Aktualności
|
|
Informacje
Numery
Numer 07/2005
W stronę wolnego rynku
|
|
Z Tuomo J. Hatakką, Dyrektorem Generalnym VATTENFALL w Polsce rozmawia Sylwester Wolak
|
„…ludzi nie interesują nasze: transformatory, przewody, słupy, elektrownie – to jest nasz warsztat. Ludzi interesują wyłącznie korzyści, jakie osiągają dzięki energii. Sam prąd o napięciu znamionowym 230 V i częstotliwości 50 Hz nie jest czymś, co jest ludziom bezpośrednio potrzebne. Człowiekowi jest potrzebne zimne piwo z lodówki, działający telewizor, oświetlenie mieszkania i kawa z ekspresu”
- Ubiegły rok zapisał się bardzo dobrze, jeśli chodzi o wyniki koncernu Vattenfall na świecie. Czy należące do koncernu spółki polskie również – i w jakim stopniu - przyczyniły się do tego sukcesu ekonomicznego?
Tuomo J. Hatakka: To wszystko zależy od definicji sukcesu. Jesteśmy zadowoleni z wyników polskich spółek, ale trzeba je analizować na tle zaangażowanego wcześniej kapitału. Zysk operacyjny wzrósł w ubiegłym roku do 293 mln zł (w porównaniu z 213 mln zł w roku 2003) co dało blisko 7,7-procentowy zwrot kapitału (w porównaniu z 6,8% w r. 2003). To może nie są nadal wyniki fantastyczne, ale trend jest bardzo pozytywny.
- Gdzie jeszcze tkwią rezerwy?
T.J.H: Niczego nie da się osiągnąć błyskawicznie. Będziemy to robić krok po kroku - poprawiać efektywność. Nie należy oczekiwać żadnej rewolucji w tym zakresie. W roku 2002 zysk operacyjny spółek koncernu w Polsce wyniósł 2 mln zł, w 2003 r. – 213 mln zł, a w r. 2004 – 293 mln zł. Przyrosty są imponujące mimo spadku sprzedaży, wzrost zysku jest więc efektem restrukturyzacji naszych przedsiębiorstw. Wspomniany spadek sprzedaży dotyczy zwłaszcza EW, które - w efekcie kurczenia się rynku ciepła (termoizolacja budynków zmniejsza zapotrzebowanie na energię cieplną) – sprzedają na stołecznym rynku mniej niż w ubiegłych latach. Jeśli zaś chodzi o sprzedaż energii elektrycznej przez GZE – to jest to poziom stabilny około 11 TWh rocznie (w Polsce łącznie sprzedaje się ok. 125 TWh energii elektrycznej). Tu w kolejnych latach przewidujemy wzrost. Proces restrukturyzacji polskiej gospodarki dobiega końca – zacznie też rosnąć zapotrzebowanie na energię elektryczną. Dobrym odniesieniem może tu być Hiszpania, w której w ciągu ostatnich 15 lat zużycie energii podwoiło się.
- Szwecja kojarzy się z energią czystą; w Skandynawii wytwarzaną głównie w hydroelektrowniach i elektrowniach jądrowych, a tymczasem w Polsce koncern wytwarza energię w opalanych węglem (i – w niewielkim stopniu - mazutem) Elektrociepłowniach Warszawskich. Koncern znajduje się także na liście potencjalnych inwestorów strategicznych bazującej na węglu kamiennym Elektrowni Kozienice. Czy to znaczy, że energetyka niekonwencjonalna w Polsce nie leży w zakresie zainteresowań koncernu?
T.J.H: Do tej pory zainwestowaliśmy także w elektrownie węglowe w Niemczech i Danii. Rządowe decyzje o rozwoju energetyki odnawialnej w Polsce uważamy za naprawdę dobrą inicjatywę, aczkolwiek rozwój tego rodzaju energetyki następuje bardzo powoli. Problemem są tu głównie kwestie związane z finansowaniem inwestycji. Pojawia się też pytanie o ekonomiczną atrakcyjność niekonwencjonalnej energetyki oraz o jasne uregulowania legislacyjne w tym zakresie. Istnieje pogląd, że zamiast inwestować w np. elektrownie wiatrowe, można zainwestować te same pieniądze w podniesienie sprawności i lepsze przystosowanie ekologiczne elektrowni opalanych węglem. Vattenfall jest liderem projektu „Elektrownia wolna od CO2” i planowane są olbrzymie inwestycje w kierunku wykluczenia emisji dwutlenku węgla w elektrowniach węglowych. Np. w Niemczech - w Schwarze Pumpe - do roku 2008 ruszy eksperymentalna instalacja do przechwytywania i gromadzenia CO2. W podobny sposób można zainwestować ogromne środki w poprawę ekologiczną spalania węgla. Węgiel nie musi się kojarzyć z degradacją środowiska, a przynajmniej w Polsce, gdzie jego zasoby szacuje się na wystarczające na wiele, wiele lat. Kto wie, czy – w naszej sytuacji - nie jest korzystniejszym dla środowiska oczyszczenie procesu spalania węgla? Zwłaszcza że inwestycje w odnawialne źródła energii wciąż są – nie tylko w Polsce – ryzykowne. Nie można też zapomnieć o bezpieczeństwie energetycznym kraju, które – w polskich realiach – można zapewnić nie dostawami energii z nielicznych hydroelektrowni czy elektrowni wiatrowych, ale właśnie z konwencjonalnych elektrowni opalanych węglem. Stąd uczynienie z nich przyjaznych środowisku zakładów wytwarzania jest ważniejszym priorytetem niż budowa „na siłę” odnawialnych źródeł wytwarzania, zwłaszcza że w ciągu najbliższych lat należy się spodziewać wzrostu zapotrzebowania na energię elektryczną.
- Moje poprzednie pytanie nawiązywało do zmian założeń polityki energetycznej kraju, z których wynika, że elektrownie jądrowe (a przynajmniej jedna) będą musiały w nieodległej perspektywie w naszym kraju powstać. Czy Vattenfall – mający sporo doświadczeń w produkcji energii w elektrowniach atomowych – jest potencjalnie zainteresowany wybudowaniem elektrowni nuklearnej w Polsce?
T.J.H: Jest za wcześnie, by konkretnie analizować ten wariant. Sądzę, że po pojawieniu się wyraźnych sygnałów w tej sprawie ze strony polskiej administracji, a także po przeanalizowaniu opłacalności projektu oraz długoterminowych prognoz zapotrzebowania na energię można by to rozważać. Zwłaszcza, że jak już wspominałem, oczekujemy iż w ciągu 2 najbliższych dekad zapotrzebowanie na energię elektryczną w Polsce wzrośnie o 60-100 proc., a stare moce wytwórcze i tak będą musiały być zastąpione nowymi...
- Niejednokrotnie się słyszy o nadmiarze mocy produkcyjnych w Polsce, a tymczasem koncern zainteresował się zakładami wytwórczymi i to wcale nie będącymi najnowocześniejszymi czy najefektywniejszymi w kraju. Domyślam się, że uważacie Państwo takie inwestycje za celowe i dające szansę szybkiego zwrotu kapitału, choć – z drugiej strony – trudno nie dostrzegać zabiegów krajowych wytwórców, którzy chcą się pionowo integrować z dystrybutorami właśnie po to by poprzez nich sprzedawać na rynku produkowaną przez siebie energię. Czy uważa Pan, że będący w posiadaniu koncernu Górnośląski Zakład Elektroenergetyczny SA, który obsługuje ok. 10-11% rynku sprosta oczekiwaniom i – po wygaśnięciu KDT – będzie w stanie sprzedać nie tylko energię z Elektrociepłowni Warszawskich SA, ale także z którejś z ewentualnie zakupionych przez Was elektrowni systemowych?
T.J.H: Polski rynek energii jest coraz bardziej zderegulowany i sądzimy, że – zamiast dotychczasowych powiązań – coraz większą rolę będą odgrywać aspekty ekonomiczne w kontaktach handlowych, atrakcyjność oferty producentów energii. Pozostaje jeszcze kwestia poziomu cen energii, które – w mojej opinii – w dającym się przewidzieć czasie zrównają się z tymi w krajach Europy Zachodniej, gdyż dzisiejsze ceny energii w Polsce nie pokrywają pełnych kosztów jej wytwarzania i przyszłej wymiany mocy produkcyjnych. Wierzymy, że – po wygaśnięciu KDT – ta sytuacja będzie się sukcesywnie zmieniać.
- Proszę powiedzieć, jakie cechy oferowanych przez Skarb Państwa elektrowni wywołały zainteresowanie koncernu właśnie tymi zakładami, a nie żadnym z oferowanych wcześniej zakładów wytwarzania energii elektrycznej?
T.J.H: Złożenie oferty wstępnej nie oznacza jeszcze, że na pewno kupimy tę czy inną elektrownię. To na razie zainteresowanie potencjalne, ale poważne. Zainwestowaliśmy do dziś ponad miliard dolarów w Polsce. Ciężko pracujemy nad poprawą efektów działalności naszych 2 przedsiębiorstw w Gliwicach i Warszawie i choć rezultaty są satysfakcjonujące, to jeszcze czeka nas sporo pracy, aby nasza aktywność tutaj przynosiła godziwy zwrot z zainwestowanego kapitału. Ale właśnie dlatego, że polski rynek rośnie i coraz lepiej rokuje na przyszłość, odnosimy się do inwestycji w Polsce z dużym optymizmem. I to jest podstawa naszego zainteresowania mocami wytwórczymi w Polsce, bazującymi tylko na węglu bądź też przystosowanymi do współspalania biomasy. Zdajemy sobie sprawę z tego, że w zasadzie każdy z możliwych do zaoferowania zakładów wytwórczych energii byłby ogromną inwestycją. Nie tylko dlatego, że trzeba by było wyłożyć kapitał na jego zakup, ale również dlatego, że zaraz po zakupie należałoby wyłożyć kolejne środki na przystosowanie zakładów do wymogów dotyczących ochrony środowiska, na ich modernizację itp. W tym kontekście pewnego rodzaju dyskomfortem są trudności we wdrażaniu zasady TPA w Polsce, co z pewnością studzi ewentualny zapał inwestycyjny. Ale jesteśmy optymistami i jeśli jakaś inwestycja będzie miała uzasadnienie ekonomiczne – to z pewnością będzie dla nas interesująca.
- Polski sektor dystrybucji przeszedł i wciąż przechodzi zaawansowane przemiany konsolidacyjne. Czy gdyby Skarb Państwa zaoferował teraz inwestorom którąś ze skonsolidowanych grup dystrybutorów – to Vattenfall byłby zainteresowany taką akwizycją?
T.J.H: Na razie jest to chyba kwestia nieaktualna – bo takiej oferty Skarbu Państwa nie ma. Dziś mogę powiedzieć, że jesteśmy poważnie zainteresowani tak inwestycjami w zakłady wytwórcze jak i dystrybucyjne. Nie ma oferty SP więc i ja nie mogę tu operować nazwami przedsiębiorstw, którymi moglibyśmy być zainteresowani, ale z pewnością zainteresowanie koncernu Vattenfall przedsiębiorstwami sektora energetycznego w Polsce istnieje.
- A jeśli skonsolidowane spółki dystrybucyjne zadebiutują na giełdzie – to czy wówczas będziecie Państwo rozważać wykupywanie ich papierów tą drogą?
T.J.H: To się jeszcze nie dokonało, ale nie jesteśmy dogmatykami, jeśli chodzi o akwizycje, choć w naszych dotychczasowych posunięciach – nie tylko w Polsce - koncern był zawsze inwestorem strategicznym, a nie finansowym w przedsiębiorstwach.
- Nawiązując jeszcze do odpowiedzi na poprzednie pytania, z których wynikałoby, że oczekujecie Państwo, iż w Polsce ceny energii – nawet tej „czarnej” - będą rosły i dościgną poziom europejski, chciałbym zapytać, jak się Pan zapatruje na sądy, że likwidacja KDT spowoduje potanienie energii elektrycznej? Już wiadomo, że po 1 stycznia 2006 r., gdy wygaśnie KDT dla najtańszego dziś producenta - Elektrowni Bełchatów, na rynku pojawi się sporo energii z Bełchatowa w cenie z pewnością wyższej niż dotychczas określał to KDT, ale i tak znacznie niższej niż energia oferowana przez innych wytwórców. Czy nie traktuje Pan opinii o możliwym potanieniu energii elektrycznej jako zagrożenia dla Waszych potencjalnych inwestycji w elektrownie bazujące na węglu kamiennym?
T.J.H: Rzeczywiście ilości energii, które trafią na wolny rynek w krótkiej perspektywie mogą wpłynąć na obniżkę cen energii, ale w perspektywie długoterminowej (minimum 5-7 lat) należy się spodziewać, że różnica w cenach energii w Polsce i w Europie Zachodniej będzie się wyrównywać. Uważam, że ceny będą musiały rosnąć choćby z powodu konieczności zarobienia przez obecnych producentów na odbudowę mocy wytwórczych w przyszłości. To są inwestycje ogromne, a po deregulacji rynku i po prywatyzacji sektora z pewnością nie będzie możliwości by ktoś dokładał do interesu w imię zapewnienia Polsce bezpieczeństwa energetycznego. Będzie inwestował – o ile będzie widział ekonomiczne uzasadnienie dla takich inwestycji, a tym ekonomicznym uzasadnieniem będą godziwe, wolne od państwowej regulacji, ceny energii. To się oczywiście nie zdarzy jutro, czy za miesiąc, ale wówczas, gdy zapotrzebowanie na energię elektryczną zacznie przekraczać poziom produkcji, co – w przypadku braku pieniędzy na odbudowę źródeł wytwarzania – wcale nie jest aż tak bardzo odległą perspektywą.
- Z pewnością macie plany i prognozy, z których wynikałoby, jaki udział winien mieć koncern w wytwarzaniu energii w Polsce, a jaki w jej dystrybucji. Czy możemy dziś mówić o procentach, które określałyby Wasz planowany udział w polskim rynku w perspektywie 2, 5, a może 10 lat?
T.J.H: Naszą ambicją jest rozwój w Polsce. Teraz mamy 6,5% rynku, średnio licząc w obszarze ciepła i elektryczności a chcielibyśmy stopniowo dojść do około 12,5% rynku. Możemy to zrobić, o ile taki krok będzie uznany za ekonomicznie uzasadniony. Wzrost dla samego wzrostu nie jest naszym celem, musi mieć solidne ekonomiczne podstawy. Realistycznie oceniam, że w ciągu najbliższych 5-7 lat znacznie zwiększymy nasz udział w krajowym rynku energii.
- Zimowa kampania wizerunkowa w ogólnopolskich mediach zdawałaby się świadczyć o zakusach koncernu na co najmniej spory kawałek polskiego, energetycznego tortu. Nie uwierzę, że ta promocja, niezwykle - w mojej opinii – przemyślana, miała za zadanie li tylko kreację wizerunku koncernu w obliczu zbliżającego się całkowitego uwolnienia rynku energii w Polsce...
T.J.H: Kampania ta nie miała żadnych taktycznych czy doraźnych celów – wbrew pozorom. Była pierwszym krokiem dosyć długofalowego planu, którego efektem ma być to, że kiedy inni zaczną budować swoje marki w roku 2007 (całkowite uwolnienie rynku energii – przyp. red.) – my będziemy mieć tę markę już wykreowaną i w pewnym sensie ustawioną na rynku. Wizerunku nie buduje się z dnia na dzień. Pracuje się nań przez lata – mówi się, że przynajmniej 3 do 5 lat. A zatem postanowiliśmy zacząć odpowiednio wcześniej, też – w pewnym sensie – przecierając drogę dla naszych konkurentów, bo to my informujemy o deregulacji rynku, o zmianach, które przyniesie 2007. Jesteśmy zainteresowani wspieraniem i rozwojem konkurencji na otwartym rynku, chcemy by Klient miał możliwość wyboru dostawcy, bo liczymy na to, że nasza oferta się broni i że – w konsekwencji – Klient wybierze nas.
- A’propos uwolnienia rynku energii. Którą datę przyjmuje się w koncernie za właściwą, a oznaczającą otwarcie rynku energii. Czy tę, określoną dyrektywą unijną, a mówiącą o 1 stycznia 2007 roku, czy raczej tę, o której mówią krajowe akty prawne, wskazujące na 1 stycznia 2006 roku?
T.J.H: Nie sądzę by rok 2006 był datą realną. Brakuje aktów prawnych, nie ma wypracowanych zasad rozliczania zwłaszcza mniejszych Klientów, korzystających z prawa do TPA i wydaje mi się, że pełne uwolnienie rynku w Polsce nastąpi w roku 2007, gdyż jest to termin bardziej realny.
- Jak zapatrujecie się Państwo na to, że hucznie ogłoszone przez ówczesnego premiera otwarcie rynku energii dla wszystkich Klientów instytucjonalnych od 1 lipca 2004 r. pozostało faktycznie martwą literą, niemożliwą do zastosowania w praktyce? Spośród kilkudziesięciu Klientów uprawnionych do korzystania z prawa wyboru dostawcy energii elektrycznej i korzystających z tego prawa, GZE SA obsługuje mniej więcej 1/5 z nich. I pewno chciałby i mógłby więcej, ale brak aktów wykonawczych uniemożliwia podmiotom uprawnionym korzystanie z tego prawa, a dotychczasowe przepisy w wielu przypadkach czynią korzystanie z prawa TPA kompletnie nieopłacalnym.
T.J.H: Ale trzeba też zauważyć, że deregulacja polskiego rynku energii trwa i cały czas się posuwa do przodu. Nikt z pewnością nie da żadnej gwarancji na to, że pełne otwarcie rynku nastąpi w terminie, ale rynek na pewno zostanie zderegulowany. Podstawy prawne do tego są i sądzę, że od lipca 2007 roku konsumenci energii będą mieć możliwość zmiany dostawcy na warunkach znacznie łatwiejszych niż dziś.
- Wiem, że prawdopodobnie nie wypada Panu oceniać, ale – po pierwszych latach wcale nie najlepszej współpracy z administracją polską najwyższego szczebla – jestem ciekaw, jak to wygląda obecnie.
T.J.H: Mógłbym zacząć narzekać, bo pewnie coś by się znalazło, ale – tak zupełnie szczerze – uważam że obecnie trwa bardzo konstruktywny dialog, co jest zasługą odpowiednich ludzi odpowiedzialnych za sektor energetyczny i za wprowadzanie wolnego rynku energii w Polsce. Tak rząd jak i Vattenfall (oraz z pewnością i inni gracze na rynku) mają świadomość konieczności współpracy przy rozwiązywaniu problemów, a nie konfrontacji. Bliskie otwarcie rynku wymaga nie tylko wiele pracy, ale też i dialogu z władzami – po to by się należycie przygotować do wolnego rynku; nie tylko legislacyjnie, ale też technicznie. Myślę, że ta współpraca jest całkiem niezła, a na pewno lepsza niż była 3 czy 4 lata temu...
- Mimo przeprowadzonej w EW i GZE głębokiej restrukturyzacji i zwolnień Vattenfall jest w wielu kręgach postrzegany jako pożądany inwestor – kapitalista z ludzką twarzą. To raczej wyjątek niż reguła, jeśli chodzi o wizerunek inwestorów.
T.J.H: Restrukturyzacje przedsiębiorstw Vattenfall w Polsce były przeprowadzane w sposób pokojowy – w większości przypadków, z zapewnieniem osobom odchodzącym zatrudnienia w wydzielanych spółkach lub wręcz w firmach, którym zamierzaliśmy zlecać usługi outsourcingowe. Pracownicy wiedzieli, że odchodzą nie z powodu czyjejś arbitralnej decyzji. Wiedzieli, że taka jest ekonomiczna potrzeba. Mieli też świadomość, że inwestor stara się znaleźć im zatrudnienie w firmach kooperujących bądź pomóc im w jego znalezieniu na rynku pracy. Sądzę, że ludzie docenili też to, że zmiany w przedsiębiorstwach przeprowadzaliśmy drogą ewolucji – krok po kroku, wspólnie ze związkami, dotrzymując złożonych obietnic i umów. Warto wspomnieć, że jako firma o skandynawskich korzeniach mamy doświadczenia w dialogu i współpracy z załogami.
- W Szwecji pracujecie nad poprawą obsługi waszych klientów i nad nowymi technologiami. Czy polscy klienci z tego skorzystają?
T.J.H: Wiele nowości już wprowadziliśmy. Wspomnę o funkcjonującej na Śląsku Telefonicznej Obsłudze Klientów (również dla Small Businessu), czy o oddanym w ostatnich dniach do dyspozycji klientów biznesowych Internetowym Biurze Obsługi. Były to pierwsze tego rodzaju kanały obsługi w krajowej energetyce. Jako pierwsi wdrożyliśmy też system Planet, zwiększający niezawodność naszych sieci.
- Słyszy się na rynku, że polskie spółki koncernu szykują się do kolejnej zmiany nazwy i do kolejnego etapu rebrandingu. Jak po 1 stycznia przyszłego roku będą się nazywały EW SA i GZE SA?
T.J.H: Chociaż prace nad tym jeszcze trwają, mogę powiedzieć, że od 1 stycznia 2006 r. będziemy działać pod wspólną marką Vattenfall. Zmieni się przy tym sposób działania przedsiębiorstw Vattenfall w Polsce, które zaczną działać w strukturze „business unit” czyli jako jednostki biznesowe. I tak EW SA zaczną działać jako Vattenfall Heat Poland, GZE SA – Vattenfall Distribution Poland, a spółka obrotu energią – jako Vattenfall Sales Poland. Ich zakres działania obejmie cały kraj.
- Od kilku miesięcy obserwuję kampanie reklamowe Vattenfall. Jeśli mówi się w nich o energii, to jest to energia życia – gdzieś w tle wspierana przez 230 V, płynących z gniazdka. Nie widzimy przewodów, transformatorów, generatorów – lecz np. odważnego chłopca z gitarą na scenie, czy dwóch starszych panów, grających w szachy przy kubku herbaty. Jakie są cele właśnie takiej kreacji wizerunku koncernu?
T.J.H: Sens jest prosty: Klient jest zawsze na pierwszym miejscu. W tych kampaniach nie mówimy o tym, co jest po naszej stronie, gdyż ludzi nie interesują nasze: transformatory, przewody, słupy, elektrownie – to jest nasz warsztat. Ludzi interesują wyłącznie korzyści, jakie osiągają dzięki energii. Sam prąd o napięciu znamionowym 230 V i częstotliwości 50 Hz nie jest czymś, co jest ludziom bezpośrednio potrzebne. Człowiekowi jest potrzebne zimne piwo z lodówki, działający telewizor, oświetlenie mieszkania i kawa z ekspresu. To właśnie m.in. w ten sposób Klient naszą energię przetwarza ku swojej wygodzie. Widać tu zmianę w sposobie komunikacji firm energetycznych z Klientami. Dawniej pokazywano słupy, turbiny itp. licząc, że to zainteresuje Klienta. Dziś pokazuje się energię przez pryzmat korzyści, jakie Klient odnosi korzystając z energii.
- Nie wstydźmy się jednak przyznać, że inwestor wykładając pieniądze, chce je jak najszybciej odzyskać i zarabiać...
T.J.H: W gospodarce rynkowej każda działalność stawia sobie za cel zarobienie pieniędzy. Ważne jest tylko by te korzyści były obopólne; by Klient dostawał energię, obsługę najwyższej jakości i określoną wartość. Tak też traktujemy swoją obecną kampanię reklamową, jako swego rodzaju ofertę dla Klientów, którą już dziś składamy na rynku.
- Dziękuję za rozmowę.
Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj
Zamów prenumeratę
|
|
|
|