Aktualności
|
|
Informacje
Numery
Numer 07/2007
Inspiruje mnie… żona
|
|
Autor: opr. red.
|
Data publikacji: 17.07.2007 22:00
|
„Gazstal” powstał w połowie lat 90. z potrzeby czasu i trudnych realiów rynkowych, kiedy to huty potrzebowały gazu, a PGNiG S.A. pieniędzy. Pośrednictwem w załatwieniu tej sprawy zajął się właśnie „Gazstal”, który zaczął sprzedawać rury z zadłużonych hut do zakładów wiertniczych, sam żyjąc z niewielkiej marży. Od tego czasu minęło prawie 12 lat, huty przestały narzekać na brak gotówki, handel stał się łatwiejszy, a spółka samodzielna. Natomiast szef firmy za swoje osiągnięcia w dziedzinie kształtowania współczesnej gospodarki został uznany menedżerem roku 2006. Zapytany o to, skąd czerpie ciągle nowe pomysły do skutecznego rozwoju firmy, bez wahania odpowiada…
|
Inspiruje mnie… żona
Z Piotrem Pudłowskim, prezesem Zarządu spółki „Gazstal” S.A. w Zielonej Górze rozmawia Bogusława Gaweł
– Panie Prezesie magazyn gospodarczy „Fakty” podał ostatnio, że został Pan menadżerem roku 2006. Proszę powiedzieć, co ten tytuł oznacza w praktyce i przez kogo jest przyznawany?
– Wielkopolskie Stowarzyszenie Badań nad Jakością oraz Redakcja Magazynu Samorządu Gospodarczego Biznes Wielkopolski przyznają tytuł Menedżera Najwyższej Jakości w danym roku zwykle komuś wyróżniającemu się w zarządzaniu firmą w kontekście danego środowiska, regionu, kraju. Chodzi o to, aby działania biznesowe danej firmy były niejako kołem zamachowym dla rozwoju innych firm oraz ich najbliższego otoczenia. Myślę, że w przypadku „Gazstalu” ma to swoje głębokie uzasadnienie, gdyż nasza terminowość w dostawie rur i regulowaniu innych zobowiązań pozwala innym spokojnie realizować swoje zadania, co w praktyce oznacza oszczędność czasu, pieniędzy, no i oczywiście większe możliwości realizacji wyznaczonych celów bez konieczności przymusowych przestojów. Skąd pomysł na taką nagrodę? – Wiadomo, że wielkopolskie jest gospodarne, dlatego też ceni i nagradza to, co przynosi konkretne korzyści i nie szkodzi innym. Jeśli więc przyznaje nagrodę menadżera najwyższej jakości to ma to wartość w pewnym sensie podwójną, gdyż w przypadku tego regionu Polski jakościowa poprzeczka jest nie tylko ustawiona szczególnie wysoko, ale też obwarowana różnymi uwarunkowaniami.
– Panu jednak udało się ją przeskoczyć. Co o tym zadecydowało?
– Przede wszystkim wyniki spółki. Za co bowiem prezes może otrzymać nagrodę, jak nie za wyniki spółki. Jeśli prowadzi się od 12 lat interes, którego kapitałem początkowym było 50 tys. złotych to uważam, że skoro firma ma swoją siedzibę, ma czym handlować, ma płynność finansową to już samo to jest sukcesem. Jeśli jeszcze do tego nasi kontrahenci są zadowoleni to oznacza, że umiemy sobie radzić na rynku. Oznacza również, że prezes właściwie traktuje swoje obowiązki.
– Proszę trochę przybliżyć to właściwe traktowanie obowiązków przez prezesa?
– Przede wszystkim chodzi o to, aby dany zakład nie spóźniał się z płatnościami dla współpracujących z nim firm, żeby jego pracownicy byli spokojni o swoją wypłatę i żeby na koniec roku był jakiś podział zysku tak, aby wspólnicy również mieli swój udział w zyskach. To są główne wymagania stojące przed prezesem. Jeśli ktoś stojący na czele firmy należycie wywiązuje się z tych trzech zasadniczych zadań to jest prezesem najwyższej jakości.
– Rozumiem, że udaje się Panu Prezesowi sprostać tej jakże wymagającej roli…
– Od 12 lat spółka jest dochodowa i nadal ma duże możliwości rozwojowe. Zwłaszcza, że chcemy poszerzyć swój zakres działania. Dotychczas działalność spółki koncentrowała się na dwóch głównych zadaniach: pierwsza z nich związana była z przemysłem naftowym i obejmowała dostawę rur wiertniczych, wydobywczych i przewodowych dla firm zajmujących się poszukiwaniami ropy naftowej
i gazu ziemnego oraz firm budujących rurociągi i gazociągi. Drugi obszar działania to hurtowa sprzedaż wyrobów hutniczych takich jak: blachy czarne gorąco i zimnowalcowane, ocynkowane, nierdzewne, kwasoodporne, aluminiowe, różnego typu kształtowniki zbrojeniowe, gładkie i żebrowane itp. W przyszłości chcemy na przykład konfekcjonować stal, chcemy ją wycinać i kształtować według wymogów kupujących. Jeśli uda nam się zrealizować ten plan to myślę, że spółka odnajdzie swoje miejsce na rynku również w przyszłości.
– Czy mimo ogromnych sukcesów zaczynacie się obawiać o swoją przyszłość? Przecież ciągle istnieje zapotrzebowanie na świadczone przez was usługi?
– Tak naprawdę jesteśmy spółką, która nie jest pewna ani dnia ani godziny i może dlatego dość ważna jest w tym całym interesie rola prezesa. Gdybyśmy przegrali na przykład 3-4 przetargi z rzędu to właściwie by nas nie było. Tym bardziej, że przychody ze sprzedaży hurtowej z placu pokrywają nasze potrzeby zaledwie w 25 procentach. Oznacza to, że trzeba bardzo mocno się starać, być niezwykle czujnym i operatywnym. Startujemy do przetargów wszędzie tam, gdzie jest to możliwe: w Kazachstanie, Szwecji, Danii. Część tych przetargów wygrywamy i to pozwala nam przetrwać. Są to przetargi na ogół na rury wiertnicze, przetargi ogłaszane w prasie, otwarte. Jednak cały czas walczymy o ten rynek. Tam, gdzie mamy informacje, że coś się dzieje, to staramy się tam być. Jeśli gdzieś jest jakieś zapotrzebowanie na nasze usługi tam staramy się złożyć swoją ofertę. Nawet jeśli z góry wiadomo, że mamy małe szanse na wygranie. Liczy się jednak nasza obecność.
– Co decyduje o tym, że ktoś wygrywa lub przegrywa przetarg?
– Informacja. Informacja jest obecnie na świecie towarem najwyższej jakości pod warunkiem, że umie się nią żonglować. Żeby jednak korzystać z możliwości, które daje dobra informacja, trzeba dobrze się orientować w tym, co dzieje się na świecie i kupować rury tam, gdzie są one stosunkowo niedrogie. Trzeba też orientować się w organizowanych przetargach i wybierać te, w których można uczestniczyć pod względem finansowym. Nie na wszystkie przetargi stać każdą spółkę. Trzeba szukać takich zleceń, gdzie możliwości spółki można połączyć z wymaganiami kontrahenta.
– Z tego, co Pan Prezes mówi, wiele wskazuje na to, że „Gazstal” coraz bardziej wychodzi poza granice kraju…
– Takie firmy, jak nasza, już na dobrą sprawę nie mają prawa bytu, jeśliby działały tylko w kraju. Jeśli nie rozszerzymy wachlarza swoich możliwości, to mamy małe szanse na przetrwanie. Bez rozwijania asortymentu, firma po dwóch, trzech latach powinna upaść. A to, że nam się udaje utrzymywać na rynku już przez 12 lat to jest to niewątpliwie spory sukces. I był on możliwy m.in. dzięki temu, że wyszliśmy ze swoimi usługami poza granice kraju.
– Podobno coraz lepsza wizja firmy i dostosowana do niej strategia działania to specjalność Pana Prezesa. Preferuje Pan Prezes plany krótko- czy długo terminowe?
– Wyłącznie długoterminowe. Nie da się żyć tak z dnia na dzień. Trzeba natomiast jak najbardziej aktywnie uczestniczyć w tym, co się dzieje, mieć jak najwięcej informacji i wykorzystywać je w rozwoju firmy. Zarządzanie taką firmą jak „Gazstal” jest znacznie łatwiejsze, odkąd wspólników jest mniej. Myślę, że jeśli uda mi się namówić syna do powrotu z zagranicy i zajęcia się tym interesem, to zaowocuje najprawdopodobniej przeistoczeniem się „Gazstalu” w spółkę rodzinną. Zwłaszcza, że od niedawna jestem jej głównym udziałowcem.
– Czy jest Pan zadowolony z tego rozwiązania?
– Jak najbardziej, gdyż to upraszcza wiele spraw. Tym bardziej, że firma miała wspólników, którzy przeciwstawiali się rozwojowi. Myślę, że z rodziną można się szybciej dogadać niż z obcymi. Moja żona ma bardzo zdrowe podejście do handlu. Ja np. jestem niczym koń wyścigowy. Natomiast żona ma w pogotowiu lejce i ostrogi i - jak trzeba - to lejcami trochę przetrzyma, a - jak trzeba - to ostrogą zmusi do galopu. Słowem bardzo mnie inspiruje... Jest to niezwykle ważne zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym.
– Panie Prezesie, przed „Gazstalem” teraz lata trudniejsze czy łatwiejsze niż dotychczas?
– Mamy teraz trochę ułatwione zadanie, gdyż są już nawiązane kontakty właściwie na całym świecie. Poza tym na kilku ostatnich przetargach byliśmy właściwie jedynymi kontrahentami, którzy złożyli swoją ofertę, podczas, gdy wcześniej było 16 i więcej podmiotów. Jednak mimo sporej konkurencji to my wygrywamy przetargi, bo nikt nie jest w stanie nas cenowo przebić. Zwłaszcza, że trzeba złożyć wadium w wysokości np. dwóch milionów złotych, co zawsze jest sporym ryzykiem.
– Czy artykuły prasowe, które ukazały się na łamach prasy w ciągu ostatnich dwóch lat pomogły czy zaszkodziły „Gazstalowi”?
– Prawdopodobnie miały zamiar zaszkodzić. Mamy jednak wolny rynek i jest to pewna forma walki. Musimy się z tym liczyć, choć przyznaję, że nie zawsze jest to przyjemne. Niemcy chcieli nas trochę postraszyć. Ale my nie mieliśmy powodów do lęku, dalej robiliśmy swoje i sprawa się powoli rozwiała. Wiadomo, że człowiek się denerwuje, kiedy czyta się o sobie rzeczy, które nie są zgodne z prawdą. Jednak ludzie, którzy znają i osobę i spółkę po przeczytaniu takich tekstów od razu wiedzieli, o co tak naprawdę chodzi. Nie miałem żadnego telefonu, który by wymagał ode mnie tłumaczenia się ze swoich poczynań, raczej ubolewanie z tego powodu, że te artykuły miały taki napastliwy charakter.
– Powiedział Pan na początku, że „Gazstal” w dzisiejszych czasach nie ma racji bytu...
– Byt takiej spółki jak nasza oparty jest o wygrane przetargi. Wystarczy jednak, że konkurencja przejmie przez jakiś czas prowadzenie, wówczas dalsza nasza działalność może znaleźć się pod znakiem zapytania. Dlatego też myślimy o uruchomieniu sprzedaży stali. Chcemy ją kroić, pakować, wycinać, przede wszystkim po to, żeby być na tym rynku konkurencyjnym cenowo. Zwłaszcza, że mamy zamiar produkować pod rynek lokalny.
– Czy handel rurami może być fascynujący?
– Proszę Pani. Fascynować się nie ma czym, bo jest to taka sama praca, jak każda inna. Kiedyś jeden filozof zapytał: jest życie tragedią czy komedią raczej? „Tragedią, odrzekł mędrzec, a lić dodał dla poprawki, że posiada nienajgorsze komediowe wstawki”. Tak i tutaj, trzeba się sporo napracować, a rzadko miewa się satysfakcję. Mimo to czuję się spełniony, dzieci mam już dorosłe, dobrze wykształcone. Mam też wnuki, co daje mi w pewnym sensie gwarancję, że rozkręcony przeze mnie interes znajdzie swoich następców. Świadomość tego daje mi ciągle nową motywację do pracy.
– Proszę powiedzieć, jaki jest obecnie związek Gazstalu z PGNiG-iem?
– Formalnego związku już nie ma, skończył się w momencie, kiedy PGNIG przestał być udziałowcem „Gazstalu”, czyli dwa lata temu. Udziały zostały sprzedane.
– „Gazstal” ma na swym koncie liczne nagrody i wyróżnienia. Czy to pomaga w nawiązywaniu kontaktów handlowych, czy też utrudnia sprawę?
– Trudno na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie, zwłaszcza, że zdobywanie nagród i wyróżnień zarówno na szczeblu krajowym, jak i regionalnym nie jest dla nas ani celem, ani też wyzwaniem. Otrzymujemy je niejako przy okazji angażowania się w życie regionu, czy danej branży. Nie mniej jednak nie nagrody nas mobilizują do dobrej pracy. One jedynie potwierdzają, że opłaca się być uczciwym, wiarygodnym, bo to zawsze budzi uznanie…
Dziękuję za rozmowę.
|
|
|
|