Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/683/-1/61/
|
Jak rozwiązać KDT-y czyli... Długoterminowa kwadratura koła
|
Informacje
Numery
Numer 02/2006
Z końcem 2005 roku wygasły dwa kontrakty długoterminowe (KDT). Wielki kontrakt opiewający na wszystkie 12 bloków Elektrowni Bełchatów należącej do BOT i dotyczący dwóch bloków znacznie mniejszej Elektrowni Łagisza, wchodzącej w skład PKE.
I chociaż Bełchatów dostarczał do PSE w ramach KDT-ów niebagatelną ilość 27 TWh energii rocznie po średniej cenie z ostatnich lat niewiele przekraczającej 100 złotych za MW to jednak rewolucji na rynku nie było.
Można tylko powiedzieć, że margines wolnego rynku energii w Polsce poszerzył się. Zatwierdzone przez prezesa URE - taryfy obowiązujące w 12 spółkach dystrybucyjnych przywitały nowy rok podwyżkami dla odbiorców końcowych w granicach od 1,5 do 4,3 procentu. Dla analityków branży nie było to zaskoczeniem, gdyż kontrakt Bełchatowa był nieco zaniżony i w swojej zasadniczej konstrukcji miał “rozwadniać” średnią cenę wszystkich obowiązujących kontraktów. Z kolei kontrakt Łagiszy nie był zbyt ważący dla całego rynku.
Obie elektrownie należące do dwóch największych udziałowców polskiego rynku (BOT i PKE) przygotowują budowę nowych bloków energetycznych i powoli na ten cel organizują pieniądze. Nie będą więc skłonne walczyć o wolny rynek – w imię wyższych ideałów - na “śmierć i życie”.
30 proc. wolnego rynku
Kontraktami długoterminowymi objęte jest nadal ok. 70 proc. rynku energii elektrycznej w Polsce. Udział giełdy w tym rynku jest nadal symboliczny. Producenci mają zagwarantowane satysfakcjonujące ceny, zaś spółki dystrybucyjne i spółki obrotu zmuszone są te ceny płacić i przenoszą – za akceptacją URE – te ceny na odbiorców, którzy i tak nie maja innego wyjścia. Pośrodku jest jeszcze operator systemu przesyłowego, który dolicza swoją marżę.
Kontrakty długoterminowe nie są polską specjalnością, ani też wymysłem polskiej energetyki. Jest to powszechnie znany i stosowany w świecie instrument finansowy, zabezpieczający realizację wielkich inwestycji, których amortyzacja obliczona jest na dziesięciolecia. W Polsce pojawiły się w połowie lat dziewięćdziesiątych. Miały być pomostem i protezą pozwalającą na stosunkowe łagodne odejście od finansowania wielkich inwestycji z budżetu państwa i przejście do komercyjnych instytucji finansowych. Dzięki zawartemu w 1994 roku kontraktowi długoterminowemu zrehabilitowano w pełni Elektrownię Turów i zakończono budowę Elektrowni Opole. Zmodernizowano i unowocześniono wiele bloków w innych elektrowniach wyposażając je w instalacje odsiarczania spalin i racjonalizując zużycie paliwa. Nie jest też tajemnicą, że kontrakty długoterminowe przyczyniły się wyraźnie do rozwoju polskiego sektora bankowego. Na początku 2000 roku szacowano, że co piąta złotówka w portfelu kredytowym działających w Polsce banków ulokowana jest właśnie w inwestycjach energetycznych. Były to i są nadal bardzo dobre i pewne lokaty.
Długoterminowe kontrakty na dostawę energii elektrycznej powstały jako antidotum dla przestarzałego technologicznie sektora elektroenergetyki. W swoim zamierzeniu były one racjonalnym sposobem na finansowanie inwestycji elektroenergetyki o charakterze modernizacyjnym oraz mającym na celu spełnienie norm w zakresie ochrony środowiska naturalnego. W tym czasie potrzeby inwestycyjne sektora oceniano na 2 mld dolarów. Racjonalny na początku program wsparcia procesów modernizacji elektroenergetyki wkrótce uległ znacznemu wypaczeniu. Naciski wytwórców, zarówno na PSE S.A. jak również na Ministerstwo Przemysłu i Handlu, a następnie Ministerstwo Gospodarki spowodowały, że planowana wcześniej bariera 30 proc. mocy objętej kontraktami została bardzo szybko przekroczona. W 1999 sięgnęła ona blisko 70 proc. Co gorsza powszechnemu “rozdawaniu” długoterminowych kontraktów nie towarzyszyły żadne zobowiązania wytwórców energii elektrycznej, dotyczące racjonalizowania kosztów. Taki chyba nie całkiem uzasadniony prezent w postaci kontraktu długoterminowego dostali także inwestorzy elektrociepłowni “Nowa Sarzyna”. A przecież wcale nie musieli...
24 kontrakty
Lista KDT-ów nie jest tajna, ale dość trudno zdobyć ją w komplecie. Spółki bronią się jak mogą przed ujawnieniem swoich kontraktów zasłaniając się co rusz tajemnicą handlową. Nie jest pewne, że dotarliśmy do wszystkich kontraktów, ani też nie ma pewności czy gdzieś na dnie szuflady nie leży jeszcze jakiś zapomniany aneks. Doliczyliśmy się łącznie 24 czynnych KDT-ów.
|
Kwestia rozwiązania KDT i uwolnienia w całości rynku energii w Polsce spędza – bezksutecznie zresztą - sen z powiek kolejnym rządom już od pięciu lat. Trudno też nawet policzyć, ile było koncepcji i pomysłów na rozwiązanie KDT-ów. Ważne, że żaden z nich nie doczekał się realizacji. Sprawa nie jest prosta, albowiem umowa winna być rozwiązana dobrowolnie, zaś odstępujący od umowy wytwórca winien otrzymać rekompensatę “kosztów osieroconych”. Problem w tym, jak rzetelnie i uczciwie wyliczyć te koszty i skąd wziąć na ich pokrycie pieniądze (szacuje się, że potrzeba na to od 14 do 16 mld złotych). A na wszystko muszą się zgodzić jeszcze kredytujące inwestycje banki, bo KDT-y są gwarancją spłaty zaciągniętych kredytów. Zbyt małe odszkodowania spotkają się z ostrym protestem poszkodowanych, zbyt wysokie potraktowane zostaną jako nieuzasadniona pomoc publiczna, niedozwolona w Unii Europejskiej. Splot interesów jest taki, że w każdej sytuacji znajdzie się ktoś niezadowolony i poszkodowany. Ktoś wpływowy i dobrze umocowany. W kraju i zagranicą.
Jacek Piechota – minister gospodarki i pracy w poprzednim rządzie ujawnił, w jednej z wypowiedzi, że jeden z zagranicznych inwestorów, za dobrowolne odejście od kontraktu długoterminowego zażądał rekompensaty wyższej niż odszkodowanie za rozwiązanie całej umowy prywatyzacyjnej. Nie czekając na finał, Komisja Europejska wdrożyła już przeciwko Polsce dochodzenie w sprawie kontraktów długoterminowych. I paradoksalnie to zainteresowanie Komisji może pomóc w skutecznym rozwiązaniu tego problemu.
Do 2024 roku albo dwa lata dłużej
Sceptycy stoją na stanowisku, że najlepiej by było, gdyby czas rozwiązał ten problem. Wprawdzie z końcem bieżącego roku wygasną cztery KDT-y (elektrowni: Łagisza i Połaniec oraz Elektrociepłowni Poznańskich; wygasłby również ten przynależny b. Elektrociepłowniom Warszawskim, ale został on rozwiązany w 2005 r. z inicjatywy EW SA) - ale jednak na samoistne rozwiązanie KDT-ów trzeba by czekać – zakładając że kontrakty dla Pątnowa II i elektrowni gazowej w Żarnowcu nie wejdą w życie – jeszcze 18 lat. 1 lipca 2024 roku wygaśnie bowiem ostatni czynny kontrakt dla Elektrociepłowni Zielona Góra.
Najważniejsze i najbardziej ważące dla rynku są jednak lata 2012–2016. W 2012 roku wygaśnie kontrakt dla Elektrowni Opole, w 2013 - długoletni kontrakt na zakup energii elektrycznej z Elektrociepłowni Kraków, w 2014 roku - kontrakt dla dwóch bloków w Elektrowni Kozienice i w 2016 roku - kontrakt dla Elektrowni Turów. Nikt, nawet najbardziej cierpliwy, nie będzie czekał tyle czasu na uwolnienie rynku energii w Polsce. KDT-y jednak w lwiej części znajdują się nadal w rękach skarbu państwa. Spoczywają bowiem w jednostkach wytwórczych dwóch największych koncernów (BOT i PKE) oraz nie sprywatyzowanych jeszcze elektrowniach (ZE Dolna Odra i Kozienice). Stąd wziął się pomysł, aby przy okazji kolejnej konsolidacji w energetyce, w zamian za odejście od KDT-ów, “wywianować” wytwarzanie aktywami dystrybucyjnymi. Niech przynajmniej wszystko zostanie w rodzinie...
Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj
Zamów prenumeratę
Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/683/-1/61/
|
Copyright (C) Gigawat Energia 2002
|