Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/1048/-1/79/
|
Stopnie zasilania tak czy owak powrócą
|
Informacje
Numery
Numer 08-09/2007
Autor: opr. red.
|
Data publikacji: 18.09.2007 17:32
|
Z Jerzym Łaskawcem rozmawia Jacek Balcewicz
- Dzisiaj żegnamy już KDT-y w polskiej energetyce. Był Pan ich ojcem. Czy były konieczne? Czy wtedy, kiedy powstawały, nie było innej alternatywy?
- Na początku 1990 roku w kwestii organizacji polskiej elektroenergetyki wszystko było już postanowione i znaczna część zadań z tym związanych została zrealizowana. Jeden ogólnokrajowy moloch energetyczny czyli Zjednoczenie Węgla Brunatnego i Energetyki został zastąpiony przez 63 wprawdzie dumne ze swej samodzielności, ale praktycznie niezdolne do większej operacji gospodarczej podmioty takie jak elektrownie, przedsiębiorstwa dystrybucyjne, ciepłownie.
Pracowałem wtedy w Elektrowni Turów - przedsiębiorstwie państwowym. Przedsiębiorstwie dość typowym dla energetyki o scentralizowanym - jak to wtedy nazywano - Funduszu Rozwoju. Z tego funduszu i oczywiście z kredytów państwa realizowano wcześniej budowy elektrowni: Bełchatów, Dolna Odrę, Kozienice i kilku innych. Turów miał najniższe koszty, miał więc najniższą cenę. Czekał cierpliwie aż i na jego ulicy zaświeci słońce. Aktywa bilansowe Turowa w przeliczeniu na dolary wynosiły niewiele ponad 100 milionów. Wartość rzeczywista aktywów według firmy wyceniającej nie przekraczała 600 milionów dolarów. Pierwsze 4 bloki energetyczne miały przepracowane po około 200 tys. godzin, a następne 3 po 180 tys. godzin. Normy ekologiczne były permanentnie niedotrzymywane i trwała międzynarodowa krytyka stanu ekologii w “Czarnym Trójkącie”, jak nazywano teren Worka Turoszowskiego. A co za tym idzie, ostry, formułowany na spotkaniach międzynarodowych postulat zamknięcia “Turowa”!!! Znawcy wiedzą, że tak się zaczyna koniec. Jedyną możliwością przetrwania firmy, ale też przetrwania monokulturowego gospodarczo regionu była gruntowna modernizacja elektrowni. Budżet państwa już wtedy nie zajmował się bezpośrednim inwestowaniem. Duże inwestycje może samodzielnie planować i realizować tylko duży podmiot. Takie wielkie podmioty energetyczne już wtedy istniały i istnieją nadal, i w Europie, i na świecie. Zresztą stale rozbudowywały i rozbudowują one swój potencjał energetyczny. W Polsce jedynym surogatem zerwanych więzi korporacyjnych mogły zostać właśnie Kontrakty Długoterminowe. Swego rodzaju koncentratory przepływów gotówkowych i akumulacji z całej, wtedy już tylko wirtualnie energetyki polskiej. Było to możliwe, bo PSE S.A były wtedy, praktycznie SINGEL BUYER, a do pewnego okresu również SINGEL WHOLESALER. Kontrakty długoterminowe, takie jak KDT w energetyce, to rozwiązania prawno-ekonomiczne, w których określa się wieloletnie dochody podmiotu energetycznego. Mogły one być już podstawą udzielenia przez banki komercyjne konkretnych kredytów. Na tej podstawie banki mogły wtedy określić swoje ryzyka i ustalić zabezpieczenia oraz koszty kredytów. Polskie banki wtedy również jeszcze nie były tym, czym są obecnie. Narodowemu Bankowi Polskiemu pozostawiono wtedy funkcje emisji pieniądza i przypisano rolę centralnego banku państwa, zaś działalność komercyjna wydzielona została w postaci kilku rozmieszczonych w różnych częściach kraju banków komercyjnych. Każdy bank mógł udzielić wtedy kredytu pojedynczemu podmiotowi w wysokości maksymalnej 10 proc. swego kapitału, a ponieważ na początku reformy polskiego sektora bankowego nie były to instytucje zbyt zasobne w kapitały, to na porcję 215 milionów dolarów krajowego kredytu dla pierwszego etapu modernizacji Turowa, którą organizował Bank Handlowy, musiało się “zrzucić” 11 polskich banków i prawie wszystkie dały maksymalnie możliwy dla siebie kredyt. Teraz się tego już nie pamięta.
- Czy KDT-y w polskiej energetyce sprawdziły się?
- KDT w polskiej energetyce sprawdziły się, przynajmniej te zawierane na początku. Dla Turowa, Bielska-Białej, Jaworzna III, Kozienic i Dolnej Odry były dobrze wykorzystaną szansą, w interesie bezpieczeństwa energetycznego Polski. Pierwszy KDT - Kontrakt Elektrowni Turów na pewno, był budowany na zasadzie wzajemnych korzyści sprzedającego i kupującego. Kontrakt turoszowski zaczynał się z dniem zamknięcia finansowania I etapu modernizacji - 6 czerwca 1995 roku, a miał zakończyć się 12 lat po zakończeniu całej modernizacji, czyli około roku 2016. Średnia cena jednoskładnikowa dla całego okresu została wyliczona na 3,92 centa za kWh (w cenach 1994 roku). W pierwszym okresie kierunek przepływu pieniądza miał być do Turowa, a w drugim do PSE. Ten kierunek już się zmienia. Gdyby PSE S.A wytrzymało nerwowo, zacząłby się dla niej okres dużych akumulacji. Podobnie jak to było na kontrakcie bełchatowskim. Zasady te były jasne i logiczne, ale dla długiego okresu. Politycy i razem z nimi zmieniający się menadżerowie państwowego przemysłu niestety myślą w kategoriach krótkookresowych, na długość maksymalnie dwóch kadencji. W takich to okresach rodzą się “genialne pomysły gospodarcze”. Prawie zawsze dotyczą one również energetyki. Pomysły likwidacji KDT przychodzą falami (SOK, sekurytyzacja, wykup KDT przez zakłady energetyczne, SOK II, itp.). Zapał do ich wdrożenia zawsze słabnie w trakcie kadencji, potem już są nowe pomysły. Sumując ten wątek należy powiedzieć, że KDT odegrały ogromną, pozytywną rolę w dostosowywaniu polskiej energetyki do dzisiejszych standardów.
- Ale też pojawiły się wynaturzenia?
- Tak, po 1996 roku nastąpiło przerysowanie poprawnej idei KDT i zaczęto ją stosować idąc ślepo w ścieżkę zwiększenia udziału bardzo drogiego gazu w bilansie paliw dla energetyki. Zaczęto zawierać de facto umowy ściśle biznesowe, nie mające - jak sądzę - nic wspólnego z bilansem energetycznym. Tak się złożyło, że - oprócz Gorzowa - wszystkie elektrownie gazowe zbudowano ze zwykłej chęci zysku. Co samo w sobie nie jest naganne, nie wolno jednak stosować do tego ideologii, ani ekologicznej, ani patriotycznej. W pierwszym okresie obowiązywania KDT skorzystało również PSE S.A. Do czasu, gdy nie odebrano zakładom energetycznym najwyższych napięć, los PSE wcale nie był taki pewny. KDT przypieczętowały ich mocną pozycję. Jak widać po centrach konsolidacyjnych skutecznie.
- Czy to oznacza, że KDT-y nie powrócą już nigdy więcej?
- W poważnych stosunkach gospodarczych ważna jest przewidywalność i dotrzymywanie umów. Rozwiązanie takiego kontraktu jak KDT, podobnie jak kontraktu małżeńskiego powinno być ostatecznością. Nowa sytuacja musi być, co najmniej o 25 proc. lepsza od poprzedniej. Chyba, że stronom nie dzieje się krzywda i wyrażają na to zgodę.
- KDT-ów już nie ma. Trzeba więc zgodnie z tradycją zakrzyknąć: Umarł król! Niech żyje król!
- Kontrakty Długoterminowe, ale już nie tylko z PSE, będą w dalszym ciągu obowiązywały. Nie można bowiem planować strategicznie, opierając się na kontraktach spotowych. Należy jednak dobitnie powiedzieć, że najwyższa pora zacząć dostosowywać energetykę do standardów przyszłości i to bardzo niedalekiej. Skoro rozwiązania zastępcze, czyli kontrakt z dominującym “buyerem” nie może być powtórzony, trzeba jak najszybciej odbudowywać lub raczej budować nowe więzy korporacyjne. Kierunek konsolidacyjny w energetyce jest słuszny, chociaż nie podoba się to liberalnym fundamentalistom. Ostro o nim mówią z cynizmem wielcy światowi gracze energetyczni, którzy być może woleliby obejmować mniejsze kawałki, za niższą cenę prawie upadającej energetyki. Można tylko błagać, aby politycy nie ulegli presji wyżej wymienionym grupom i aby wytrwali w swym postępowaniu i aby zrobili następny krok, powołując najwyżej dwie polskie grupy energetyczne i jedną z nich połączyli z gazem, a drugą z ropą. Tak planują i robią największe firmy nie tylko europejskie. Oni dobrze wiedzą, że tak naprawdę w Europie pozostanie tylko kilku mocnych graczy, a inni będą zwykłymi służącymi. Czy nam się to podoba czy nie, jeśli państwo chce zrezygnować z protekcjonizmu, a nie może zapominać o bezpieczeństwie energetycznym, musi zezwolić na koncentrację w energetyce. Sadzę, że nasze państwo zrozumiało to za późno i tak czy owak stopnie zasilania wrócą do codziennych komunikatów radiowych i telewizyjnych już za 6-10 lat. Może obecne władze same tego nie doświadczą, ale to nie jest dla nas żadne pocieszenie. KDT w takiej formie, jak dotychczas, czyli w oparciu o jednego dużego kupca, odchodzą, ale sama idea długookresowych umów pozostanie i to ona będzie gwarantem następnych kredytów. Aby tylko to polskie banki dawały kredyty polskim przedsiębiorstwom energetycznym...
- Dziękuję za rozmowę.
Jerzy Łaskawiec – wieloletni prezes Zarządu Elektrowni “Turów” i najdłużej pełniący obowiązki prezesa Zarządu BOT Górnictwo i Energetyka SA przed powołaniem do życia PGE.
Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/1048/-1/79/
|
Copyright (C) Gigawat Energia 2002
|