Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 07/2006

Sposób na wysokie ceny paliw


Czy jest jakaś skuteczna metoda na powstrzymanie rosnących cen gazu? Tak, owszem. Strajk! Strajk konsumentów.

Choć to zupełnie niewiarygodne, to historia gazownictwa zna taki przypadek zakończony pełnym sukcesem. Zazwyczaj strajkują dostawcy, pracownicy i inni świadczeniodawcy. Okazuje się jednak, że strajk może być bronią obosieczną. Strajkować mogą także świadczeniobiorcy, klienci i konsumenci.

Rzecz miała miejsce w Krakowie. Ten nie notowany wcześniej, ani później w historii strajk konsumentów gazu miał miejsce w 1884 roku, kiedy to miasto zaprzestało całkowicie używania gazu do celów oświetleniowych. Z placów i ulic usunięto lampy gazowe, zastępując je lampami naftowymi, usytuowanymi na drewnianych słupach. Skutkiem tego konsumpcja gazu spadła od razu o jedną czwartą. Jednocześnie komfort życia wcale się nie pogorszył, bo światło lamp naftowych było wcale nie słabsze od gazowego płomienia.

Również co bardziej światli i świadomi siły swoich sakiewek mieszkańcy miasta ograniczyli zużycie gazu rezygnując we własnych domach w pierwszym rzędzie z oświetlenia gazowego. W sądzie pojawił się pozew o usunięcie z miejskich ulic rur gazowych, którymi Niemieckie Kontynentalne Towarzystwo Gazowe z Dessau, będące właścicielem gazowni na Kazimierzu, doprowadzało gaz do prywatnych domów. Władze miasta stały na stanowisku, że skoro koncesja i kontrakt na oświetlenie ulic miasta wygasł to gazownia utraciła również prawo do prowadzenia gazu do prywatnych posesji rurami ułożonymi w miejskim gruncie.

Zarząd Gazowni upierał się jednak, że utraciwszy wprawdzie wyłączność na oświetlanie gazem miasta, nadal ma prawo dostarczania gazu prywatnym odbiorcom rurami położonymi pod miejskimi ulicami. Jednocześnie trwały zakrojone na szeroką skalę prace projektowe, zmierzające do budowy konkurencyjnej miejskiej gazowni na Dajworze. W tym celu ściągnięto z Pragi dyrektora tamtejszej gazowni Krystiana Jahna i starszego inżyniera Jerzego Krosta, którym zlecono nie tylko opracowanie projektu miejskiego zakładu gazowniczego, ale także kierowanie jego przyszłą budową.

Na łamach „Czasu” trwała ostra dyskusja, w której kierownictwo będącej pod niemieckim zarządem gazowni tłumaczyło, iż budowa konkurencyjnego zakładu doprowadzi do rychłego upadku obu przedsiębiorstw, zarzekając się, że gaz jest do tej pory wytwarzany z najlepszych gatunków węgla wedle najlepszej znanej technologii. Władze miasta odpierały te argumenty, stojąc na stanowisku, że cały zysk z produkcji gazu służącego do oświetlenia miasta pozostanie w gminie służąc jej dalszemu rozwojowi, zaś mieszkańcy będą otrzymywali gaz po kosztach jego produkcji. Niska cena gazu sprawi, że będzie on bardziej dostępny i w dalszej konsekwencji spowoduje to wzrost jego zużycia oraz rozszerzenie możliwości produkcyjnych.

Wysoka cena niska jakość
To właśnie wysoka cena i niska jakość gazu była praprzyczyną ostrego konfliktu władz miasta z zarządzającym gazownią w Krakowie Niemieckim Kontynentalnym Towarzystwem Gazowym z Dessau.

Miłe złego początki zaczęły się 16 kwietnia 1856 roku, kiedy to podpisano kontrakt o oświetlenie miasta gazem z rzeczonym wcześniej Niemieckim Kontynentalnym Towarzystwem Gazowym z Dessau, odrzuciwszy wcześniej - z niewiadomych powodów - koncepcję Wiedeńskiego, Towarzystwa Oświetlania Gazem, które zaproponowało najpierw sprzedaż wśród mieszkańców miasta akcji o łącznej wartości 150 tysięcy złotych reńskich celem pozyskania niezbędnych kapitałów na budowę gazowni i ułożenie rurociągów.

Wprawdzie kontrakt był bardzo precyzyjny i zakładał „przez ciąg dwudziestu pięciu lat następujących po sobie bezwarunkowe oświetlanie gazem” głównego miasta, a w szczególności: wszystkich ulic i placów wewnętrznej części miasta okolonych „plantacyami”, głównych alei „plantacyjnych” oraz głównej ulicy przedmieścia Stradomia. Natomiast na samym Kazimierzu: drogę wiodącą od Mostu Stradomskiego do Mostu Franciszka Józefa – plac Wolnicę – następnie ulicę wiodącą z ulicy Głównej do Szerokiej oraz ulicę Szeroką i Wielicką.

Osobno wyszczególniono także drogę prowadzącą do dworca kolei żelaznej tj. ulice Lubicz, aż do rogu ulicy Krzyżowej, i ulice Wesołą, aż do Kliniki. Inne ulice przedmieść miasta nadal miały pozostać oświetlane lampami na olej rzepakowy, tyle tylko że stary typ lamp, zastąpiono nowym, nowocześniejszym i wydajnym. Kontrakt przewidywał możliwość odkupienia gazowni przez władze miasta po upływie 25 lat, względnie jego przedłużenie na kolejne 15 lat, po czym gazownia miała już bezpłatnie przejść na własność miasta.

Płomień kształt nietoperza mający
Precyzyjnie określono także jakość światła gazowego, zastrzegając, że „latarnie i kandelabry winny świecić płomieniem kształt nietoperza mającym”, który „w ciągu jednej godziny 5 stóp sześciennych dobrze oczyszczonego gazu konsumować powinien”. Określono także, że płomień pierwszej klasy winien świecić światłem odpowiadającym jasności 12 świec woskowych, zaś płomień drugiej klasy 9 do 10 świec.

Już na samym wstępie Niemcy nie dotrzymali terminu kontraktowego i 1 listopada 1857 roku płomienie gazowe nie rozświetliły miasta. Tłumaczono to „obiektywnymi” przeszkodami, jakie wystąpiły przy układaniu rur, a w szczególności odkryciem resztek starego cmentarza położonego koło kościoła Mariackiego. W końcu 22 grudnia 1857 roku na czterech rogach rynku zajaśniały piękne świeczniki wsparte na kamiennych słupach i wyposażone w pięć latarń gazowych każdy. Radość nie trwała jednak długo.

Krakowianie rychło spostrzegli, że lampy zapalane są późno, zaś świecą płomieniem migotliwym i kolorowym, nijak niepodobnym do płomienia świecy woskowej, gaz jest kiepski, niedoczyszczony, zaś jego zużycie skąpe. Ponadto ciągle zdarzały się przerwy w dostawach gazu, trwające niekiedy nawet i cztery dni. Gaz był potwornie drogi, wprawdzie tamta waluta i jej siła nabywcza nic nam dzisiaj nie powiedzą, ale porównując ceny: jeden kubik gazu kosztował wtedy tyle, co funt (niecałe pół kilograma – przyp. jb) wieprzowiny. Od samego początku zarząd gazowni bardzo źle ułożył sobie relacje tak z mieszkańcami miasta jak i jego władzami.

Krakowianie podejrzewali, że np. żółknące przedwcześnie kasztany na Plantach to zasługa nieszczelnych rur gazowych, zaś władze miasta miały ciągłe trudności w kontrolowaniu gazowej spółki, która odmawiała konsekwentnie pełnego wglądu w dokumentację finansową firmy. Wprawdzie pod naporem opinii publicznej obniżono nieco cenę gazu, ale obniżka dotyczyła tylko nielicznych, największych jego konsumentów. Gazownia cały czas stała na stanowisku, że może obniżyć cenę gazu, ale tylko w zamian za zrzeczenie się – zagwarantowanych kontraktem - praw do odkupienia jej majątku w 1882 roku czy też przejęcia gazowni bez opłat w roku 1897.

Gaz był drogi i kiepski, dlatego też nie cieszył się specjalna popularnością wśród mieszkańców, z tego też powodu jego konsumpcja w ciągu ponad dwudziestu lat wzrosła jedynie o drugie tyle, zaś sieć gazownicza nie przekraczała raptem 23 kilometrów. Niewiele zmieniło przerzucenie rur z gazem przez Wisłę do sąsiedniego Podgórza, gdzie zgazyfikowano jedynie kilka ulic biegnących w pobliżu rzeki. Towarzystwo specjalnie nie inwestowało w rozwój sieci, traktując gazownię w Krakowie jako dojną krowę, służącą maksymalizacji zysków przy jak najmniejszych nakładach inwestycyjnych i kosztach bieżących.

70 proc. Zysku
Oświetlenie miasta kosztowało rocznie 26415 złotych reńskich z czego zysk gazowni wynosił... 18 tysięcy złotych, a więc blisko... 70 (!!!) procent. Doszło do tego, że Magistrat zatrudnił specjalnego inspektora, który w swoim gabinecie badawczym, mieszczącym się w Ratuszu, miał badać jakość oświetlenia. Jednak była to wojna z wiatrakami. Kontrakt bowiem zakładał, że gazownia miała być na pół godziny przed próbą powiadamiana o zamiarze jej przeprowadzenia.

To wystarczało aby na czas badań podnieść ciśnienie w sieci tak aby badania wypadły pomyślnie. Ponadto lampiarze mieli przykazane, aby palniki lamp, gdy tylko się da, przykręcać tak by płomień świecił mocą ledwie jednej świecy. Nic też dziwnego, że 28 czerwca w pomieszczeniach Magistratu, pod przewodnictwem ówczesnego prezydenta miasta - dra Ferdynanda Weigla odbyło się zgromadzenie konsumentów gazu, które miało podjąć decyzję co do dalszych działań wobec gazowni. W grę wchodziło przedłużenie kontraktu na następne 15 lat, wykupienie gazowni z niemieckich rąk czy też wprowadzenie na krakowskim rynku wolnej konkurencji.

Zgromadzenie zaowocowało podjęciem deklaracji, w myśl której wszyscy właściciele nieruchomości dotychczas używający gazu, zobowiązali się do tego, iż przez 10 lat będą korzystać z gazu dostarczanego z zakładu miejskiego, jeśli takowy zostanie wybudowany. Jednocześnie zdecydowano się wysłać delegację do Wrocławia, Pragi i Drezna - miast posiadających własne gazownie, celem zorientowania się co do zasad funkcjonowania takich przedsiębiorstw. Nawiązano także bliskie kontakty z Triestem, który wybudował gazownię własnymi siłami bez konieczności uciekania się do pomocy obcego kapitału.

Dessauczycy nie chcieli łatwo oddać złotodajnego dla nich krakowskiego rynku, obniżyli nieco cenę gazu i zaproponowali wzmocnienie siły światła. Oferta została jednak odrzucona, zaś władze miasta rozpoczęły działania dwutorowo: zintensyfikowano prace zmierzające do budowy własnej miejskiej gazowni, która miała być zlokalizowana naprzeciwko istniejącej gazowni, w miejscu gdzie funkcjonował zakład oczyszczania miasta „Talarda” i stacjonowały śmieciarki konne, a z drugiej strony - przygotowywano się starannie do przeprowadzenia wykupu istniejącej gazowni. Dessauczycy wprawdzie zażądali za gazownię 800 tys. złotych reńskich, ale zgodzono się na przeprowadzenie szacunku z natury przez ekspertów powołanych przez każdą ze stron.

Pracujący dla miasta inż. Krystian Jahn oszacował wartość zakładu na 347034 złr i 72 centy, zaś inż. Grahn działający w imieniu dessauczyków na 400 000 złr. Wycena nie obejmowała zapasów materiałowych, sprzętów biurowych, kandelabrów, latarń i rur. Dessauczycy obniżyli cenę gazowni do kwoty 610 tys. złr, by w końcu zdecydować się na sprzedaż gazowni wraz z całym inwentarzem i ruchomościami za kwotę 460 tys. złr. Transakcja ta okazała się korzystna dla miasta, gdyż była o blisko 140 tys. tańsza niż budowa nowego zakładu od podstaw. Na ten cel zaciągnięto kredyt w wysokości 550 tys. Złr, tak aby nowy zakład wyposażyć także w niezbędne środki obrotowe w Kasie Oszczędnościowej Miasta Krakowa oraz Towarzystwie Wzajemnego Kredytu. Szczęśliwie obie instytucje znajdowały się w polskich rękach i nie robiono z tym trudności.

1 marca 1886 roku Zarząd Miasta Krakowa objął gazownię w posiadanie i zaczął ją prowadzić na własny rachunek. Gazownia była pierwszym miejskim przedsiębiorstwem przemysłowym w Krakowie i otrzymała oficjalną nazwę Krakowska Gazownia Miejska. Już w pierwszym roku działalności pod rządami miasta cena gazu radykalnie została obniżona i jednocześnie nie brakowało pieniędzy na budowę nowych gazociągów, udostępniających gaz mieszkańcom coraz to nowych ulic. Nic też dziwnego, że konsumpcja gazu zaczęła wzrastać w tempie 15 proc. rocznie. Ponieważ gazownia pod rządami miasta nie była nastawiona na agresywne powiększanie zysku, wkrótce Kraków charakteryzował się najniższymi cenami gazu bez mała w całej Europie.

Gazownia zakłada elektrownię
Nieuchronne nadejście wieku elektryczności nie przekreśliło zapotrzebowania na gaz, choć obawiano się tego. Wprawdzie nie doszło do pomysłu wprowadzenia do użytku tramwaju gazowego, jednak elektrownię zlokalizowano w bezpośrednim sąsiedztwie gazowni. Uruchomiona 18 lutego 1905 roku elektrownia początkowo podlegała gazowni, dopiero po trzech latach została wydzielona w formie samodzielnego przedsiębiorstwa. Łączyła ją z gazownią nie tylko podległość służbowa i bliskie sąsiedztwo, ale także to, że początkowo w Krakowie prąd wytwarzano z gazu. Silniki napędzające generatory opalane były gazem. Gazownia w Krakowie we władaniu miasta pozostawała do połowy XX wieku.

Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj

Zamów prenumeratę



 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator