Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 09/2002

Nie wycofamy się z Polski… Lodołamacz starych nawyków

Z Hannu Kostiainenem, prezesem Zarządu i dyrektorem generalnym VATTENFALL POLEN AB Spółka Akcyjna rozmawia Sylwester Wolak

- W roku 1999 VATTENFALL kupił 55% akcji Elektrociepłowni Warszawskich, największego w kraju producenta ciepła. Od roku 2001 jesteście blisko 33-procentowym udziałowcem Górnośląskiego Zakładu Elektroenergetycznego, największej w kraju spółki dystrybucji energii elektrycznej. Jeśli dodać do tego jeszcze 48% Waszych udziałów w SWE-POL LINK będącym właścicielem podmorskiego kabla energetycznego łączącego Szwecję z Polską – to można odnieść wrażenie, iż VATTENFALL jest bardzo mocno zainteresowany zajęciem pozycji lidera na polskim rynku energetycznym. Tymczasem w marcu tego roku sprzedaliście udziały w Ostrowskim Zakładzie Ciepłowniczym i wkrótce po tym – w E-MPEC Ustka. Natychmiast pojawiły się głosy, iż zainteresowanie VATTENFALLA naszym krajem osłabło i że należy się liczyć nawet z wycofaniem koncernu z Polski… Czy faktycznie – Panie Prezesie – polski rynek przestał być interesujący dla VATTENFALL AB?
- Nie. To nie są prawdziwe głosy. Trzeba popatrzeć na naszą historię w Polsce. Pojawiliśmy się tu w roku 1992 i jesteśmy nieprzerwanie, zdając sobie sprawę, że polski rynek to nie miejsce, gdzie się robi błyskawiczne interesy, lecz gdzie trzeba postawić na bardziej długofalowe działania. Na początku naszej obecności w Polsce oferowaliśmy swoje usługi serwisowe różnym odbiorcom w przemyśle. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych kupiliśmy udziały w Ostrowie i Ustce i to był początek naszego zaangażowania kapitałowego w polskie przedsiębiorstwa. Dalsze zakupy Elektrociepłowni Warszawskich i Górnośląskiego Zakładu Elektroenergetycznego potwierdziły, iż jesteśmy poważnie zainteresowani obecnością na polskim rynku -zainwestowaliśmy tu około 480 milionów dolarów. Nasze wejście kapitałowe do EW i GZE poskutkuje jeszcze dalszymi inwestycjami na kwotę około 2 miliardów dolarów. Dodajmy, że już dziś łączne przychody tych 2 przedsiębiorstw wynoszą około 4 miliardów złotych i jest tam zatrudnionych ponad 6000 osób. To duże organizmy – a przy tej skali i trudności są większe niż przy niewielkich zakładach. Dlatego uznaliśmy, że skoncentrujemy się na dużych firmach, a udziały w mniejszych, które nie miały szans stać się naszym podstawowym biznesem w Polsce, postanowiliśmy odsprzedać. Nasza koncentracja na EW i GZE wynika m.in. z potrzeby reorganizacji tych przedsiębiorstw w takim kierunku, by w dającym się przewidzieć czasie mogły one stać się przedsięwzięciami dochodowymi.
- Obejmując udziały w EW i GZE, VATTENFALL zobowiązał się do zainwestowania w nie łącznie około 5 miliardów złotych. Czy obietnica wyłożenia pieniędzy na modernizację tych jednostek i na podniesienie ich konkurencyjności ma szansę być dotrzymana – zwłaszcza w kontekście skomplikowanej sytuacji ekonomicznej w kraju?
- Oczywiście, że chcemy dotrzymać złożonych obietnic. Sytuacja ekonomiczna kraju wpłynie jednak na tempo naszych inwestycji. Zamierzamy negocjować z ministrem Skarbu by ustalić, które z inwestycji są na dziś bezwzględnie konieczne, a z którymi można poczekać jeszcze jakiś czas. Dlatego przyszły rok i rok 2004 będą okresem swego rodzaju wyczekiwania i badania, które inwestycję są już teraz niezbędnie konieczne, a które nie.
- Rozumiem, że badanie przyszłych inwestycji będzie miało na celu określenie, czy mają one szansę przynieść zysk…
- Tak. Będziemy je rozpatrywać pod kątem ich dochodowości… To obowiązek względem pozostałych udziałowców tych 2 przedsiębiorstw i naszych klientów.
- Czasami słyszy się, że VATTENFALL kupił TYLKO 55% akcji EW i TYLKO 33% akcji GZE, ale już teraz jest uważany za głównego właściciela tych przedsiębiorstw. Proszę powiedzieć, jakie są dalsze plany koncernu w kwestii zwiększenia stanu posiadania akcji obu spółek.
- W umowie prywatyzacyjnej mamy zagwarantowane objęcie większości udziałów GZE w roku 2003. I prostuję, nie uważamy się za jedynego właściciela obu tych przedsiębiorstw. Wszelkie decyzje uzgadniamy z Ministerstwem Skarbu, w którego posiadaniu znajduje się większość pozostałych akcji tych spółek. Trzeba też podkreślić, że nabywanie przez nas pozostałych udziałów nie zależy wyłącznie od nas. Decydentem w tej sprawie jest minister Skarbu. Mamy nadzieję, że ministerstwo podejmie decyzję w sprawie sprzedania nam wszystkich udziałów obu spółek, które są obecnie w dyspozycji Skarbu Państwa.
- A co z Waszym udziałem w prywatyzacji innych firm polskiego sektora energetycznego? Prywatyzacja jest dobrą okazją do dalszych akwizycji, zwłaszcza że – jak wyczytałem na Waszej stronie internetowej – pragniecie być jedną z najważniejszych firm energetycznych w Polsce i właśnie stąd chcecie startować na rynki innych państw Europy Centralnej i Wschodniej… Czy 11% rynku energii elektrycznej i 25% rynku energii cieplnej w kraju to już wystarczające wielkości by się uważać za lidera w polskiej branży energetycznej?
- Te 11% energii elektrycznej i 25% energii cieplnej wystarczą by być postrzeganym jako poważny gracz na rynku. I w obecnej sytuacji gospodarczej raczej nie sądzę byśmy mieli być zainteresowani nowymi nabytkami. Inna przyczyna jest prozaiczna. Jeśli już zainwestowaliśmy w Polsce prawie 500 milionów dolarów i jeśli w niedługim czasie zainwestujemy jeszcze około 1,5 miliarda dolarów – to teraz musimy sprawdzić, czy nasze inwestycje są korzystne. A sytuacja gospodarcza nie sprzyja przecież naszym klientom, których często nie stać, by płacić rachunki za energię. To zaś sprawia, że nie możemy odnieść spodziewanych korzyści z już zainwestowanego kapitału. Krótko mówiąc, nie możemy kupować następnych przedsiębiorstw, dopóki te, w które już zainwestowaliśmy, nie zaczną wypracowywać zysków.
- Od lipca w Górnośląskim Zakładzie Elektroenergetycznym funkcjonuje nowa struktura. Jak się dowiedziałem, ma to pomóc w dostosowaniu się dystrybutora z Gliwic do wymagań, stawianych podobnym firmom w Unii Europejskiej.
- Główną ideą tej rekonstrukcji było wprowadzenie struktury, umożliwiającej jak najprostsze funkcjonowanie grupy spółek działających w ramach GZE. Chcemy by wszystko było proste, czytelne i zrozumiałe, by skoncentrować nasze działania w 3-4 spółkach GZE. Dodam tu, że restrukturyzacja w GZE trwa od lat i że przyniosła wiele pozytywnych efektów. Najnowsze zmiany mają na celu większe zaangażowanie średniego szczebla zarządzania w procesy podejmowania decyzji, przekazania pewnych kompetencji „z góry” właśnie temu szczeblowi, który dzięki temu ma szansę dalszego rozwoju. Ale podkreślę jeszcze raz, że niedawne zmiany mają zapewnić przede wszystkim większą prostotę działania, zrozumiałość pewnych operacji i czystość w biznesie. Dzięki nowej strukturze wykluczyliśmy możliwość skrośnego subsydiowania działalności, które przynoszą deficyt operacjami przynoszącymi zysk. W nowej strukturze sprzedażą energii zajmuje się OBRÓT, a spółka przesyłowa świadczy usługi przesyłowe. Są to 2 niezależne od siebie podmioty, a to wyklucza np. ciche subsydiowanie jednej spółki przed drugą – bez względu na to czy myślimy o oficjalnym przelewaniu pieniędzy z jednego konta na drugie, czy też o nieoficjalnym przekazywaniu środków „pod stołem”. Jeśli coś jest proste i czytelne – to znaczy, że jest uczciwe gdyż nie ma nic do ukrycia…
- A co z restrukturyzacją Elektrociepłowni Warszawskich?
- Tam ten proces trwa również od kilku lat. Dyskutujemy o tym, w jakim kierunku winna pójść nasza podstawowa działalność, w jakich obszarach korzystać z outsourcingu itp., które obszary naszej działalności należałoby podzielić, a które połączyć itd.
- Przedsiębiorstwo musi się rozwijać, ciągle modernizować, polepszać jakość swoich usług. Przekazaliście GZE SA swoje know-how, swój konsulting pozwalający poszerzać ofertę zakładu i to – co w ogólnym pojęciu sprawia, że firma jest przyjazna dla swoich klientów. Na co jeszcze może liczyć przedsiębiorstwo, w którym objęliście udziały?
- Na pewno przekazaliśmy też naszą wiedzę dotyczącą operowania na uwolnionym rynku energii. To się przydaje, gdyż sytuacja na wolnym rynku jest zdecydowanie różna od stanu panującego na rynku regulowanym. I jestem pewien, że różnice, jakie pojawią się po całkowitym uwolnieniu rynku, zaskoczą niejednego. My staramy się by nie zaskoczyły one naszych pracowników.
- A jak Pan ocenia współpracę VATTENFALLA z pozostałymi udziałowcami GZE i EW? Czy nasz minister Skarbu jest dobrym partnerem do robienia interesów?
- Jest bardzo dobrym partnerem. Nie mieliśmy dotychczas żadnych problemów z Ministerstwem Skarbu, jeśli chodzi o nadzór nad zarządzaniem spółkami. Stąd nasza współpraca jest naprawdę bardzo dobra…
- To zaskakująca odpowiedź – zwłaszcza w kontekście tego, że musicie dostarczać energię także tym, którzy nie mają zwyczaju za nią płacić. To nie kto inny, lecz właśnie polski rząd zakazał Wam wstrzymywania dostaw energii dla Polskich Kolei Państwowych. A przecież PKP – w powszechnym mniemaniu – nie płacą. Czy ten rządowy zakaz uważacie za ekonomicznie sprawiedliwy?
- Teraz kolej płaci nam już za dostarczaną energię. Mieliśmy podobne problemy również z innymi przedsiębiorstwami państwowymi i o tym intensywnie dyskutowaliśmy z przedstawicielami rządu. Nie ukrywam, że to w dalszym ciągu jest jeden z głównych problemów naszej działalności w Polsce. Ale musimy pamiętać, że niewypłacalność odbiorców energii to problem całego kraju i wszystkich spółek dystrybucyjnych oraz PSE. Na nas zwraca się uwagę bo jesteśmy pierwszym inwestorem zagranicznym w tej branży, traktowanym często jako „lodołamacz” przecierający szlaki w dotychczasowej rzeczywistości niedobrych nawyków i zwyczajów.
- Urząd Regulacji Energetyki odmawia inwestorom uznania ich kosztów organizacji kapitału na zakup przedsiębiorstw jako kosztów uzasadnionych. Z pewnością niemożliwość „wrzucenia w koszty” kapitału zainwestowanego w zakupy spółek jest bardzo niewygodna również dla Was. Takie zasady nie obowiązują na innych rynkach…
- Dyskutowaliśmy wielekroć z URE na ten temat. Musimy jednak uwzględniać polską rzeczywistość, a w szczególności sytuację ekonomiczną. Podobnie zresztą ma się rzecz z podatkami. By otrzymać zwrot nadpłaconego podatku, musimy czekać sporo czasu. Inwestorzy funkcjonujący w systemie kapitalistycznym są przyzwyczajeni do szybkiego przepływu kapitału. Gdy nie ma gwarancji szybkiego obracania pieniędzmi i wypracowywania zysku, państwo może stracić szansę pozyskania poważnych inwestorów z zagranicy. Mam nadzieję, że w ciągu roku, może dwóch lat, polski system podatkowy uwzględni te oczekiwania.
- Prywatyzacja – po polsku – oznacza sprzedaż państwowych udziałów inwestorom prywatnym. W przypadku VATTENFALLA sprawa wygląda mniej więcej tak, że polski minister Skarbu sprzedaje udziały państwowej spółki inwestorowi zagranicznemu, który również jest przedsiębiorstwem państwowym. U nas tyle się mówi, że przedsiębiorstwo państwowe nie ma szansy być efektywnym i dlatego trzeba prywatyzować. Tymczasem praktyka pokazuje, że inwestorami na naszym rynku energetycznym są – oprócz VATTENFALLA – często inne zagraniczne przedsiębiorstwa państwowe, które są gwarantem podniesienia efektywności działania „prywatyzowanych” spółek Skarbu Państwa. Panie Prezesie, jak to się dzieje, że państwowe przedsiębiorstwo polskie jest mniej efektywne od państwowego przedsiębiorstwa z Niemiec, Szwecji czy Francji? Czy to wina nadmiaru polityki w gospodarce, a może różnic mentalnościowych pomiędzy Polakami, a przedstawicielami innych nacji, czy też tego, że po prostu nie wiemy jak „robić biznes”?
- Tu pewnie jest wiele przyczyn. Pierwsza: historyczna. W Skandynawii system kapitalistyczny i wolny rynek mamy od 50-100 lat. Mieliśmy więc czas nauczyć się działania w tym systemie. Dla porównania, wolny rynek w Polsce funkcjonuje od 10 lat… Pamiętajmy też o jednej rzeczy, że VATTENFALL nigdy nie był i nie jest monopolistą nawet na rodzimym rynku. Zawsze musieliśmy walczyć o swoją pozycję nie tylko w Szwecji, ale w całej Skandynawii. Tu jest różnica między nami, a np. EdF, które jest monopolistą na swoim rynku. Muszę przyznać, że mamy w Skandynawii pozycję dominującą, ale nie jest to monopol.
- O ile dobrze zrozumiałem, to uważa Pan, że inwestor zagraniczny w Polsce jest nie tylko właścicielem części lub całości przedsiębiorstwa, ale – w pewnym sensie – doradcą, przekazującym nam swoje wieloletnie doświadczenia z obecności na wolnym rynku…
- Właśnie tak myślę. Sądzę, że mamy sporo do przekazania polskiej gospodarce, polskiemu sektorowi energetycznemu. Nasi konsultanci ze Skandynawii przekazują swoją wiedzę, służą głosem doradczym zarządom spółek, których jesteśmy udziałowcami. Ten transfer wiedzy, którą posiada spółka-matka ma z pewnością duże znaczenie dla naszych firm działających w Polsce…
- Czy te działania przyniosły już skutki w sferze ekonomicznej?
- W EW jesteśmy od 2,5 roku, a w GZE od półtora roku. Rozwój postępuje bardzo szybko i zmiany są już zauważalne, choć niestety obie firmy jeszcze nie przynoszą zysków. Liczymy, że oba przedsiębiorstwa w ciągu kilku lat zaczną być dochodowe.
- Czy – w Pańskiej ocenie – polskie prawo i system podatkowy są zachętą do zwiększania aktywności gospodarczej?
- Polskie prawo rejestrowe i system podatkowy nie stwarzają szczególnych trudności. Myślę, że można śmiało powiedzieć, iż stwarzają dużo możliwości działania w Polsce.
- A klienci, którzy nie płacą? Oni z pewnością nie ułatwiają Wam działania, a powszechnie się sądzi, że to właśnie nacisk spółki-matki był powodem wyłączania nierzetelnych klientów GZE…
- W systemie kapitalistycznym nie ma miejsca dla uporczywych dłużników, wcześniej lub później wypadną z rynku. Jeśli ktoś coś kupuje – to winien za to zapłacić. Rozumiemy trudną sytuację ekonomiczną odbiorców, ale przecież za tych, którzy nie płacą – muszą zapłacić inni nasi klienci. Dlatego też jesteśmy zmuszeni wyłączać klientów, nie regulujących opłat za energię.
- Czy takie wyłączenia nastąpią, nawet jeśli rząd polski będzie się sprzeciwiać tego typu krokom?
- Jeśli myśli Pan o Hucie Łaziska – to na dziś nie mamy z nimi problemów. A jeśli chodzi o innych klientów, zalegających z opłatami – to oczywiście, jak w każdym normalnym systemie ekonomicznym, będziemy wyłączać.
- Jan Buczkowski, były prezes Giełdy Energii powiedział kiedyś, że mamy bardzo dobre prawo energetyczne i fatalną praktykę w energetyce. Inni dodają, że wciąż u nas obowiązują stare układy, stare umowy i powiązania – często towarzyskie, a nawet łapówkarstwo – co jest ponoć głównym powodem tego, iż ciągle nie mamy w Polsce prawdziwego rynku energii. Zgodziłby się Pan z tą opinią?
- Nie całkiem. To, że nie ma rynku energii, jest w głównej mierze „zasługą” kontraktów długoterminowych, które skutecznie wykluczają wolnorynkowe zachowania na rynku. A kontrakty nie zależą od układów, tylko od państwa. To że rynek nie funkcjonuje należycie, zależy też od odbiorców, którzy często nawet nie mają świadomości, jakie przysługują im prawa. Choćby nawet zasada wolnego dostępu do sieci przesyłowej (TPA). Ilu klientów wie, że spełnia warunki i już dziś mogłoby wybrać dogodnego dla siebie dostawcę energii? Liczę, że ostatnie zmiany na dobowo-godzinowym rynku bilansującym wpłyną dodatnio na rozwój rynku energii. Właśnie ta zmiana pozwala sądzić, że jednak posuwamy się w kierunku otwartego rynku. Podobny wpływ będą mieć zmiany w spółkach dystrybucyjnych; w GZE np. wyodrębniliśmy spółki obrotu i przesyłu, co wykluczy skrośne subsydiowanie jednej działalności przez inną. Takie kroki w innych spółkach oraz w PSE SA z pewnością również przyczyniłyby się do szybszego, pełnego otwarcia na rynku energii. Przyniesie to korzyści przede wszystkim Klientom, co potwierdzają nasze wieloletnie doświadczenia na wolnym rynku energii.
- Dziękuję za rozmowę



 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator