Aktualności
|
|
Informacje
Numery
Numer 08/2006
Energetyka jądrowa: tak, ale najwcześniej po 2016 roku
|
|
Włochy mają trzech tenorów, krakowski Kazimierz każdego roku gości trzech kantorów. W Ministerstwie Gospodarki po raz pierwszy miała miejsce konferencja prasowa dwóch wiceministrów odpowiedzialnych za elektroenergetykę.
|
Tomasza Wilczaka podsekretarza stanu w Ministerstwie Gospodarki i bodaj najmłodszego w obecnym rządzie 25 letniego urodzonego w Krakowie, absolwenta warszawskiej SGH, a także jednego z pierwszych polskich pracowników Sekretariatu Generalnego Parlamentu Europejskiego Michała Krupińskiego obecnie podsekretarza w Ministerstwie Skarbu Państwa odpowiedzialnego za konsolidację i prywatyzację sektora elektroenergetycznego. Wiceminister Wilczak wystąpił w błękitnym krawacie, zaś wiceminister Krupiński w czerwonym.
- Przystępując do prac nad programem dla elektroenergetyki zdawaliśmy sobie sprawę, że polska elektroenergetyka stoi przed szeregiem problemów, które wymagają natychmiastowego i kompleksowego rozwiązania. To narastające zapotrzebowanie na energię elektryczną, przy malejących zdolnościach produkcyjnych i braku rozwoju zdolności przesyłowych i dystrybucyjnych. Taka sytuacja musiała skutkować zakłóceniami w dostawach energii elektrycznej czego efekt, na szczęście w niezbyt wielkiej skali, mieliśmy możliwość zaobserwować w ostatnich tygodniach. Systematycznie wzrastają koszty produkcji i przesyłu, a firmom wytwórczym brakuje środków na nowe inwestycje. Ciągle nierozwiązanym problemem pozostaje kwestia kontraktów długoterminowych, a co za tym idzie, istnieje realna groźba poniesienia przez Polskę kar za udzielanie niedozwolonej pomocy publicznej.
Przyjęty przez Radę Ministrów w marcu br. program jest pierwszym dokumentem dla branży, który zakłada kompleksowe podejście do wszystkich problemów, precyzyjnie określa cele i konieczne do restrukturyzacji działania - mówi wiceminister Tomasz Wilczak. Nie kryje, że jest to w tej chwili największy program reform realizowany przez obecny rząd. I jednocześnie zapewnia, że cztery jego podstawowe filary: konsolidacja spółek, rozwiązanie kontraktów długoterminowych, wydzielenie operatora systemu przesyłowego i rozdzielenie dystrybucji i obrotu w dotychczasowych spółkach dystrybucyjnych zostaną zrealizowane do 1 lipca 2007 roku, czyli w założonym przez harmonogram terminie. A więc w telegraficznym skrócie: zapotrzebowanie na energię elektryczna rośnie w Polsce w skali 2,5 do 3 proc. rocznie, co po 10 latach złoży się na ok. 30-procentowy wzrost potrzeb energetycznych w skali całego kraju. W tym samym czasie trzeba będzie odnowić 25 do 30 proc. mocy wytwórczych, redukcja emisji CO2 i SO2 ma spaść z 750 tys. ton rocznie - do 454 tys. ton już w 2008 roku. Potrzeby inwestycyjny polskiej energetyki wynoszą od 5 do 7 mld zł rocznie.
Toczące się przeciwko Polsce w Komisji Europejskiej postępowanie o udzielenie niedozwolonej pomocy publicznej w przypadku definitywnego nierozwiązania KDT-ów grozić będzie zwrotem tej pomocy na poziomie szacowanym od 1 maja 2004 w wysokości ok. 3,5 mld zł rocznie. KDT-y, które obejmują w tej chwili 55 proc. polskiego rynku są niezgodne z prawem unijnym, blokują konkurencję i z uwagi na stosowane zasady rozliczeń, grożą destabilizacją finansową dla całego sektora. Wiceminister Wilczak odżegnuje się od groźnego słowa blackout, ale nie ukrywa, że w lipcu wymagane rezerwy systemu mocy stopniały do niebezpiecznej granicy. I tak 6 - 7 lipca zabrakło dwukrotnie: 142 i 237 MW, 10 - 12 lipca trzykrotnie brakowało 380, 423 i 357 MW, 19 - 22 lipca trzykrotnie: 219, 68 i 257 MW oraz 24 – 25 lipca dwukrotnie: 44 i 794 MW. To bardzo niepokojący sygnał ostrzegawczy, którego nie wolno bagatelizować. Dementuje jednak pogłoski mówiące o nieformalnej zmowie producentów energii, którzy jakoby nie udostępnili dodatkowych mocy zmuszając operatora do zakupów brakującej energii poza granicami kraju, aby zamanifestować tym sposobem swoje niezadowolenie ze zbyt niskich cen oferowanych w kraju za generację wymuszoną. To przede wszystkim utrzymujące się przez wiele tygodni wysokie temperatury sprawiły – uzasadnia Wilczak, że elektrownie pracujące w otwartym systemie chłodzenia, (Ostrołęka, Dolna Odra. Połaniec, PAK, Skawina, Rybnik) a więc korzystające z wody w rzekach czy jeziorach - z powodu jej braków i wysokiej temperatury wody musiały unieruchomić część bloków. Na rozchwianie systemu miał również wpływ występujący latem brak energii elektrycznej na rynku europejskim, awarie odnotowały systemy energetyczne Czech i Austrii, dwukrotnie szczyt odnotował system energetyczny Hiszpanii (40 730 MW), zaś Włosi przeżywali absolutny szczyt energetyczny na poziomie 55 619 MW a więc wyższy o 80 MW od szczytu zimowego w styczniu i nie obyło się tam też bez awaryjnego wyłączenia kilku dużych odbiorców w ramach planu obrony.
Warszawa najsłabszy element w systemie
Ponieważ europejskie systemy energetyczne są połączone, to wahania na europejskim wspólnym rynku przenoszą się także na polski system. Najbardziej newralgicznym punktem polskiego systemu elektroenergetycznego narażonym na wszelakie wahania jest... Warszawa – wynika to z niedomknięcia pierścienia zasilającego, pracującego na najwyższych napięciach - wokół stolicy. W rezultacie tego stolica zasilana jest praktycznie z południa, kierunek północny obsługuje stosunkowo niewielka elektrownia w Ostrołęce. Jeśli więc pojawiały się odmowy uruchomienia źródeł energii, to były one incydentalne i nie wynikały ze złej woli – mówi min. Wilczak
- Nie ma sprzeczności pomiędzy dystrybucją, a produkcją energii elektrycznej – zapewnia Michał Krupiński – podsekretarz stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa, odpowiedzialny z konsolidację i prywatyzację tego sektora, bo bez dobrze działającej dystrybucji nie mogą działać optymalnie elektrownie, bez sprawnej produkcji nie będzie niezawodnej dystrybucji. Skonsolidowane firmy zyskują na wartości – liczyliśmy to – o ok. 30 proc. Dowodem tego jest czeski CEZ skonsolidowany kilka lat wcześniej. Zyskują pracownicy bo lepiej jest przecież pracować w dużej firmie, która zyskuje na wartości, zyskują także odbiorcy, chodzi tutaj o pewności i niezawodność dostaw, zwłaszcza, że koszt niedostarczonej energii jest często siedemdziesiąt razy większy (!!!) niż jej cena rynkowa.
Wiceminister Krupiński potwierdza, że powstanie Polska Grupa Energetyczna na bazie PSE - po wydzieleniu operatora systemu przesyłowego - wraz z elektrowniami Bełchatów, Turów (oraz z kopalniami węgla brunatnego), Opole i Dolna Odra oraz 8 zakładami energetycznymi. Będzie to grupa najważniejsza ze strategicznego punktu widzenia z przychodami na poziomie 20 mld zł rocznie po roku 2010, co pozwoli jej na realizacje inwestycji wartości 3-4 mld zł rocznie. Realizować będzie także postulat bezpieczeństwa energetycznego państwa, gdyż będzie posiadać nadwyżkę produkcji na dystrybucją. Grupa Energetyczna Południe powstanie na bazie PKE, elektrowni Stalowa Wola oraz dwóch koncernów dystrybucyjnych: Enion w Krakowie i Energia Pro we Wrocławiu.
- Chcemy aby PGE stała się jedną z największych i najważniejszych firm energetycznych tej części Europy. Rozważamy konsolidację – jesteśmy bardzo bliscy podjęcia decyzji, program rządowy tego nie przesądzał – dwóch kolejnych grup energetycznych. W skład pierwszej weszłaby elektrownia Kozienice, koncern dystrybucyjny Enea i kopalnia Bogdanka, zaś druga to gdańska Energa i elektrownia Ostrołęka. Dla bankierów inwestycyjnych najważniejsze są trzy rzeczy: nazwa firmy, jej siedziba i nazwisko nowego prezesa. Konsolidowane spółki zostaną zachowane jako odrębne podmioty prawa handlowego – podkreśla Krupiński. Nie znikną z mapy regionów, w których działają. Są przywiązane do złoża czy do sieci. Nie są to typowe spółki produkcyjne jak fabryka kabli w Ożarowie, którą właściciel bez problemów mógł zlikwidować, a maszyny wraz z produkcją przenieść do dowolnego miejsca w Polsce. Konsolidacja daje korzyści z efektu skali i synergii. Wystarczy tylko powiedzieć, że elektrownia Stalowa Wola potrzebuje 1 miliard złotych na odtworzenie mocy wytwórczych, zaś elektrociepłownia Rzeszów 300 milionów. Działając w pojedynkę – miałyby spore problemy z pozyskaniem takich środków.
Uskarbowiony OSP
Istotne jest – tu jesteśmy zobligowani terminami wynikającymi z dyrektyw unijnych – wydzielenie działalności sieciowej czyli uskarbowienie operatora systemu przesyłowego, nastąpi to najprawdopodobniej na drodze pobrania dywidendy rzeczowej z PSE przez Skarb Państwa. Ale wcześniej nastąpi podniesienie kapitału PSE poprzez wniesienie aportem rzeczowym akcji spółek konsolidowanych w ramach PGE. W przyszłym roku natomiast najważniejsze będzie – z punktu widzenia dotrzymania zasad prawa unijnego, oddzielenie operatora systemu dystrybucyjnego łącznie z majątkiem - od działalności handlowej. Jednocześnie opracowywany jest program prywatyzacji dla nowopowstałych grup energetycznych. W przypadku PGE zakładamy prywatyzację giełdową do 35 proc. akcji przy zachowaniu strategicznej kontroli przez Skarb Państwa. Jeśli chodzi o prywatyzację Grupy Południowej, to nie mamy jeszcze do końca rozsądzone, jaki pakiet będzie Skarb Państwa chciał udostępnić do prywatyzacji giełdowej przy jednoczesnym zachowaniu strategicznej kontroli nad spółką. W pierwszym rzędzie, a więc jeszcze w 2007 roku, bo tu proces konsolidacji jest relatywnie prosty, na giełdę powinna trafić Grupa Południowa, zaś PGE w 2008 roku – tłumaczy min Krupiński. Pracujemy także nad modelem prywatyzacji pozostałych grup, są to na tyle ważne spółki, iż preferowana będzie zapewne także prywatyzacja poprzez giełdę.
Przedterminowe rozwiązanie długoterminowych umów
Kontrakty długoterminowe rozwiążemy zapewne dwoma ścieżkami. Pierwsza ścieżka ustawowa: w postaci ustawy, której robocza nazwa brzmi „o zasadach pokrywania kosztów osieroconych, powstałych u wytwórców w związku z przedterminowym rozwiązaniem umów długoterminowych sprzedaży mocy i energii elektrycznej i druga ścieżka to odejście od KDT-ów w wyniku konsolidacji. KDT-y mają być rozwiązane na podstawie dobrowolnych umów rozwiązujących, wzór takiej umowy będzie załącznikiem do ustawy. Po rozwiązaniu KDT-ów, wytwórcy otrzymują prawo do pokrywania tzw. kosztów osieroconych. Skumulowana maksymalna wartość kosztów osieroconych dla wszystkich wytwórców-stron KDT wynosi - według najnowszych szacunków Ministerstwa Gospodarki - 11 mld złotych. Kwota ta stanowi maksymalną dopuszczalną pomoc publiczną, która będzie podlegać bieżącym korektom przy zmianach cen energii elektrycznej w poszczególnych latach. Jeżeli ceny energii elektrycznej w części dotyczącej wytwarzania będą wzrastać to koszty osierocone proporcjonalnie o ten wzrost będą maleć. W poprzedniej ustawie – zauważa to wiceminister Wilczak - koszty KDT-ów były zdecydowanie wyższe i zamykały się na poziomie 23 mld zł, a wynikało to z zaniżonej ścieżki cenowej energii elektrycznej.
W momencie wejścia w życie ustawy o KDT, zaprzestanie się pobierania obecnego składnika wyrównawczego opłaty przesyłowej. Obecnie jest on na poziomie 31 zł za MWh. Opłata, która go zastąpi, będzie na poziomie 25–30 proc. obecnych opłat, albowiem rzeczywista wartość KDT-ów, podlegających rozwiązaniu ustawowemu wyniesie od 3 do 3,5 mld zł. Rząd zakłada – a min. Wilczak powiedział to po raz pierwszy publicznie – że lwia cześć KDT-ów będąca przecież w posiadaniu wytwórców pionowo konsolidowanych, zostanie rozwiązana bez odszkodowania. Swojego rodzaju ekwiwalentem będzie wyposażenie producentów w spółki dystrybucyjne. I ta właśnie koncepcja wzbudziła niepokój zarządu BOT-u, co przejawiło się w liście skierowanym przez kierownictwo holdingu do rządu. – Uważnie zapoznaliśmy się z argumentami kierownictwa BOT - potwierdza Krupiński – ale te argumenty nie skłaniają kierownictwa zarówno Ministerstwa Skarbu Państwa jak i Gospodarki do zasadniczych zmian sposobu konsolidacji jak i rozwiązania KDT-ów.
Skąd wziąć 12 mld dolarów na elektrownię jądrową?
Energetyką jądrowa może być elementem obniżającym zanieczyszczenie atmosfery emisjami gazów cieplarnianych, ale szkopuł w tym – zauważa wicemin. Wilczak, że jest... kosztowna. Rachunek jest prosty: na każdy megawat mocy w elektrowni jądrowej trzeba wydać 2 miliony dolarów. Wymaga czasu i przyzwolenia społecznego. Jesteśmy na dobrej drodze, aby przekonać polskie społeczeństwo do energetyki jądrowej, ale jeszcze nie wszystko zostało zrobione. Prace studialne będę trwały jeszcze rok, może dwa i jeśli w 2008 roku zostanie podjęta jakakolwiek decyzja, to realizacja tego przedsięwzięcia nie będzie szybsza niż przed rokiem 2016, a raczej później. A teraz trzeba policzyć: elektrownia złożona z 4 bloków po 1500 MW to 6000 MW razy 2 miliony dolarów za MW daje 12 miliardów dolarów potrzeb inwestycyjnych.
Pewnym rozwiązaniem jest wspólna budowa elektrowni na Litwie, omijamy problem akceptacji społecznej, bo nie mamy tej inwestycji na terenie Polski, ale koszty pozostaną kosztami. Finansowanie na takim poziomie trzeba będzie i tak zapewnić.(w czasach RWPG uczestniczyliśmy w budowie elektrowni atomowych na terenie byłego ZSRR: Smoleńskiej, Kurskiej i Chmielnickiej – przyp. jb). Ale wyprodukowaną na Litwie energię elektryczną trzeba będzie sprowadzić do Polski. Aby to zrobić, trzeba wybudować linię wysokiego napięcia od Olsztyna do Białegostoku poprzez Ełk z odgałęzieniem na Litwę. Na same inwestycje sieciowe potrzeba ok. 300 mln euro. Trzeba przy tym pamiętać, że cała „Pribałtyka”, a więc Litwa, Łotwa i Estonia są nadal – podkreśla min. Wilczak – poza zachodnioeuropejskim system synchronizacji UCTE, a więc aby sprowadzać z tamtego kierunku energię elektryczną, trzeba dodatkowo wybudować sprzęgło stałoprądowe za 150 mln euro. Rząd litewski bardzo to przedsięwzięcie wspiera, my też się temu przyglądamy, ale są to nakłady, które nie pozwalają na szybki zwrot poniesionych kosztów z takiej inwestycji.
Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj
Zamów prenumeratę
|
|
|
|