Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/767/-1/66/
|
Walka z Kontraktami Długoterminowymi: czy będzie to bój ostatni?
|
Informacje
Numery
Numer 07/2006
W strukturze obrotu energią elektryczną w Polsce, w ubiegłym roku – wbrew pozorom – pierwszą pozycję czyli 47 proc. rynku stanowiły kontrakty dwustronne, zaś Minimalne Ilości Energii, które spółki dystrybucyjne obowiązane były kupować od PSE jako strony Kontraktów Długoterminowych stanowiły dopiero 35 proc.
Pochodząca z kogeneracji „czerwona energia” objęta także obowiązkiem zakupu stanowiła 13 proc., zaś „zielona” energia ze źródeł odnawialnych także obowiązkowo wprowadzana do obrotu tylko 3 proc. Giełda Energii i Rynek Bilansujący miały jedynie symboliczny 1 procentowy udział w rynku. I choć udział Kontraktów Długoterminowych będzie z roku na rok malał, to właśnie KDT-y uważane są za głównego hamulcowego na drodze do wolnego rynku.
Jerzy Łaskawiec, wieloletni prezes Elektrowni Turów, zaś obecnie członek Zarządu Holdingu BOT Górnictwo i Energetyka, powszechnie uważany za „ojca chrzestnego” polskich KDT-ów zwykł niemal każdą dyskusje na ich temat zaczynać od stwierdzenia, że... sam ma kontrakt bezterminowy z żoną i nie narzeka... Same KDT-y nie są żadnym grzechem, ale ich podstawowym mankamentem jest to, że w ich konstrukcję nie wpleciono mechanizmów proefektywnościowych. Trzeba jednak powiedzieć, że w 1993 roku kiedy podpisywano pierwsze z nich, pojęcie wolnego rynku energii elektrycznej było mgliste nie tylko w Polsce, ale także w większości krajów ówczesnej Unii Europejskiej.
A to właśnie potrzeba dopasowania potencjału wytwórczego polskiej energetyki, zwłaszcza pod względem norm ekologicznych, była motorem i powodem zabezpieczenia kredytów udzielnych na rynkowych zasadach przez komercyjne banki była praźródłem zawierania KDT-ów. Dzisiaj postrzegane są one jednoznacznie jako niedozwolona pomoc publiczna, blokująca przede wszystkim dostęp do polskiego rynku nowym podmiotom chcącym – po prostu - zarobić na idei wolnego rynku. Chociaż warunki bilansowania oceniane jako niesprzyjające dla wejścia nowych podmiotów – według oceny Komisji Europejskiej – ma nie tylko Polska, ale także Estonia, której tempem rozwoju gospodarczego ostatnio wszyscy się zachłystują, a poza tym także Belgia, Grecja oraz Niemcy.
Do trzech razy sztuka
Po raz pierwszy w 2000 roku podjęto próbę rozwiązania KDT-ów. Ówczesny rząd opracował System Opłat Kompensacyjnych (SOK), który miał gwarantować wytwórcom wypłacanie finansowych rekompensat w przypadku, gdyby cena rynkowa energii elektrycznej po rozwiązaniu KDT-ów spadła poniżej pewnego punktu odniesienia. Środki na ten cel miały pochodzić od tych uczestników rynku, którzy na uwolnieniu rynku mieli zyskać. Koncepcja na pierwszy rzut oka wydawała się uczciwa i rzetelna, ale niewykonalna. Zarówno ówczesne Ministerstwo Finansów, jak i URE miało problemy z przyjęciem metodologii wyznaczania ceny odniesienia. Pod koniec 2001 roku z koncepcji SOK ostatecznie wycofano się. W 2002 roku zaproponowano, aby zobowiązania finansowe wytwórców zostały przejęte przez PSE, zaś oni sami tytułem pokrycia kosztów osieroconych otrzymali jednorazowe rekompensaty finansowe pochodzące z wyemitowanych przez PSE obligacji, których koszt opłacaliby odbiorcy końcowi poprzez opłatę restrukturyzacyjną zawartą w taryfach.
Projekt ten został jednak odrzucony przez Komisję Europejską jako rozwiązanie wyczerpujące znamiona niedozwolonej pomocy publicznej, co więcej ostro skrytykowano jednorazową formę wypłaty rekompensat, bez możliwości monitorowania rozwoju sytuacji rynkowej oraz korygowania wypłacanych rekompensat. Koncepcja nad którą obecnie pracuje rząd powraca w swoim założeniu – najogólniej rzecz ujmując - do idei SOK-u, z tą tylko różnicą, że PSE nie emitowałaby obligacji i nie następowałaby jednorazowa wypłata odszkodowań, a rekompensaty wypłacane byłyby w okresach rocznych. Środki na ten cel miałyby pochodzić z opłat wnoszonych przez odbiorców, a umiejscowionych w taryfach przesyłowych i dystrybucyjnych.
System ten – zdaniem zagranicznych analityków – przypomina hiszpańską metodę „Competetition Transition Costs”. Jednak i metoda hiszpańska krytykowana jest za brak przejrzystości prowadzone są prace nad jej weryfikacją. Ponadto daje ona dotychczasowym uczestnikom rynku sporą możliwość gry z otoczeniem, by tak kształtować ceny, aby nie zapewniały należytej rentowności nowo wchodzącym na rynek konkurentom, którzy nie korzystają już z dopłat. Planowany termin wdrożenia tego programu to 1 lipca 2007 roku, aby było to możliwe projekt stosownych ustaw powinien trafić pod obrady komisji sejmowych nie później niż do 31 sierpnia tego roku.
Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj
Zamów prenumeratę
Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/767/-1/66/
|
Copyright (C) Gigawat Energia 2002
|