Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/751/-1/64/
|
Konkurencja w produkcji energii elektrycznej
|
Informacje
Numery
Numer 05/2006
Był czas kiedy państwo rezerwowało sobie wyłączne i jedyne prawo do produkcji energii elektrycznej. A za nielegalną – w rozumieniu oczywiście państwa – jego produkcję, tak jak za pędzenie bimbru, można było trafić nawet do więzienia.
Dzisiaj na internetowym portalu aukcyjnym każdy może kupić sobie już za 335 złotych najmniejszy 650-watowy agregat prądotwórczy. Jak łatwo policzyć, w każdy wat mocy trzeba zainwestować w tym przypadku tylko 50 groszy. Napędza go niewielki dwusuwowy silniczek benzynowym o pojemności zaledwie 50 centymetrów sześciennych. 18-kilogramowe urządzenie można postawić na balkonie i ogłosić całkowitą niezależność energetyczną. Tylko co by było, gdyby wszyscy wpadli jednocześnie na taki pomysł i wszystkie balkony zastawili buczącymi i emitującymi spaliny agregatami. Polska wyglądałaby jak druga Czeczenia lub Gruzja.
Tak jednak nie będzie, bo agregat ów spala 0,68 litra benzyny na godzinę. Jak łatwo policzyć, kilowatogodzina kosztuje mniej więcej tyle co litr etyliny. A więc trochę drogo...
Jednak profesjonalne agregaty dużej mocy napędzane silnikami wysokoprężnymi jak np. jeden z największych: DCS 800 z silnikiem Cumminsa o mocy 640 kW zużywa przy pełnym obciążeniu 161 litrów oleju napędowego na godzinę. W tym wypadku kilowatogodzina w standardzie prądu trójfazowego ma cenę ćwierci litra oleju napędowego. Ale takie urządzenie kosztuje bagatela 400 tys. złotych.
Najstarszy znany w Polsce agregat prądotwórczy można zobaczyć w Muzeum Energetyki przy Elektrowni Łaziska. Jest to gazowy silnik DEUTZ wraz z generatorem prądu, który zasilany był tzw. scheissegazem.
Scheissegaz to - mówiąc elegancko i dokładnie po polsku - biogaz czy jak kto woli – ekogaz, powstający w biologicznej oczyszczalni ścieków.
Agregat ów pracował przed II wojną światową w oczyszczalni ścieków w Bytomiu. Zbudowany został prawdopodobnie na przełomie 1937 i 1938 roku. Miał dwa leżące cylindry i moc blisko 100 kW. Energia elektryczna, którą wytwarzał cały agregat, wystarczała do napędu kompresora napowietrzającego ścieki, oświetlenia i ogrzewania całego obiektu.
Przez wiele lat agregaty prądotwórcze znajdowały się wyłącznie na wyposażeniu wojska i innych służb specjalnych, zaś wyłapywaniem biogazu w oczyszczalniach ścieków, a tym bardziej pożytecznym jego spalaniem w agregatach prądotwórczych nikt sobie nie zawracał głowy. Jedyną formacją cywilną używającą agregatów prądotwórczych były wytwórnie filmowe. Agregaty były wielkie jak sklep, montowano je na ciężarówkach i dymiły jak lokomotywy oraz mocno hałasowały.
Dwa powody
Brało się to z dwóch zasadniczych powodów: dużej niedoskonałości i niskiej sprawności oraz zawodności dostępnych na polskim rynku zespołów prądotwórczych oraz tego, że... bez prądu dało się żyć. Większość strategicznych nawet obiektów obywała się co najwyżej dwustronnym zasilaniem. Nawet w żołnierskich izbach liniowych jednostek rezerwowym źródłem światła była... lampa naftowa, zaś pudełko zapałek jako najbardziej strategiczne narzędzie w tym zestawie przechowywano w dołączonych obok zaplombowanych brezentowych woreczkach.
W połowie lat osiemdziesiątych szokiem dla wszystkich była ekipa japońskiej telewizji, która zaimprowizowała swoje studio otwarte wprost na płycie Placu Czerwonego w Moskwie, źródłem energii dla dwóch reflektorów był agregat wielkości dwóch walizek dyplomatek. Kompaktowy i cichobieżny. Gospodarze nie mogli pojąć, jak Japończycy radzą sobie bez wynajęcia studia w centrum telewizyjnym na Ostankino czy choćby apartamentu w hotelu „Rossija” z balkonem wychodzącym na sobór Wasyla Błogosławionego.
W Polsce przełomem był czas realizacji przez Stevena Spielberga „Listy Schindlera”. Na potrzeby realizacji tego filmu, współprodukująca obraz polska firma Heritage Films Lwa Rywina sprowadziła ze Szwecji cichobieżny agregat prądotwórczy firmy Volvo Penta. Agregat zamontowany był na niewielkiej przyczepce - wprawdzie dwuosiowej, ale pozwalającej ciągnąć go za samochodem osobowym. Nie tylko był cichobieżny, ale posiadał katalityczne dopalanie spalin, tak że tylko drgające ciepłe powietrze nad kominkiem odprowadzającym spaliny sygnalizowało, że urządzenie pracuje.
Datą istotną był rok 2000. Obawa, że nietypowa data może spowodować globalną awarię energetyczną, wywołała zakrojone na szeroka skalę przedsięwzięcia umownie nazwane „problemem roku 2000”. W ramach tej akcji wiele instytucji o podstawowym znaczeniu dla gospodarki jak banki, szpitale, centra handlowe czy istotne urzędy zostało wyposażonych w wysokosprawne agregaty awaryjne.
Skuteczne uzupełnienie
Agregaty, niezależnie od mocy (od kilkuset watów do pół MW), można podzielić na kilka kategorii. Są więc agregaty awaryjne, tzn. takie które w wypadku awaryjnego zaniku zasilania, muszą niezawodnie w jak najkrótszym okresie przejąć na siebie zasilanie. Takie agregaty instalowane są w szpitalach, centrach handlowych, przy terminalach paliwowych, a także w elektrowniach atomowych i konwencjonalnych. Ich przeciwstawieniem są agregaty przeznaczone do pracy ciągłej. W tym przypadku nieistotny jest czas startu, natomiast liczy się przede wszystkim niezawodność długotrwałej pracy pod stałym obciążeniem. Tego typu urządzenia pracują np. w oczyszczalniach ścieków i przy wysypiskach śmieci, gdzie biogaz zamieniany jest na energię elektryczną, na placach budowy, w rolnictwie, wszędzie tam gdzie są potrzeby energetyczne, a nie ma możliwości podłączenia do sieci stacjonarnej lub takie podłączenie jest po prostu nieopłacalne. Agregaty zestawia się np. z masztami oświetleniowymi, stosowanymi na tymczasowych placach składowych czy placach budowy. Powszechność stosowania elektronarzędzi sprawiła, że niewielkimi agregatami posługują się ekipy remontowe, naprawiające połączenia kablowe czy przyłącza gazowe. Prąd niezbędny jest także do zgrzewarek stosowanych przy łączeniu rur z pcv. Zupełnie osobną kategorią są agregaty prądotwórcze sprzęgnięte z przewoźnymi spawarkami elektrycznymi.
Wędrujące po Polsce wraz z lunaparkiem holenderskie 50-metrowe „diabelskie koło” z 32 gondolami mogącymi jednorazowo pomieścić 192 osoby i rozświetlane 16 tysiącami żaróweczek potrzebuje 200 kW mocy, co zapewnia mu towarzyszący agregat zamontowany na „tirze”. Od kilku lat wszystkie imprezy plenerowe na krakowskim rynku zasilane są – pomimo tego, że pod płytą rynku jest olbrzymia stacja transformatorowa – z agregatów prądotwórczych. Ubiegłoroczny Sylwester transmitowany przez telewizyjną „jedynkę” oświetlony został światłami o mocy blisko pół megawata, zaś imprezę obsługiwały agregaty o łącznej mocy... aż megawata. Podobnie jest podczas koncertu finałowego Festiwalu Kultury Żydowskiej, który choć znajduje się o rzut beretem od dawnej siedziby elektrowni miejskiej (dzisiaj siedziby jednego z oddziałów Enionu), też korzysta wyłącznie z własnych agregatów. W Egipcie czy Tunezji potężne, renomowane kompleksy hotelowe zasilane są z własnych agregatów prądotwórczych. Tym sposobem nie potrzeba budować sieci dystrybucyjnej przez pustynię, nie ma problemów z bilansowaniem zapotrzebowania mocy, a tania miejscowa ropa dopełnia rachunku ekonomicznego. Także prawie wszystkie greckie wyspy posiadają własne dieslowskie elektrownie napędzane silnikami okrętowymi opalanymi mazutem. Tu o zastosowaniu agregatów przesądzają warunki techniczne czyniące nieopłacalnymi układanie podmorskich kabli łączących z elektrowniami na stałym lądzie.
Przewoźne i stacjonarne
Agregaty można dzielić na stacjonarne i przewoźne, zasilane etyliną, olejem napędowym, gazem czy biogazem, chłodzone powietrzem, cieczą lub olejem. o konstrukcji otwartej bądź zamkniętej w kontenerze, który może być dźwiękochłonny, wodoodporny czy gazoszczelny. Ciekawą konstrukcją są agregaty przeznaczone dla rolnictwa - bez własnego napędu, a korzystające z napędu... ciągnika poprzez wałek z wyprowadzeniem mocy. Agregaty wytwarzają pod swoją marką wszyscy liczący się producenci silników, podobnie robią także wytwórcy generatorów. Są także firmy niezależne, zestawiające agregaty z najlepszych komponentów. Jedną z polskich takich firm jest FOGO, która wykorzystuje silniki: Iveco, John Deere, Volvo, Mitsubishi oraz włoskie generatory: Sincro. Na rynku można spotkać agregaty z silnikami: Cumminsa, Perkinsa, Volvo, Lamborgini, Deutza.
Osobną grupą są agregaty inwentorowe, zapewniające prąd elektryczny o bardzo stabilnych parametrach. Stosowane są one do zasilania urządzeń cyfrowych i sieci komputerowych. W czasach kiedy uzależnienie od komputerów sięga apogeum, nie wystarczą już klasyczne UPS-y. Większość serwerowni wyposażona jest w takie agregaty, które umożliwiają nieprzerwaną pracę także przy przedłużającym się braku zasilania zewnętrznego.
Kupić czy wynająć?
Nowy wyciszony agregat dużej mocy kosztuje 200, 300 a nawet 400 tys. złotych, ale aby korzystać z agregatów, niekoniecznie trzeba je kupować. Jeśli potrzeby są krótkotrwałe, można je wypożyczyć np. w warszawskim STOENIE, który posiada do wynajęcia przewoźne agregaty prądotwórcze o mocy 630, 400, 295 i 75 kVA wraz z obsługą i podłączeniem. Inna warszawska firma NO PROBLEM wyspecjalizowała się w wynajmie agregatów w ciągu ostatnich 20 lat. Posługuje się głównie agregatami Caterpillara o mocy od 110 do 500 kVA zamontowanymi w dźwiękoszczelnych kontenerach na podwoziach Mercedesa lub MANA.
Wynajęcie agregatu kosztuje 2200 zł plus VAT i koszty paliwa w przypadku największego o mocy 500 kVA - za 16 godzinny dzień pracy wraz z obsługą. Mniejsze są odpowiednio tańsze - najmniejszy 2 kVA - to 250 zł netto. Z usług firmy korzystają stacje telewizyjne, agencje produkcyjno-reklamowe, organizatorzy widowisk plenerowych, a także Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu czy... Najwyższa Izba Kontroli lub Uniwersytet Śląski.
Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj
Zamów prenumeratę
Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/751/-1/64/
|
Copyright (C) Gigawat Energia 2002
|