Aktualności
|
|
Informacje
Numery
Numer 03/2004
Polska energetyka na greckich wyspach. Jacek Balcewicz specjalnie dla „EG” pisze z Krety
|
|
Wystarczą tylko 2 godziny i 20 minut, aby Boeing 737 - 400, lecąc z maksymalną dla siebie prędkością 800 km na godzinę, przeniósł nas na sam środek Morza Śródziemnego. Nie licząc oczywiście godzinnego oczekiwania na ziemi, zanim rozładuje się powietrzny korek nad Grecją. Tu z wody wyłaniają się resztki zatopionych niegdyś, krasowiejących wapiennych gór ciągnących się kiedyś od Peloponezu do Azji Mniejszej. To Kreta. Najbardziej wysunięta na południe grecka wyspa. Stąd właśnie ma wywodzić się najwcześniejsza europejska cywilizacja.
Najstarsze ślady ludzkiego osadnictwa sięgają 6 wieku przed naszą erą kiedy przybywa tu ludność zarówno z Libii jak i Syrii. Cztery tysiące lat temu powstają tu pierwsze skupiska o charakterze miejskim, które o dziwo w większości nie posiadały fortyfikacji miejskich. Budowano drogi i pałace. Stolica w Knosos nie tylko rozszerzała swoje wpływy na całą wyspę, ale podporządkowała sobie Grecję właściwą, wybrzeża Azji Mniejszej, wyspy na Morzu Egejskim, Sycylię, południowe Włochy, Cyklady, Cypr, Rodos i Maltę.
|
Wybuch wulkanu Thera na pobliskiej wyspie Santorini wprawdzie nie zniszczył Krety, ale wyraźnie osłabił jej pozycję. Wulkan, którego krater dzisiaj schowany jest w morskich głębinach podobno nie powiedział jeszcze swojego ostatniego słowa i w każdej chwili może dać znać o sobie. Strategiczne położenie wyspy nie pozwalało o nim zapomnieć.
Na przestrzeni dziejów rządzili tutaj Rzymianie, a Arabowie uczynili główną bazę piratów i centrum handlu niewolnikami. Zdobywali ją Krzyżowcy. Władali Wenecjanie. Była samodzielna i samorządna. O nią Turcy walczyli z Grekami. W 1913 roku ostatecznie stała się częścią Grecji, a w czasie II wojny światowej swoją bazę wojenną urządzili tu Brytyjczycy. W 1941 w wyniku niemieckiej operacji Merkur wyspę opanowali żołnierze Wehrmachtu pozostając na niej do 1944 roku. W 1951 roku swoje bazy wojskowe ulokowali tu Amerykanie. Przez okna hali odlotów na lotnisku w Chania widać gołym okiem schrony, w których stacjonują myśliwce, zaś napisy zakazujące fotografowania potwierdzają, iż jesteśmy właściwie na terenie wojskowym. Obok cywilnej płyty postojowej, zupełnie nie schowany stoi „AWACS” gotowy do lotu czy to w rejon Libii czy Iraku. Przelatujące od czasu do czasu trójki myśliwców potwierdzają, że NATO czuwa... Choć patrolowanie Krety z ponaddźwiękową prędkością wymaga zegarmistrzowskich umiejętności, bo wyspa ma raptem 260 kilometrów długości i w porywach do 50 kilometrów szerokości.
Według unijnych standardów
Zjednoczona Europa przez pryzmat rządowych reklamówek jawi się nam jako organizm uporządkowany, wystandaryzowany i zunifikowany. Kreta jest częścią Grecji, zaś Grecja częścią Unii więc z zażartą ciekawością przyglądałem się unijnemu porządkowi z kreteńskiej perspektywy. Już na wstępie mi powiedziano, iż Grecy bardzo nie lubią jak się im coś każe. Sami wiedzą, co jest dla nich najlepsze i postępują tak jak chcą. Jeżdżą wprawdzie z polotem, ale przepisy mają za nic, omijają z lewej i z prawej, miłośnicy jednośladów nie kochają zbytnio ochronnych kasków, zaś drogi - nawet te budowane z unijnych środków - często pozbawione są... chodników. Tu nikt nie troszczy się o ochronę krajobrazu, choć właśnie krajobraz oferowany jest w pierwszym rzędzie turystom z całego świata jako niepowtarzalny towar. Napowietrzne linie energetyczne to normalka. Nikomu nie przeszkadza to, że na pierwszym planie wspaniałego pensjonatu czy hotelu stoi potężny transformator na słupie. Nikogo też nie dziwi kabel wyłaniający się z piasku na... plaży. Za to taksówki, choć różnych modeli, pomalowane są jednakowo: granatowe z białymi dachami. Sieć stacji paliw jest – jak na wyspę – dobrze rozwinięta. Obecne są wszystkie liczące się koncerny światowe i firmy lokalne, chociaż w większości są to stacje małe, towarzyszące lokalnym warsztatom czy garażom – ot, dwa lub trzy dystrybutory wbudowane niekiedy wręcz w... budynki mieszkalne. I chociaż na Krecie nasłonecznienie jest chyba najlepsze z możliwych w zamieszkałych terenach, zaś latem nie ma zupełnie deszczowych czy pochmurnych dni to na próżno można by tu wyglądać ogniw fotowoltaicznych. Nawet na stacjach koncernu BP chlubiącego się wspaniałym ponoć programem „Solarex”. Za to każdy dom na Krecie wyposażony jest obowiązkowo w słoneczne kolektory służące do podgrzewania wody. Tu słońce pracuje na całego. Na każdym hotelu stoją ich całe baterie. A o intensywności nasłonecznienia można się przekonać, kiedy w samo południe nie da się na plaży postawić gołej stopy na piasku.
Polski ślad
Rozwój turystki pociąga za sobą w sposób naturalny rosnący popyt na energię elektryczną. Choć ciepłą wodę grzeje teraz słońce, to jednak klimatyzator i lodówki potrzebują energii elektrycznej. Jak ją dostarczyć na wyspę oddaloną o pół tysiąca kilometrów od stałego lądu, zwłaszcza jeśli pod drodze jest głęboki na ponad 2000 metrów Rów Kreteński? Nie ma innego wyjścia - energię elektryczną trzeba wyprodukować na miejscu.
Polska energetyka na greckich wyspach pojawiła się w latach osiemdziesiątych. Miały to być ponoć międzyrządowe rozliczenia z tytułu uprawnień emerytalnych nabytych w Polsce przez blisko 100-tysięczną rzeszę greckich uchodźców politycznych. Projekty zrodziły się w katowickim „Energoprojekcie”, zaś dostarczycielem potężnych silników i reszty oprzyrządowania były zakłady im. Hipolita Cegielskiego z Poznania. Wykorzystywano tu typowe jednostki napędowe stosowane w przemyśle okrętowym – dwusuwowe, niskoobrotowe silniki wysokoprężne. Największa elektrownia dieslowska o łącznej mocy 50 MW (4x12,28 MW) zasila w energię elektryczną właśnie Kretę. Znajduje się w miejscowości Linopermata nieopodal stolicy wyspy - Iraklionu.
Dokładnie o połowę mniejsza elektrownia z polskim rodowodem pracuje na innej znanej greckiej wyspie Rodos (2x12,28 MW). Kolejne to wyspy Lesbos (1x11 MW), Chios (1x11 MW), Samos (2x6,3 MW), Paros (2x6,3 MW), Syros (1x6,3 MW). Pracuje także już druga generacja obiektów wybudowana przez Polaków „pod klucz” z końcem lat dziewięćdziesiątych: Samos II (2x12,28 MW) i Chios II (2x12,28 MW).
Inżynier Jerzy Mierzejewski, generalny projektant katowickiego „Energoprojektu” powszechnie uznawany za „ojca chrzestnego” tej technologii przygotowuje teraz koncepcje rehabilitacji obiektów wybudowanych 20 lat temu z uwzględnieniem obowiązujący norm ekologicznych (hałas, siarka w spalinach), a także całkiem nowy projekt elektrowni dla wyspy Kos – drugiej po Rodos, co do wielkości, wyspie Dodekanezu. Polskim atrybutem są przede wszystkim niezawodne i niepokonane do tej pory w precyzji wykonania poznańskie silniki – mówi inż. Mierzejewski. Po piętach drepcze wprawdzie koreański „Hyunday”, ale poznańska jakość nie ma sobie jeszcze równych. A w energetyce - zwłaszcza wyspiarskiej - jest to parametr pierwszorzędnej wagi. Trudno sobie bowiem wyobrazić w dzisiejszych czasach wyłączenie prądu na całej wyspie na czas remontu silnika. Choć strategiczne obiekty hotelowo-gastronomiczne niekiedy instalują na zapleczach - niczym polskie banki - własne agregaty prądotwórcze – tak jak to podpatrzyłem na tyłach kompleksu tawern portowych w porcie Chania.
P.S. Prawo Archimedesa dotyczy także powietrza (mieszanina gazów) i cen. Cena w powietrzu traci na wartości tyle ile wynosi VAT, akcyza i inne dodatki. W powietrznym sklepiku na pokładzie samolotu butelka (0,7 l) koniaku Martell XO kosztuje tylko 210 zł podczas gdy na ziemi - z banderolką ministra finansów - drobne 1150 złotych.
|
|
|
|