Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/1210/-1/86/
|
Połowa światowej energetyki jądrowej pracuje w Europie
|
Informacje
Numery
Numer 05/2008
Chcemy być skansenem?
Z prof. Jerzym Niewodniczańskim prezesem Państwowej Agencji Atomistyki rozmawia Jacek Balcewicz
- Kilka razy spotkałem się z określeniem: byłem ministrem trzech reżimów. A Pan, Panie Profesorze, ile reżimów przeżył na stanowisku prezesa Państwowej Agencji Atomistyki?
- Zostałem mianowany w sierpniu 1992 roku przez premier Hannę Suchocką. Potem premierem był Waldemar Pawlak, Józef Oleksy, Włodzimierz Cimoszewicz, Jerzy Buzek, Leszek Miller, Marek Belka, Kazimierz Marcinkiewicz, Jarosław Kaczyński i teraz Donald Tusk.
- Prawie 16 lat i dziesięciu premierów. Jak to się stało, że przy naszej chorobliwej już tendencji do nieustannych zmian, wytrwał Pan tak długo i nieprzerwanie na jednym stanowisku?
- Pewnie dlatego, że nie było chętnych ma moje miejsce, niezbyt atrakcyjne, wymagające pewnej wiedzy i doświadczenia w dosyć specyficznej dziedzinie. Jesteśmy w zasadzie urzędem technicznym, a nie politycznym...
- A może trzeba jednak na tej fizyce jądrowej trochę się znać, nie wystarczy matura i chęć szczera...
- Rzeczywiście tu dość łatwo o kompromitację.
- Nie przeniósł się Pan jednak na stałe z Krakowa do Warszawy. Dojeżdża więc Pan przez te 16 lat do pracy...
- Powinienem chyba od PKP otrzymać złoty bilet. Na początku musiałem w Krakowie bywać dość często, bo przez pierwszy rok byłem jednocześnie dziekanem wydziału i przez 15 lat prowadziłem zajęcia dydaktyczne. Było takie rozporządzenie, które samodzielnym pracownikom nauki zajmującym kierownicze stanowiska w centralnej administracji państwowej pozostawiało prawo do zatrzymania stanowiska na uczelni. Pełne pensum dydaktyczne za połowę pensji bez dodatków. Ja to pensum wyrabiałem w weekendy, bo była kiedyś na AGH taka zasada, że zajęcia w soboty i niedziele liczyły się podwójnie, później niestety to zniesiono... Teraz, kiedy pozostało mi tylko gościnne biureczko w moim dawnym zakładzie, nie muszę tak często tu bywać.
- Panie Profesorze, dyskutując o energetyce jądrowej, bardzo wiele miejsca poświęca się odpadom, sposobom i miejscom ich późniejszego przechowywania, trasom transportu itd. Ja zapytam przewrotnie, skąd bierze się paliwo, bo o tym specjalnie nie mówi się publicznie?
- W świecie w tej chwili funkcjonuje dość szeroki rynek paliwa jądrowego. Najwięcej rudy uranu wydobywają: Kanada, Australia, Rosja, kraje Środkowej Azji czy kraje Afryki. Natomiast wśród producentów paliwa prym wiodą: Francja, Wielka Brytania, USA, Rosja, Argentyna. Rynek jest w pełni konkurencyjny, politycznie też wielokierunkowy. Nie ma tu monopoli czy karteli tak jak w przypadku ropy naftowej. Wszyscy boją się jednak proliferacji, w trakcie produkcji paliwa można zboczyć nieco i wyprodukować z tego samego surowca materiał, który ma znaczenie militarne. A jakikolwiek akt terrorystyczny z użyciem ładunku jądrowego niewielkiej nawet mocy może nie tylko wywołać konflikt o znaczeniu globalnym, ale także zburzyć zaufanie do całego przemysłu jądrowego. Proliferacja jest więc takim czarnym ludem, którego wszyscy się obawiają, nie tylko politycy, również energetycy jądrowi. Stąd więc tendencja by „zmonopolizować” produkcję paliwa jądrowego w ten sposób, aby producent odbierał od nabywcy także wypalone paliwo jądrowe, tworząc swoisty zamknięty obieg. Niektórzy wręcz mówią obrazowo o leasingu paliwa. Takich projektowanych programów na świecie jest w tej chwili bodaj sześć. Polska w ubiegłym roku przystąpiła do amerykańskiego programu GNEP. Rosjanie chcą zorganizować „wyspę jądrową” na Syberii, gdzie będą produkować i później utylizować wypalone paliwo. My też w Polsce mamy problem z paliwem jądrowym. Wprawdzie nie mamy elektrowni jądrowej, ale mamy funkcjonujące od lat pięćdziesiątych reaktory badawcze. I kraj, który ma reaktory badawcze, a nie ma elektrowni jądrowych, paradoksalnie ma większy problem z wypalonym paliwem niż kraj, który posiada energetykę jądrową. Bo nie ma funduszy na składowanie czy przerób tego paliwa. Przy energetyce jądrowej koszty zagospodarowania wypalonego paliwa doliczane są do każdej kilowatogodziny. I stanowią ułamkowe wielkości centa. U nas powinniśmy to finansować z budżetu nauki, który nie jest za wielki.
- Na ile praca w kopalniach wydobywających rudy uranowe jest szkodliwa dla zatrudnionych tam górników?
- Nie może być bardziej szkodliwa niż w kopalniach innych surowców. Tak się steruje czasem pracy, aby dawki promieniowania nie przekraczały dopuszczalnych norm. Zresztą niejednokrotnie zdarza się, że moc dawki promieniowania w kopalniach węglowych, z uwagi na obecność radu, jest większa niż w kopalniach wydobywających rudy uranowe.
- Pytam o to, bo mam w pamięci opowieści o ludziach pracujących w kopalni w Kowarach...
- W Kowarach zatrzymano wydobycie na początku lat sześćdziesiątych, bo skończyła się ruda. Uran jest w tej chwili relatywnie tani więc eksploatacja tego, co tam jeszcze pozostało, nie bardzo się opłaca. Aczkolwiek są firmy australijskie, które deklarują chęć prowadzenia poszukiwań nowych złóż uranu w Karkonoszach.
- I mają szansę?
- Na razie poszli na Węgry i tam budują nowa kopalnię, pomimo tego że Węgrzy pozamykali swoje stare kopalnie.
- Podczas niedawnej konferencji na temat czystych technologii węglowych, jaka miała miejsce w AGH w Krakowie i na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, padło stwierdzenie, że światowe złoża uranu wyczerpią się za trzydzieści lat.
- W przypadku złóż uranu jest nieco inne podejście niż do złóż ropy naftowej, gazu czy węgla. Mówi się o złożach uranu w cenie do... i określa się pułap cenowy. W tej chwili udokumentowanych złóż uranu w cenie dzisiejszej wystarczy na 85 lat. A nie są to wszystkie rozpoznane złoża. Jeśli mówimy o złożach rozpoznanych, lecz nie udokumentowanych, to ten horyzont wydłuża się do 200-250 lat. Jeśli pozbędziemy się ograniczenia cenowego - a warto powiedzieć w tym miejscu, że w energetyce jądrowej cena samego uranu stanowi niewielki procent ceny paliwa - to cały granit karkonoski można uznać za rudę uranową, a nawet wodę morską można uznać za rudę uranową. W tym ostatnim przypadku, przy założeniu obecnego poziomu konsumpcji uranu i wykorzystaniu tylko jednego procentu uranu obecnego w wodach oceanicznych można założyć - widziałem takie obliczenia - że starczy go na 85 tys. lat. Nie mówiąc już o tym, że czwarta generacja reaktorów to również reaktory na neutrony prędkie, powielające paliwo, czyli wytwarzające więcej paliwa niż wynosił pierwotny wkład. Nasze wnuki może dożyją czasów kiedy będą funkcjonowały reaktory torowe, a toru jest na świecie trzy razy więcej niż uranu więc jest tańszy niż uran.
- Mamy jeszcze inną skalę wagową paliwa jądrowego i odpadów w stosunku do ilości wyprodukowanej energii.
- Klasyczna elektrownia opalana węglem o mocy 1000 MWe to są trzy pociągi węgla dziennie w stosunku do jednej ciężarówki uranu rocznie. Zresztą jeśli policzymy łączną aktywność izotopów promieniotwórczych, uwolnionych w trakcie spalania takiej ilości węgla, to jest ona bez porównania większa niż aktywność uwolniona do środowiska, pochodząca wprost z elektrowni jądrowej.
- UE walczy teraz z emisją CO2, w tym kontekście energetyka jądrowa jest jedynym sposobem produkcji energii elektrycznej na masowa skalę, nie emitującym do atmosfery CO2. Jest to też technologia produkcji znana, można powiedzieć w pełnidojrzała...
- W energetyce jądrowej doświadczenie tej branży zwykło się liczyć w reaktorolatach, czyli w liczbie rektorów razy liczba lat ich eksploatacji. W tej chwili wielkość ta na świecie wynosi 12800 reaktorolat. To bardzo duży kapitał wiedzy i doświadczenia. W tym czasie wydarzyły się tylko dwie (łącznie z czarnobylską) awarie, które pochłonęły ofiary w ludziach. Z drugiej strony istnieje pogląd, że obecnie używane reaktory są niejako odpryskiem programów militarnych. I w zasadzie dopiero trzecia i przyszła - czwarta generacja reaktorów - będą technologiami przygotowanymi w pełni z myślą o pokojowym wykorzystaniu. Oczywiście można dyskutować, czy siekiera została wynaleziona w pierwszym rzędzie po to by rąbać drewno czy bardziej w celu rozbijania głów przeciwnikom.
- Mówię o energetyce jądrowej w ciepłych słowach, nie po to by się Panu przypodobać, a raczej dlatego, że boję się technologii wyłapywania i podziemnej sekwestracji CO2. Czy Pan jako geofizyk podziela moje obawy?
- Ja też się boję tej technologii. Boję się ucieczki CO2 z rurociągów transportowych, podczas zatłaczania itp. CO2 z racji tego, że nie jest gazem trującym, jest lekceważony, ale ponieważ jest cięższy od powietrza, będzie wypełniał zagłębienia i niecki tworząc strefy śmierci i może okazać się groźniejszy od metanu czy innych palnych gazów. Był przypadek w Kamerunie wydobycia się pewnej ilości CO2 spod dna jeziora, co spowodowało unicestwienie życia w najbliższej okolicy. CO2 jest gazem niepalnym, w związku z tym nie da się go w sytuacji awaryjnej unieszkodliwić poprzez podpalenie, tak jak ma to miejsce w przypadku metanu. Sam nie truje, ale blokuje dostęp tlenu, a to przecież wystarczy. Pewne nadzieje na trwałe i bezpieczne związanie dwutlenku węgla dają głęboko zalegające zasolone czy zakwaszone wody, które z punktu widzenia gospodarczej eksploatacji są nieatrakcyjne
- Ale czy nie są to dzisiaj jeszcze technologie z pogranicza fantastyki naukowej? Górnictwo naftowe od lat stosuje sprężony dwutlenek węgla do odbudowy energii złożowej i intensyfikacji wydobycia ropy naftowej. Metoda gazodźwigu jest stara jak świat i można ją znaleźć we wszystkich podręcznikach z zakresu eksploatacji ropy naftowej. Ale skala zdolności górnictwa naftowego do przyjęcia CO2 odpowiada jedynie niewielkiej części potrzeb zawodowej energetyki pracującej na węglu. Do tej pory elektrownie lokalizowano tam, gdzie było zapotrzebowanie na energię elektryczną lub tam, gdzie był łatwy dostęp do paliwa. Teraz trzeba będzie tę politykę zrewolucjonizować i lokalizować elektrownie przede wszystkim tam, gdzie są możliwości łatwej sekwestracji CO2.
- Znam geologów, którzy byli gorącymi orędownikami podziemnej sekwestracji, a teraz przyznają się, że wraz z upływem czasu, coraz bardziej sceptycznie odnoszą się do tych koncepcji. To jest problem - powiedziałbym - bardziej ideologiczny niż technologiczny. Spalając węgiel, ropę naftową czy gaz ziemny, zużywamy surowce cenne dla następnych pokoleń, a tego naszego egoizmu nie zmniejsza podziemna sekwestracja dwutlenku węgla. Może nawet złagodzimy w ten sposób psucie atmosfery emisją gazów cieplarnianych, ale pozostawiamy następnym pokoleniom niemożliwe do usunięcia olbrzymie ilości tego gazu... Zakładamy buńczucznie, że jesteśmy końcówką ludzkości, i po nas już nic nie będzie? Chyba że zatłoczony pod ziemię gaz utworzy substancje przydatne dla następnych pokoleń. Odpady promieniotwórcze też będą dla naszych potomków uciążliwe, ale to są jedyne odpady, które z biegiem czasu przestają być odpadami, ich promieniotwórczość zanika do poziomu naturalnej promieniotwórczości środowiska. Zresztą wiemy, jak je możemy bezpiecznie składować w warstwach geologicznych, dodatkowo odpowiednio je np. zeszkliwiając i zamykając w stalowych pojemnikach. A formacje geologiczne? Dla tych mało aktywnych i krótkożyjących musimy znaleźć struktury, co do których mamy pewność, że nie będą w obszarze aktywności sejsmicznej ani też zainteresowania gospodarczego przez 300 lat, a dla tych bardziej aktywnych - 100 000 lat. Większość odpadów, które w tej chwili produkujemy w Polsce, ma czas połowicznego rozpadu sięgający najwyżej 30 lat, co oznacza, że po dziesięciu takich okresach wartość emitowanego promieniowania jest zupełnie niemierzalna. Nie boję się składowania odpadów promieniotwórczych, bo wiem że można to zrobić bezpiecznie natomiast obawiam się podziemnego składowania CO2.
- Pora przejść do pytania podstawowego: czy będziemy mieć w Polsce energetykę jądrową?
- Pierwszy warunek - to rzeczywiste potrzeby energetyczne, jeszcze produkujemy nieco więcej energii elektrycznej niż potrzebujemy, ale zużywamy na głowę statystycznego mieszkańca 3800 kWh rocznie czyli - na tle innych europejskich krajów - żałośnie mało. Drugi - to tani kredyt gdzieś w okolicach 5 procent rocznie. Trzeba bowiem pamiętać, że elektrownia jądrowa - w odróżnieniu od elektrowni gazowej - kosztuje bardzo dużo jako inwestycja - natomiast jej późniejsza eksploatacja jest relatywnie tania, tańsza nawet od elektrowni węglowej. Po trzecie dostępna technologia. Rynek w tej chwili jest otwarty i w pełni konkurencyjny. Jeśli Polska ogłosiłaby dzisiaj przetarg na budowę elektrowni jądrowej to do tego przetargu stanęłoby co najmniej 5 firm. I wszystkie oferty będą porównywalne ze sobą. Będą oczywiście różne „kruczki” w stylu, a to zatrudnimy więcej dostawców czy podwykonawców lokalnych, a to zrobimy jakiś offset. Teraz kiedy na rynku dostępne są reaktory generacji "trzy plus", mamy zupełnie nową sytuację: reaktory są budowane w fabryce jako produkcja seryjna i montowane z gotowych podzespołów na miejscu przeznaczenia, podczas gdy reaktory drugiej generacji budowano zwykle według indywidualnych projektów bezpośrednio na miejscu, w związku z czym każdy mógł być inny. Poza tym kiedyś budowano reaktory na tyle lat eksploatacji, na ile banki dawały kredyt, czyli z reguły na 30 lat. Czas życia reaktora był dyktowany nie warunkami technicznymi, a kwestiami finansowymi. Obecnie zakłada się 60-letni okres eksploatacji reaktora, co sprawia że inwestycja musi spłacić się w dwukrotnie dłuższym okresie dając przez to tańszą energię. I wreszcie ostatni warunek to: akceptacja społeczna. Nie można sobie wyobrazić budowy elektrowni jądrowej bez przyzwolenia społecznego!
- Kiedy przystępowano do budowy elektrowni w Żarnowcu, wszyscy się z tego cieszyli, zaś akademicki reaktor który miał stanąć na AGH w Krakowie był przejawem dumy całego środowiska akademickiego...
- Z kolei, kiedy ja w 1992 roku rozpocząłem pracę w PAA, na ścianie budynku, gdzie ma siedzibę agencja był napis: ŻARNOBYL i znak promieniowania. Jest ciekawa analogia pomiędzy Polską i Irlandią. W Polsce energetykę jądrową traktowano jako diabła, który przyszedł ze Wschodu, od wielkiego mocarstwa, które na narodzie podległym chce wyćwiczyć nowe technologie, zaś w Irlandii traktowano energetykę jądrową także jako diabła, który także przyszedł ze Wschodu tyle tylko, że z Wielkiej Brytanii. Ale teraz w Irlandii zaczyna się dyskutować o budowie elektrowni jądrowej...
- Widziałem mapy, na których były trzy elektrownie jądrowe w Polsce...
- Idea energetyki jądrowej w Polsce pochodzi z 1974 roku i rozpatrywano wtedy nawet 8 lokalizacji. Później ta liczba malała, w końcu dopuszczono do realizacji dwie: Żarnowiec i Nowy Klempicz. Kontrakt na realizację elektrowni z ZSRR - tak się fatalnie złożyło - podpisano parę miesięcy po wprowadzeniu stanu wojennego. W odbiorze społecznym zostało to potraktowane jako jeden z elementów ucisku społeczeństwa przy czym z uciskiem nie miało to nic wspólnego, a wynikało po prostu z dużo wcześniej przyjętego kalendarza. Mówiło się później, że dwie inwestycje w Polsce są chybione: warszawskie metro i właśnie elektrownia Żarnowiec. Metro jednak się buduje...
- Wróćmy teraz do przyzwolenia społecznego dla energetyki jądrowej w Polsce. Ono jest coraz większe...
- Od czasu awarii w Czarnobylu zlecamy badanie opinii społecznej w tej kwestii regularnie co dwa lata. Do 2004 roku była przewaga przeciwników nad zwolennikami. Choć nigdy nie była to drastyczna różnica: zawsze przeciwników było czterdzieści parę procent, zaś zwolenników trzydzieści parę procent przy dużym marginesie osób niezdecydowanych. Dopiero w 2004 roku nastąpił przełom: 42 do 38 na rzecz energetyki jądrowej. Dalej przy dużym marginesie niezdecydowania. W 2006 roku nastąpiła drastyczna zmiana na plus, choć przyznam się szczerze, że pytanie zostało postawione w sposób trochę nieuczciwy - rozszerzyliśmy je bowiem o dodatkowy człon mówiący o powstrzymaniu efektu cieplarnianego, poprawieniu stanu środowiska. I tu zwolenników było 61 proc. do 29 proc. przeciwników. Drugie pytanie dotyczyło zgody na budowę elektrowni jądrowej w bezpośrednim sąsiedztwie, jeśli spowoduje to dostęp do tańszej energii elektrycznej. I tutaj też było więcej zwolenników, choć dysproporcja nie była już tak znaczna jak przy pierwszym pytaniu. Najwięcej zwolenników jest wśród osób młodych i dobrze wykształconych. Zupełnie odwrotnie niż na Zachodzie. Jesienią będziemy po raz kolejny pytać społeczeństwo o zgodę na budowę elektrowni jądrowej w Polsce.
- Niemcy zaparli się i twierdzą przynajmniej oficjalnie, że będą swoje funkcjonujące już elektrownie jądrowe wygaszać...
- Twierdzą...
- Co innego mówią, a co innego robią...
- To samo powiedziała kiedyś Szwecja. Wprawdzie zamknęła dwa najmniejsze reaktory, ale Szwedzi uważają, że zrobili w tej dziedzinie swoje i nie myślą już o zamykaniu kolejnych, a wręcz przeciwnie, przedłużyli czas eksploatacji działających. W Niemczech też realne jest w tej chwili wydłużenie eksploatacji działających reaktorów. Szwajcaria miała moratorium na budowę nowych reaktorów atomowych i odstąpiła od tego. Na świecie pracuje w tej chwili 440 bloków jądrowych, z czego Europa ma połowę tego stanu posiadania. Reszta jest równo podzielona pomiędzy: Stany Zjednoczone, Kanadę i Meksyk oraz Daleki Wschód i Południową Azję. Na świecie można zaobserwować renesans energetyki jądrowej. Przede wszystkim na Dalekim Wschodzie, głównie w Chinach, Japonii, na Tajwanie, w Korei Południowej czy w południowej Azji - w Indiach i Pakistanie. Wietnam zaczyna myśleć o energetyce jądrowej, a także Indonezja, która ma już decyzje o budowie elektrowni. Zainteresowanie energetyką jądrową obserwujemy także w Europie.
- Białoruś zadeklarowała chęć budowy elektrowni jądrowej.
- Białoruś ma już decyzję. W czasach ZSRR Białoruska SRR miała dwie lokalizacje, od których odstąpiła wtedy i teraz wraca do nich. Rosja chce wybudować ok. 30 reaktorów. Z krajów nam najbliższych na pewno Słowacja będzie budować Mohovce 3 i 4. Elektrownia Bohunice V1 będzie chyba rekonstruowana. W Bohunicach są dwie elektrownie V1 i V2 - każda z nich ma dwa bloki. V-1 to są najstarsze reaktory, takie same jak były w Kozłoduju w Bułgarii i Słowacy wyłączyli jeden blok w 2006 roku, a w tym roku wyłączą drugi - bo obiecali to Unii Europejskiej. Nie było to racjonalne, byłem w tej elektrowni wielokrotnie...
- Ja też....
- I jest to naprawdę dobra elektrownia. Ale słowo się rzekło... I Słowacja będzie budowała teraz nową elektrownię jądrową. Litwa - wiadomo, znamy wszyscy sprawę elektrowni jądrowej w Ignalinie. Czechy już miały budować 2000 MW w technologii jądrowej, aby wyłączyć niektóre elektrownie węglowe, ale teraz "zieloni" doszli do głosu i mój czeski odpowiednik mówi: będziemy budować teraz albo... dopiero za 10 lat. Węgrzy postanowili budować co najmniej dwa następne bloki... Bułgarzy musieli wyłączyć cztery bloki (bo też obiecali to Komisji Europejskiej) więc w to miejsce budują nowe. Rumunia nie tylko buduje nowe bloki w Czernowodzie, ale myśli o nowych lokalizacjach. Ukraina ma w budowie dwa kolejne bloki. Ukraina chce zmienić styl swojej energetyki jądrowej i dąży do tego by być także producentem paliwa. Mają rudy uranu, ale nie chcą go wzbogacać, bo to taka trochę polityczna sprawa, więc zmierzają do tego by sam proces wzbogacania paliwa odbywał się w Rosji i wzbogacony uran do dalszej przeróbki wracał na Ukrainę. Dwa aktualne place budowy w UE to Finlandia (Olkiluoto) i Francja (Flamandville). Zresztą są to bliźniacze reaktory - 1600 MW elektrycznych. Ale jest już decyzja o budowie w Olkiluoto następnego bloku i... kolejnej elektrowni atomowej w Finlandii, już w innej lokalizacji. Prawdopodobnie będzie na samej północy - nad Zatoka Botnicką. Hiszpania i Holandia - te dwa kraje mają w tej chwili moratoria na budowę elektrowni atomowych, ale powoli dojrzewają by się z tego wycofać. We Włoszech w 1987 roku było referendum, w wyniku którego postanowiono zamknąć w 1990 roku wszystkie pracujące elektrownie jądrowe i wstrzymać budowę nowych. Tam wtedy działały cztery elektrownie oraz kolejna - 2 x 800 MW była praktycznie gotowa. Nawet paliwo już było... Włochy są bardzo mocno uzależnione od zewnętrznych dostaw energii elektrycznej i zapewne teraz, po wygranej Berlusconiego, program jądrowy dla energetyki zostanie odblokowany.
- Jeśli tak dalej pójdzie zostaniemy w Europie jedynym antyjądrowym skansenem, będą przyjeżdżać wycieczki i podziwiać jak można żyć bez energii jądrowej...
- Są trzy tradycyjnie antyjądrowe kraje w Europie, które swoją niechęć do energetyki jądrowej mają wpisaną niemal na sztandary. To: Dania, Irlandia, która teraz się trochę już łamie, no i Austria. Przy czym Austria miała już gotową elektrownię jądrową, która była po fizycznym rozruchu. I w 1978 chyba roku, któraś z partii wpadła na pomysł by zrobić referendum. I sprawa została przesądzona różnicą wynoszącą zaledwie półtora procentu głosów...
- Profesor Kazimierz Jeleń, pański następca w AGH, lansuje teraz miłość energii jądrowej do węgla czyli reaktor wysokotemperaturowy...
- Rzeczywiście jest taka technologia, tego typu reaktor pracował nawet już (w Niemczech) przez ponad dwadzieścia lat. To tak zwany „bardzo wysokotemperaturowy rektor", w którym moderatorem jest grafit, a chłodziwem hel, który ogrzewa się do temperatury ponad 1000 stopni Celsjusza. I to jest ciepło odpadowe, które aż grzech wypuszczać w powietrze, więc jest propozycja, by wykorzystać to ciepło do chemicznej przeróbki węgla. Jest jeszcze bardziej ambitna idea, by wykorzystać to wysokotemperaturowe ciepło do termochemicznego rozkładu wody w celu wytworzenia tlenu i wodoru. Tlen po to, aby wydajniej spalać węgiel, a wodór jako niezależne paliwo. Teraz taki reaktor budowany jest w RPA oraz w USA.
- Dziękuję za rozmowę
Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/1210/-1/86/
|
Copyright (C) Gigawat Energia 2002
|