prawda w kontraktach zawieranych do końca tego roku ceny są niskie, rzędu 1 euro, to w transakcjach dotyczących kolejnego okresu, czyli lat 2008-2012 należy się spodziewać cen powyżej 16, może nawet 20 euro. Co prawda są w Polsce podmioty, które już kupowały prawa do emisji na rynku i wciąż funkcjonują (np. Elektrownia Rybnik), jednak nowa sytuacja nie napawa optymizmem. W BOT Górnictwo i Energetyka zabraknie uprawnień na emisję ok. 7 mln ton CO2 rocznie, co oznacza wydatki ponad 150 mln euro. W efekcie praktyki unijne doprowadzą do podniesienia ceny energii (prawdopodobnie o ok. 8 zł na megawatogodzinie), zachęcą do ograniczenia produkcji energii elektrycznej i zablokują inwestycje. W ten sposób polityka proekologiczna utrudni realizację projektów mających na celu ochronę środowiska (skoro część pieniędzy pójdzie na zakup uprawnień), a za wszystko zapłaci podatnik. Biorąc pod uwagę całą gospodarkę (nie tylko energetykę), Polskę czekają wydatki co najmniej 2 mld euro, a może nawet 8 mld. Ponieważ ograniczenia dotyczą nie tylko Polski, rynek handlu emisjami stanie się trudniejszy, a ceny uprawnień wzrosną. Trudno się dziwić głosom stwierdzającym, że decyzja KE to sposób na ograniczenie konkurencyjności i wyhamowanie szybko rozwijających się gospodarek takich krajów jak Polska, które dla rozwiniętych krajów "starej" Unii Europejskiej zaczynają być poważnym rywalem.
Skarga na limity
Wysokie koszty związane z restrykcyjnym limitem emisyjnym oraz wynikające z niego zagrożenia spowodowały, że Polska zaskarżyła do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości decyzję KE dotyczącą II Krajowego Programu Rozdziału Uprawnień do Emisji CO2. Rząd złożył równolegle wniosek o przyspieszenie procedury i liczy na rozstrzygniecie sprawy w ciągu pół roku. Pesymiści są jednak zdania, że procedura potrwa 2 do 3 lat, a szanse na uzyskanie wyższego pułapu uprawnień są znikome. A nawet jeśli się uda, to zanim zapadną decyzje, musimy stosować się do narzuconych ograniczeń. Decyzja KE to oczywiście poważmy problem, jednak problemy pojawiły się już wcześniej. Ogłoszona na początku roku strategia energetyczna UE zakłada 20-procentowy udział energii ze źródeł odnawialnych w bilansie zużycia energii, osiągnięcie 20% oszczędności zużycia i redukcję o 20% emisji gazów cieplarnianych (GHG). A realizacja tych założeń w Polsce jest praktycznie niemożliwa.
Mocna redukcja emisji
Do krajowych argumentów przeciwko ograniczeniom emisji należy, obok kwestii rozwoju gospodarczego, świadomość dotychczasowych osiągnięć w zakresie redukcji emisji CO2. Rzeczywiście, z punktu widzenia statystyki jesteśmy w zasadzie jedynym państwem, które drastycznie zmniejszyło zanieczyszczanie atmosfery. W stosunku do roku bazowego, czyli 1988, do roku 2004 obniżyliśmy emisję GHG o 31,6%. Kraje UE-15 zdołały w stosunku do roku bazowego (1990 w tym przypadku) osiągnąć redukcję jedynie o 0,9%. Wygląda to znakomicie, ale jedynie na papierze: w czasie kiedy rozwinięte państwa zachodnie już prowadziły działania na rzecz oszczędzania energii, rozwoju nowych technologii i dbałości o środowisko, my mieliśmy przemysł niewydolny, przestarzały i wysoce energochłonny. Do tego struktura naszej gospodarki była niekorzystna: działał przede wszystkim przemysł, gdy na Zachodzie coraz mocniejszą pozycję osiągały usługi (z natury rzeczy potrzebujące znacznie mniej energii). W takiej sytuacji praktycznie wszystko, od zapaści gospodarczej na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku, przez zmianę struktury rynku, po jakiekolwiek nowe inwestycje i modernizacje powodowało zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych. Do tego stopnia, że zakładana w ramach Protokołu z Kioto 6-procentowa redukcja emisji CO2 do 2012 r. została osiągnięta znacznie wcześniej. Nawet zwiększenie emisji związane z szybkim wzrostem gospodarczym w najbliższych latach nie stanowi zagrożenia dla naszych zobowiązań. Niestety, decyzje KE stawiają Polskę w trudnej sytuacji.
Unijny lider energochłonności
Jednak istnieje też druga strona medalu, także widoczna w danych statystycznych. Chociaż globalna emisja CO2 w Polsce jest stosunkowo niska w porównaniu z krajami zachodnimi, a w porównaniu z Niemcami czy Wielką Brytanią, emisja przypadająca na osobę wygląda nieźle, to po uwzględnieniu poziomu rozwoju gospodarczego, dane stają się znacznie mniej optymistyczne. Na jednego Polaka przypadało w 2004 r. prawie 7,5 tony CO2 tylko z konsumpcji i spalania paliw kopalnych. W znacznie lepiej rozwiniętej Francji było to jedynie 6,7 tony. To efekt mocnego wkładu elektrowni jądrowych w energetykę francuską. Pod względem energochłonności bijemy na głowę wszystkie kraje członkowskie. By uzyskać 1000 euro PKB potrzebujemy 585 kg paliwa umownego (dane za 2005 r.), podczas gdy Niemcom wystarcza 157, Francji – 185, a Wielkiej Brytanii – 203. Średnia dla piętnastki krajów "starej" Unii wynosi 185 kgoe (kg ekwiwalentu ropy) za 100 euro PKB, a dla wszystkich 27 członków – 208. I właśnie Polska ma tu największy wkład. Jeszcze większą wymowę mają dane ukazujące ekologiczny koszt rozwoju, czyli emisję CO2 przypadającą na jednostkę dochodu narodowego. By uzyskać 1000 USD PKB (dane z rządowej agencji amerykańskiej EIA za 2004 r.) musimy wyemitować 1,5 tony dwutlenku węgla. Amerykanie, uważani za czołowych trucicieli środowiska (choć w zakresie globalnej emisji GHG już przeganiają ich Chińczycy), emitują 3 razy mniej CO2. Podobnie Niemcy – 460 kg na 1000 USD PKB. Francuzom wystarcza mniej niż 300 kg, a przodującym Japończykom jedynie 260 kg. Oczywiście nie marnotrawimy surowców energetycznych tak jak Rosja (ponad 5 ton). Te dane pokazują, jak długa jest jeszcze droga do osiągnięcia poziomu krajów rozwiniętych.
Konieczne działania
By poradzić sobie z narzuconymi ograniczeniami emisji i utrzymać wzrost gospodarczy, możemy kupować brakujące uprawnienia do emisji, co sporo kosztuje, lub podjąć działania przynoszące efektywny spadek poziomu emisji GHG, co również jest przedsięwzięciem drogim. Najlepszym znanym i sprawdzonym rozwiązaniem redukującym emisję w energetyce jest budowa elektrowni atomowych. Według prof. dr. hab. inż. Jerzego Wiktora Niewodniczańskiego, prezesa Państwowej Agencji Atomistyki budowa elektrowni jądrowej jest w Polsce potrzebna, a zalety energii nuklearnej przezwyciężają jej wady. Budowę mamy w planach, jednak według prognoz uruchomienie takiej elektrowni możliwe jest dopiero w 2020 lub 2021 roku. Nie rozwiązuje to istniejących problemów. Możemy też rozwijać odnawialne źródła energii. By produkować zieloną energię, możemy przeznaczyć przynajmniej 1/3 powierzchni kraju na elektrownie wiatrowe, spożytkować ponad 2 mln ha odłogów do produkcji biomasy, 1600 godzin nasłonecznienia i wykorzystać wody geotermalne rozprzestrzenione na ponad 80% powierzchni Polski. Do źródeł najbardziej obiecujących należy biomasa (już teraz jest to podstawowe źródło zielonej energii). Poza areałem ziemi odłogowanej i zdegradowanej ziemi uprawnej mamy też prawie 30% powierzchni kraju pokrytej lasami (a w wyniku zalesiania, powierzchnia rośnie). Według Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, na cele energetyczne można przeznaczyć ponad 6 mln m3 drewna rocznie. Dalsze 8 mln m3 rocznie może stanowić drewno odpadowe z zastosowań przemysłowych. Być może uda się też wykorzystać fakt, że lasy pochłaniają CO2 poprzez system handlu certyfikatami pochłaniania uzupełniającymi handel uprawnieniami do emisji. Biomasę można wykorzystać do produkcji energii oraz paliw syntetycznych. Ważnym działaniem prowadzącym do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych jest podnoszenie efektywności energetycznej poprzez racjonalną gospodarkę energetyczną i stosowanie energooszczędnych rozwiązań. Ten obszar aktywności powinien być o tyle atrakcyjny, że inwestycje w technologie obniżające zużycie energii są wspierane finansowo. Przykładem może być Program ramowy na rzecz konkurencyjności i innowacji na lata 2007-2013 – komponent Inteligentna Energia – Europa, którego celem jest wspieranie efektywności energetycznej, odnawialnych źródeł energii oraz różnorodności energetycznej. Innym wsparciem dla ograniczenia emisji CO2 jest program PEMP. Celem PEMP jest zmniejszenie krajowej emisji CO2 związanej z produkcją energii elektrycznej poprzez efektywne wykorzystanie energii elektrycznej w układach napędowych. Działania programu mają upowszechnić wysokosprawne silniki elektryczne, propagować wiedzę o rozwiązaniach napędowych efektywnych energetycznie i uruchomić mechanizmy dla wdrażania rozwiązań energooszczędnych.
Walka z emisjami CO2 trwa na wszystkich frontach i bez względu na to, czy człowiek ma istotny wpływ na globalne ocieplenie, czy nie, działania proekologiczne są nieodzowne, by sprostać międzynarodowym wymaganiom i naciskom.
Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/1045/-1/79/
|
Copyright (C) Gigawat Energia 2002
|