Artykuł opublikowany pod adresem:     http://gigawat.net.pl/article/articleprint/682/-1/61/

Do trzech razy sztuka - Gorączka LNG


Informacje Numery Numer 02/2006

LNG znowu wraca do gry. Jest to już trzecie podejście pod polski rynek. Dwa razy przegrywał z wielką polityką. Teraz wszystko wskazuje, że polityka będzie jego sprzymierzeńcem.

Najpierw wielka polityka zapatrzona była w gazociąg jamalski, później w gazociąg norweski. Teraz polska racja stanu nakazuje zapewnić niezwłocznie alternatywne źródła i kierunki zaopatrzenia gospodarki w paliwa gazowe. Terminal LNG ma tę przewagę nad rurociągami, że nie wiąże gospodarki fizycznie i na stałe z żadnym z dostawców, kierunków czy koncernów - ma więc pewne symptomy wolnej gry. Optymiści deklarują: LNG to najszybsza do zrealizowania recepta na dywersyfikację dostaw i zapewniają: w ciągu dwóch, góra trzech lat – przy politycznym oczywiście wsparciu – na polskim wybrzeżu stanie Gazoport.

Racjonaliści powołujący się na najbardziej doświadczonych japońskich specjalistów mówią o terminach jednak dwa razy dłuższych. LNG nie jest żadnym nowym paliwem, i w przeciwieństwie do np. mieszaniny propanu-butanu (LPG), która głównie otrzymywana jest podczas rafinacji ropy naftowej - to tylko druga obok CNG (gazu sprężonego) forma fizyczna naturalnego gazu ziemnego. Gaz ulega skropleniu, gdy przy normalnym atmosferycznym ciśnieniu zostanie oziębiony do temperatury minus 163 stopni Celsjusza. Zmniejsza wtedy swoją objętość blisko sześćset razy, a wilgotność spada do zera. Jest bezbarwną, bezwonną, nieagresywaną i nietoksyczną cieczą o połowę lżejszą od wody - o liczbie oktanowej bliskiej 130.

Jedynym mankamentem jest konieczność utrzymywania przez cały czas transportu tak niskich temperatur, dlatego do przewozu LNG wymaga statków o specjalnej konstrukcji, dwukrotnie droższych w budowie niż konwencjonalne zbiornikowce, a w portach - skomplikowanych instalacji przeładunkowych. Na lądzie transport lokalny wymaga izotermicznych cystern, ale zazwyczaj skroplony gaz już na nabrzeżu (terminal) doprowadza się na powrót do stanu gazowego w procesie zwanym regazyfikacją i wprowadza do istniejących sieci przesyłowych.

Kryteria ekonomiczne determinują, że transport gazu przy pomocy rurociągów położonych na lądzie opłacalny jest na odległości nie większe niż 5000 kilometrów, zaś wtedy gdy rurociąg biegnie pod wodą, odległość ekonomicznie uzasadniona spada nawet o połowę. Dlatego teżz przy większych odległościach lub przy bardzo trudnych warunkach (Morze Barentsa, Sachalin czy afrykańskie pustynie) w grę wchodzi jedynie transport w formie skroplonej.

Początki światowego handlu skroplonym gazem ziemnym sięgają połowy XX wieku. Pierwsza transakcja na międzykontynentalną skalę miała miejsce w 1959 roku, kiedy to z USA przypłynęła na Wyspy Brytyjskie pierwsza partia skroplonego gazu ziemnego. W połowie lat sześćdziesiątych zarówno Brytyjczycy jak i Francuzi zaczęli skroplony gaz sprowadzać z Algierii. Pod koniec lat sześćdziesiątych Japończycy zaczęli regularnie sprowadzać LNG z Alaski, Australii, Indonezji i Malezji. Na początku lat siedemdziesiątych, w związku z kryzysem naftowym, na masową skalę LNG zaczęły kupować także Stany Zjednoczone. Wprawdzie po zażegnaniu kryzysu zainteresowanie Amerykanów LNG gwałtownie spadło, ale w tym czasie otworzyły się rynki Europy i Dalekiego Wschodu (Korea, Tajwan).
Amerykanie do LNG wrócili dopiero w XXI wieku. Światowy handel LNG począwszy od 1970 roku systematycznie rośnie, jedynie w 1997 roku statystyki odnotowały chwilową stagnację. W 2005 roku wolumen sprzedaży zbliżył się do poziomu 200 mld m sześc.

Wielka dwunastka
Obecnie LNG wytwarzane jest w 12 krajach na świecie, ale już niebawem lista producentów poszerzy się o Norwegię i Rosję, która i w tej dziedzinie nie chce zasypiać gruszek w popiele. Jednak tylko czwórka krajów (Indonezja, Malezja, Algieria i Katar) sprzedają 62 proc. całej światowej produkcji LNG. Mniejszymi graczami na tym rynku jest: Trynidad i Tobago, Nigeria, Australia, Brunei oraz Oman. Dalej idą Zjednoczone Emiraty Arabskie i Libia. Z Alaski do Japonii LNG eksportują także USA, choć per saldo są znaczącym importerem LNG. Już w tym roku ze złóż na Morzu Barentsa zaczną się dostawy LNG realizowane przez Statoil do USA, Hiszpanii i Francji. Kontrakty podpisane na 20 najbliższych lat opiewają na 5,7 mld m sześc. LNG rocznie.

Rosjanie natomiast w konsorcjum ze Shellem począwszy od 2008 roku rozpoczną dostawy ze złóż na Sachalinie do Meksyku i Kalifornii. Przy czym drogę pomiędzy Meksykiem a Kalifornią rosyjski gaz pokona już w formie naturalnej... rurociągiem. BP natomiast negocjuje z rządem płk Muammara al-Kadafiego zasady rozpoczęcia na terytorium Libii poszukiwań i wydobycia, a w następnej kolejności budowy instalacji do skraplania gazu ziemnego, z przeznaczeniem na rynki głównie krajów Unii Europejskiej.



Kto kupuje?
Największym importerem LNG jest Japonia, zresztą innego gazu tam nie używa się, a ciągłość dostaw zapewniają 22 (!!!) terminale rozmieszczone we wszystkich strategicznych punktach archipelagu, zaś gaz sprowadzany jest aż od 9 dostawców. Wobec nikłych własnych zasobów, importowany gaz pokrywa 97 proc. całkowitej konsumpcji Japonii. Dalej na tej liście znajduje się Korea Południowa i USA. Największym europejskim konsumentem LNG jest Hiszpania, która podobnie jak Japonia, ma zdywersyfikowane kierunki zaopatrzenia i skroplony gaz sprowadza aż od 7 dostawców, w tym także z Australii.

Duże ilości sprowadzają Tajwan, Włochy, Francja i Turcja. Belgia i Indie sprowadzają po ok. 3 mld m sześc., zaś Portugalia 1,26 mld m sześc. W Europie terminale posiada Hiszpania (3), Francja (2) i po jednym: Belgia, Włochy, Grecja i Turcja. W planach Unii Europejskiej jest budowa następnych terminali, które mają zwiększyć poziom bezpieczeństwa energetycznego kontynentu i podnieść konkurencyjność dostawców. Istnieją więc realne szanse, że polski terminal, jako najbardziej wysunięty na wschód Europy, będzie współfinansowany ze środków unijnych na zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego kontynentu.



A Polska?
Polska ma niewielkie, ale dość długie doświadczenia w otrzymywaniu gazu skroplonego. Od lat w Odolanowie działa Zakład Odazotowania Gazu “KRIO”. LNG jest tam produktem ubocznym powstającym w procesie odzyskiwania głównie helu, towarzyszącego polskim złożom gazu zaazotowanego. Wydajność działającej od blisko 30 lat instalacji szacowana jest na 2 mld m sześc. rocznie, zaś produkcja LNG mogłaby się zamknąć wielkością 30 ton na dobę. Na razie LNG otrzymywany w Odolanowie zużywany jest na rynku lokalnym, głównie do ogrzewania cieplarni. Niektórzy eksperci twierdzą, że sensowne byłoby skraplanie gazu pochodzącego ze wszystkich złóż zaazotowanych. Wyeliminowano by tym sposobem konieczność utrzymywania podwójnej sieci rozdzielczej jak to ma miejsce w Dolnośląskiej Spółce Gazowniczej. Szacuje się, że oszczędności z tytułu kosztów likwidacji dubeltowej sieci dystrybucyjnej pokryłyby z nawiązką koszty skraplania.

Do trzech razy sztuka...?
Do budowy terminalu LNG w Polsce podchodzono dwukrotnie. Pierwszy raz w 1996 roku PGNiG i Port Gdański podpisały list intencyjny dotyczący udostępnienia terenu pod budowę terminalu LNG. Analizy przeprowadziło konsorcjum PGNiG, Banku Śląskiego i Banku Pekao SA. Terminal miał kosztować ok. 400 mln dolarów i miał być zlokalizowany w okolicach Naftoportu. Za tą lokalizacją przemawiały m.in. istniejące w pobliżu struktury solne nadające się na podziemne magazyny, a także rynek “na zimno” odzyskiwane w procesie regazyfikacji LNG.

W latach 2000-2001 pojawiła się “inicjatywa szczecińska” budowy terminalu LNG w okolicach zespołu portowego Szczecin – Śwnoujście. Motorem projektu był Polimex- Cekop ze swoją grupą kapitałową, którym kieruje Konrad Jaskóła, wieloletni dyrektor naczelny państwowej jeszcze Petrochemii Płockiej. W skład konsorcjum weszły także: Zakłady Chemiczne Police, Stocznia Szczecińskiej Porta Holding, Szczecińskiej Stoczni Remontowej Gryfia, Zespół Elektrowni Dolna Odra, Zarząd Morskiego Portu Szczecin-Świnoujście i Żegluga Polska. Konsorcjum zakładało koszt budowy samego terminalu na poziomie 300 mln dolarów i dodatkowo 700 mln dolarów na własną flotę gazowców, którą miały zbudować szczecińskie stocznie. Każdy z tych projektów miał swoje zalety i wady. Niemniej jednak żadnego nie zrealizowano. Dzisiaj więc wszystko trzeba zaczynać od nowa, choć sporo analiz i opracowań leży w sejfach zarówno PGNiG jak i Polimex-Cekopu. I mogą się jeszcze przydać.

Najważniejsza jest cena
Niepowodzeń w realizacji obu projektów należy upatrywać w pierwszym rzędzie w niekorzystnej aurze politycznej towarzyszącej obu inicjatywom, ale także w relacjach cenowych pomiędzy ceną gazu skroplonego, kupowanego na wolnym rynku, a gazem rosyjskim, transportowanym “wielką rurą” w oparciu o długoletnie kontrakty rządowe, mające swoje podwaliny jeszcze w barterowych umowach surowcowych i sięgających czasów nieistniejącej już Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Niemal odruchowo mówi się, że LNG jest droższy – co wydaje się oczywiste - od gazu sprowadzanego w postaci naturalnej gazociągami. Ale ostatnie rosyjskie ruchy i żądania zharmonizowania ceny gazu na europejskim rynku na poziomie 250 dolarów za 1000 metrów sześciennych diametralnie wywracają dotychczasowy punkt widzenia.

Ceny na europejskim rynku LNG w formule CIF, a więc łącznie z kosztami ubezpieczenia i frachtu do portu przeznaczenia w połowie lat osiemdziesiątych wynosiły ok. 130 dol./1000 m sześc. później zaczęły spadać, by w 1989 roku zatrzymać się na poziomie 70 dolarów. W 1991 roku wzrosły do ponad 100 dolarów, następnie było kilka wahnięć, i w 1999 roku rekordowo niski poziom 60 (!!!) dolarów. Od tamtej pory według danych BP Statistical Review of World Energy 2005, ceny LNG systematycznie idą w górę mniej więcej do obecnego poziomu ok. 150-160 dol./1000 m sześć.

Uruchomienie złóż na Morzu Barentsa oraz na szerszą skalę w Libii, może przyczynić się do ich stabilizacji. Analitycy wskazują, że w 2030 roku światowy handel gazem w postaci LNG przewyższy dostawy gazu realizowane w tradycyjny sposób rurociągami. LNG ma jeszcze jedną zasadniczą przewagę – ze względów technologicznych jest produktem idealnie osuszonym – czego nie można powiedzieć o gazie w rosyjskich rurociągach - i znacznie czystszym, składającym się w zasadzie z samego metanu. W jednej z krakowskich placówek Polskiej Akademii Nauk od lat powtarzana jest historyjka o tym jak laboranci postanowili przepuścić dostarczany do laboratorium gaz – pochodzący właśnie z rosyjskich dostaw - przez chromatograf gazowy i w jego składzie zobaczyli wtedy niemal wszystkie pierwiastki jakie zawiera Układ Mendelejewa. – Dali wszystko co mieli – ktoś wtedy żartował z hojności wschodniego dostawcy.


Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj

Zamów prenumeratę




| Powrót |

Artykuł opublikowany pod adresem:     http://gigawat.net.pl/article/articleprint/682/-1/61/

Copyright (C) Gigawat Energia 2002