Aktualności
|
|
Informacje
Numery
Numer 10/2006
Requiem dla Jukosu
|
|
Dzieje Jukosu mogłyby równie dobrze stać się fabułą romantycznej epopei, pozytywistycznej powieści co sensacyjno–szpiegowskiego thrillera. Wszystko zależy od tego, który z wątków będzie eksponowany: praca organiczna czy polityczne realia, w jakich przyszło firmie funkcjonować.
|
Pewne jest jedno – ostatni epizod historii koncernu dobiega końca. Potwierdza to zmiana przez rosyjskie Narodowe Centrum Depozytu (odpowiednik naszego Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych) rejestratora akcji spółki oraz coraz większe zniecierpliwienie dotychczasowych konkurentów Jukosu, oczekujących na podział schedy po bankrucie.
Cud narodzin
Został utworzony trzynaście lat temu. Zgodnie z oficjalnymi dokumentami dokładnie 15 kwietnia 1993 roku. Akt narodzin z pozoru zdawał się zupełnie nie wyróżniać go z grona kilkudziesięciu podobnych mu przedsiębiorstw branżowych restrukturyzujących się wraz z całą postsocjalistyczną gospodarką rosyjską. Proces przebiegał prawie tak samo, zgodnie z ogólnie stosowanym schematem: połączono kilka firm w jedną, tworząc quasi-koncern. W przypadku Jukosu było to „szczęśliwym trafem” – największe przedsiębiorstwo wyposażone w lokalne koncesje i zajmujące się wydobyciem ropy Jugansknieftiegaz położone w Chanty-Mansyjskim Okręgu Autonomicznym (Zachodnia Syberia) i trzy rafinerie w Obwodzie Samarskim oraz przedsiębiorstwa zajmujące się dystrybucją gotowych produktów naftowych w ośmiu regionach Federacji Rosyjskiej. Owo „prawie”, niczym w popularnym haśle reklamowym, robiło ogromną różnicę. Prawo do eksploatacji jednego z najbogatszych w świecie złóż dało Jukosowi poważne fory na starcie. Samo powstanie koncernu odnotowały niemal wszystkie branżowe pisma. Minął nieco ponad miesiąc, a znalazł się nawet na łamach polskiej popularnej prasy. W „Gazecie Wyborczej” już 20 maja 1993 roku wymieniono go w towarzystwie Łukoilu i Surgutnieftiegazu, jako przykład kierunku przekształceń w rosyjskim sektorze paliwowym.
Czas zmian
Te postępowały w iście zawrotnym tempie, nie zawsze w zgodzie z obowiązującą w czasach radzieckich zasadą sprawiedliwości społecznej. Początkowo zresztą nie stały one z nią w sprzeczności. W pierwszej fazie zmian własnościowych większość pracowników sprywatyzowanych zakładów otrzymała bowiem akcje swoich przedsiębiorstw. Nie cieszyli się bynajmniej nimi zbyt długo. Dla wielu to były ciężkie czasy. Nieregularne wypłaty z trudem pozwalały wiązać koniec z końcem. Ciągłe wyrzeczenia aż nadto boleśnie dały się we znaki, aby móc oprzeć się pokusie i nie zamienić papierów na to, czego im zawsze brakowało: nowy telewizor, pralkę, lodówkę, wczasy etc, czy też najzwyczajniej je spieniężyć i spłacić długi. Chętnych do zakupu nie brakowało. Podejmowane przez władze federalne wysiłki prowadzące do stworzenia niezbędnej struktury prawnej i sprawnie nadzorującej rynek papierów wartościowych zbliżały się ku celowi znacznie wolniej, niż wymagała tego sytuacja.
Trudno było się zresztą dziwić, jeśli wielu oficjeli - włącznie z samym wicepremierem Anatolijem Czubajsem (obecnie prezydent RAO JES – trzeciej najbardziej zyskownej firmy regionu w 2005 roku według ostatniego rankingu Rzeczpospolitej – oraz przewodniczący Rady Energetycznej WNP) nie kryło się z swymi interesami, czerpiąc krociowe zyski z procesów przekształceń własnościowych. Efekt wspomnianej zwłoki był piorunujący: po paru miesiącach poziom udziałów pracowniczych w wielu przypadkach spadł z początkowych 51% do 5-10%.Udziały nabywali od swych podwładnych kierownicy prywatyzowanych przedsiębiorstw oraz interesujący się nimi inwestorzy z zewnątrz. Dla Jukosu takim okazał się Michaił Chodorkowski. On, a precyzyjnie prowadzony przez niego Bank Menatep, kupił jednak pakiet większościowy akcji firmy na licytacji, gdy państwo w grudniu 1995 roku wystawiło ją na sprzedaż.
Magia biznesu „dr. Hydera”
Cena 159 mln USD za przeszło połowę, bo 52% udziału w firmie, nie była wygórowana. W 1995 roku w składzie kompanii znalazło się zjednoczenie Samaranieftiegaz oraz nowe przedsiębiorstwo dystrybucyjne i kilka placówek naukowo-badawczych. Sam zakup z biznesowego punktu widzenia obarczony był jednak ogromnym ryzykiem. Ceny baryłki ropy pod koniec 1995 roku, o czym nie zawsze się już pamięta, z trudem przebijały się przez pułap 19 USD, a złoża przy Neftiejugansku to nie irackie Rumaila i koszty ich eksploatacji są kilkunastokrotnie wyższe. Kompania wymagała ogromnych nakładów inwestycyjnych, nowy właściciel miał więc czym się zająć. Kim był? Napisano już na ten temat dziesiątki artykułów. Często zresztą z zupełnie fantastycznymi informacjami, niektóre - zgodnie z goebbelsowską zasadą „kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą” - utrwaliły się w polskich mediach, stąd warto je sprostować.
Chodorkowski nigdy nie był zastępcą szefa Komsomołu w kirgiskim Frunze (obecnie Biszkek). Pełnił tę funkcję, ale w maleńkim okręgu moskiewskim tej organizacji nazwanym po prostu od imienia bohatera rewolucji październikowej. Moskwa jest rodzinnym miastem Chodorkowskiego. Tu się urodził 26 czerwca 1963 roku, wychował a następnie studiował w miejscowym Instytucie Chemiczno-Technologicznym im. Mendelejewa, a także Instytucie Gospodarki Narodowej im. Plechanowa (renomowana uczelnia – odpowiednik naszej SGH). Wtedy też w 1986 roku założył - pod auspicjami Konsomołu - Centrum Naukowo-Technicznej Twórczości Młodzieży. Wspólnie z przyjaciółmi Chodorkowski nazywany przez nich żartobliwie „dr Hyder’, bo jego nazwisko brzmiało podobnie do Charlesa Hydera, astrofizyka prowadzącego wtedy przez ponad pół roku protest głodowy przed Białym Domem, co skrzętnie nagłaśniały radzieckie media, handlował czym popadło. Głównie komputerami i elektroniką sprowadzaną z Dalekiego Wschodu, rzadziej z Europy. Zarobione stąd pieniądze, a były niemałe, bo w 1990 roku, będąc już członkiem partii, a nie komsomolcem, mógł szczycić się rocznymi dochodami rzędu kilku milionów dolarów, otworzył bank Międzybranżowe Naukowo-Techniczne Programy – w skrócie MENATEP.
Bankowe okno na świat
Był to sensu stricto bank komercyjny prowadzący też typową dla tego rodzaju instytucji finansowych działalność. Udzielał kredytów głównie państwowym przedsiębiorstwom. Pożyczał, ale też często partycypował w przedsięwzięciach biznesowych, nierzadko inwestując w udziały kontrahentów. Dzięki koncesjom uzyskanym w wyniku osobistych zabiegów i starań swego założyciela, Menatep zaczął pośredniczyć w operacjach ministerstwa finansów. Wielu prominentnych dygnitarzy państwowych, korzystając ze świadczonych przezeń usług, wyprowadziło majątki zbite na wykupie akcji pracowniczych i innych podobnych temu działaniach towarzyszących procesom prywatyzacyjnym. Transfer środków za granicę należało uznać wtedy za zjawisko niemal powszechne, i nikt się nawet z tym nie krył. Wicepremier A. Czubajs wielokrotnie otwarcie i publicznie odnosił się do swego zagranicznego majątku. Nie musiał zresztą tego ukrywać. W dobie dokonujących się przekształceń własnościowych, „inwestowanie oszczędności” poprzez korzystanie ze szwajcarskich kont bankowych najczęściej prowadzono w świetle obowiązujących przepisów. Robiono to na krawędzi prawa: rzadko nielegalnie, ale niemal zawsze nieuczciwie. W tym kontekście zagraniczne lokaty cieszyły się ogromną popularnością, i bynajmniej nie była to kwestia mody, lecz czysty pragmatyzm, dyktowany dbałością o bezpieczeństwo finansowe. Bank Chodorkowskiego organizował transfer tych środków. Przede wszystkim kredytował jednak restrukturyzowane przedsiębiorstwa, przejmując i licytując niewypłacalnych dłużników. Zakup Jukosu przez Menatep nie był zatem przypadkiem, ale też trudno było to uznać za coś niezwykłego. Bez wątpienia transakcja ta okazała się interesem życia „dr Hydera”, a spoglądając nań z dzisiejszej perspektywy - może nawet w pełnym tego słowa znaczeniu.
Na swoim
Nawet jeśli nie do końca zdawano sobie sprawę z tego, jak łakomy kąsek udało się nabyć, to szybko zorientowano się w meritum sprawy. Zakup kolejnych udziałów Jukosu niewiele miał już wspólnego ze zrządzeniem losu. W grudniu 1996 roku dokładnie 33,3% akcji naftowego koncernu nabyła za 160 mln USD, nieznana wcześniej rosyjska spółka Monblan. Nikt nie miał też wątpliwości – za tajemniczym zwycięzcą przetargu krył się bank Menatep. On też od początku do końca animował całą transakcję. Do licytacji nie dopuszczono podmiotów zagranicznych, gdyż - w myśl ówcześnie obowiązujących przepisów prawnych - nie mogły one posiadać więcej niż 15% aktywów w koncernach naftowych. Poradzono sobie również z krajowymi konkurentami. Zobligowano ich do zdeponowania 200 mln USD wadium w banku obsługującym, a zarazem będącym udziałowcem większościowym Jukosu czyli Menatepie. Przetarg prowadził wiceprezes tegoż, a jedynym rywalem spółki Monblan pozostał kombinat żywnościowy, asekuracyjnie również pośrednio kontrolowany przez Menatep.
Cała licytacja świetnie wpisywała się w stereotyp rosyjskiej gospodarki wolnorynkowej. Śmiech na sali nie ustawał nawet po zakończeniu przetargu, gdy szef prowadzącej go komisji pytany o Monblan miał otwarcie przyznać: nic o nim nie wiem. Choć według wycen ówczesnych Salomon Brothers, przy pierwszej i drugiej transakcji Jukos nabyto za jedynie czwartą część jego wartości, to zgodnie z prawdą brakło chętnych gotowych przejąć firmę, nawet gdyby od oszacowanej kwoty dodać 25% upust. Moblan zapłacił za pakiet nie będący większościowym i to bynajmniej nie jedną a trzy czwarte ceny akcji jednostkowej. Ostatecznie przeszło 85% akcji Jukosu – drugiego po Łukoilu największego wtedy rosyjskiego koncernu naftowego – kosztowały 300 mln USD. Nie było to wiele, ale w realiach rosyjskich niemało, o koniunkturze bowiem na rynku naftowym i obecnych cenach nie śmiano nawet marzyć. W 1998 roku Jukos stał na granicy bankructwa.
Ekspansja
Jukos zmienił swe oblicze jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nowa kadra menadżerska, angielski pobrzmiewający na korytarzach równie często co rosyjski, nowoczesny image. Inne niż dotychczas było dosłownie wszystko. Najbardziej – wartość firmy. Na przestrzeni niespełna roku nie podwoiła się czy też potroiła, ale zwiększyła się dziesięciokrotnie i to w opiniach tychże samych firm, które dokonywały uprzednio szacunków. Duże znaczenie dla wyceny miały nowe nabytki Jukosu. Pod koniec 1997 roku Jukos za ponad miliard USD wszedł w posiadanie kontrolnego pakietu akcji Wschodniej Kompanii Naftowej łączącej dwanaście przedsiębiorstw w centrum Syberii. Rok później świat obiegła sensacyjna informacja o fuzji ze spółką Sibnieft. Dopięcie wszystkich formalności i stworzenie holdingu oznaczało wejście na sam szczyt, oba koncerny Jukos i Sibnieft w 1996 roku wydobyły 53,3 mln ton ropy, podczas gdy Łukoil – 50,9 mln ton. Sprawa nigdy nie została jednak sfinalizowana. Gdy Sibnieft przeżywała trudności, zarząd Jukosu prowadził wyraźną grę na zwłokę, przeciągając w nieskończoność dopełnienie formalności, a gdy kilka lat później sytuacja obróciła się, odtrącany uprzednio kooperant zerwał nieskonsumowane jeszcze małżeństwo.
Nim do tego doszło, w 2000 roku Jukos nabył 68% akcji Wschodniosybirskiej Kompani Naftogazowej eksploatującej najbardziej perspektywicznie zapowiadające się złoże tzw. Jurubczenskij Uczastek jurubczeno–tochomskiej nafto-gazonośnej strefy w Kraju Krasnojarskim. Pomimo wydatków inwestycyjnych i tak odnotował w tymże roku rekordowy zysk 2 mld USD. Zarabiał i kupował. W ciągu następnych 12 miesięcy został właścicielem angorskiej kompanii naftowo–chemicznej w Obwodzie Irkuckim. W kwietniu 2002 roku Jukos kupił 49% akcji państwowej słowackiej rurociągowej kompanii Transpetrol – operatora rurociągów na terytorium Słowacji, odpowiednika naszego PERN starającego się nomen omen w lipcu bieżącego roku o prawa do przejęcia go od Jukosu. W tym samym czasie zawarł też pierwsze kontrakty na stałe dostawy ropy do Stanów Zjednoczonych. Początkowo niewielkie ilości, po 2 mln baryłek miesięcznie, co odpowiadało dziesiątej części dziennego amerykańskiego zapotrzebowania. Perspektywy kooperacji były jednak doskonałe, bo Biały Dom nie ukrywał pragnień uniezależnienia się od bliskowschodniego surowca. Pierwsze partie jeszcze niezakontraktowanego surowca na pniu kupił Exxon Mobil.
Świat leżał niemal u stop Jukosu – świetna koniunktura, wysokie ceny na rynkach i stały wzrost wydobycia (w 2000 r. – 49,6, w 2001 – 58,1, w 2002 r. niemal 70 mln ton ropy. Od 1998 roku do 2003 roku wartość kapitałowa Jukosu wzrosła stukrotnie!!! Koncern jednak nie tylko mnożył zyski, ale też inwestował. W 2003 roku nabył pakiet litewskiego Mazeikiu Nafta, w skład którego wchodziły rafineria Możejki, rurociąg birżajski i terminal morski w Butyndze – przejmowanego obecnie przez PKN Orlen. Gdy złoty okres Jukosu zdawał się nie mieć końca i każde kolejne posunięcie zarządu firmy wznosiło ją ku szczytom, a w renomowanych pismach publikowano fotografie M. Chodorkowskiego spacerującego z B. Gatesem (najbogatszy człowiek świata, legendarny twórca koncernu Microsoft), nadciągnęły burzowe chmury.
Kłopoty
Zaczęło się niewinnie. Niemal niepoważnie. Zwyczajna kontrola na jednej z farm Jukosu, zarzut łamania przepisów weterynaryjnych. Poszło o niezachowanie w hodowli królików segregacji płciowej. Sprawa jednak dziwnie długo nie cichła, i już sam ten fakt miał prawo budzić niepokój. Niby kpina, lecz stawiane zarzuty brzmiały aż nadto poważnie. Wkrótce zresztą doszły kolejne: nadużycia finansowe, oszustwa podatkowe. Najpierw do aresztu trafił kierujący grupą Menatep - Płaton Lebiediew, później Wasilij Szachnowski, akcjonariusz i menadżer Jukosu. W końcu aresztowany 22 października 2003, a później osądzony i skazany został sam „dr Hyder”. Nie zamierzano się z nim cackać, potwierdzał to wyrok z 31 maja 2005 roku: dziewięć lat kolonii karnej o zwykłym reżimie. W Rosji żartowano, że właśnie podniesiono średni miesięczny zarobek odbywających kary w krajowych zakładach penitencjarnych do kilku tysięcy dolarów, a majątek do kilkunastu. M. Chodorkowskiemu nie było do śmiechu. Zawiodły nadzieje pokładane w Kolegium Kasacyjnym. Zamiast znieść wyrok pierwszej instancji, zredukować wymiar „odsiadki” do okresu dotychczasowego aresztowania i wypuścić magnata na wolność, czego się spodziewano, ograniczył go jedynie o rok.
Jedno jest pewne – założycielowi Jukosu udowodniono bezspornie winę, i tu nie ma żadnych dwuznaczności. Jednakowoż, jak Rosja długa i szeroka, a taka jest w istocie, nie ma tu poważnego biznesmena – multimilionera mogącego z w pełni czystym sumieniem stanąć przed obliczem Temidy. Liczba popełnionych przestępstw jest wprost proporcjonalna do wnikliwości kontroli. Dlaczego M. Chodorkowski „siedzi” a inni nie, spekulacje nie ustają do dziś.
W polskich mediach dominował wątek mafijno–kryminalnych układów na szczytach rosyjskiej władzy i nieopłacania przez Jukos daniny politycznemu establishmentowi, namolnie przez naszych znawców problematyki wschodniej określanych „wierchuszką” - za protekcję i opiekę. W Moskwie eksponowano bardziej element politycznych ambicji M. Chodorkowskiego, zapowiedź startu w wyborach politycznych, finansowanie antykremlowskich ugrupowań.
Nowy wątek
Jest jeszcze jeden element, o którym dotąd nie mówiono głośno, tak u nas, jak i tam czy też za oceanem. Aresztowanie M. Chodorkowskiego i problemy Jukosu nie pozostają bez związku z problemem interwencji w Iraku. Szef Jukosu był zwolennikiem zmniejszenia podaży na rynek ropy przed samą interwencją. Początkowo miała ona bowiem spowodować wzrost cen ropy, co leżało w interesie Rosji, ale zaraz po wojnie – jego zdaniem – gwałtowny spadek do poziomu poniżej 15-20 USD za baryłkę. Stanowiłby on skutek szybkiego podniesienia produkcji irackiej od 2 do 6 mln baryłek dziennie i zalewu pochodzącego stąd surowca. Niemal trzykrotnie niższe koszty pozyskania niż tego, eksploatowanego z rosyjskich złóż, świetna infrastruktura rurociągowa, brak problemów z transportem irackiej ropy - zdawały się przemawiać za argumentacją M. Chodorkowskiego. Był niezłym ekonomistą, fantastycznym menadżerem i przede wszystkim wizjonerem, ale tu jego przepowiednie nie miały się sprawdzić. Po prostu prognozy polityczne nie były jego mocną stroną. Kreml lepiej odczytał przyszłość. Nim przygotowania do „irackiej wolności” ruszyły pełną parą, w projekcie budżetowym na 2003 rok przewidziano już wyższą cenę ropy, zakładając jako minimum 22 USD za baryłkę, i przymierzano się do spłaty rekordowo wysokiej w 2003 r. raty długów 17,5 mld USD.
Chodorkowski tymczasem nie dawał za wygraną i forsował rozwiązania jego zdaniem optymalne dla Jukosu. Przyjęta przez niego wtedy strategia szła, co bardzo wyraźnie pokazywały decyzje podejmowane w Nieftiejugansku, w kierunku równomiernego rozłożenia inwestycji na tanie i szybkie wydobycie surowca z płytkich, nie nastręczających problemów eksploatacyjnych złóż oraz kosztowniejsze sięgnięcie po głębiej położone trudnodostępne zasoby. Wprowadzana dywersyfikacja była - w intencji autorów - przedsięwzięciem perspektywicznym, uniemożliwiającym szybkie zwiększenie wydobycia, a co najwyżej utrzymanie dotychczasowego jego poziomu. Ten stan rzeczy okazał się jednak nie do pogodzenia z bieżącym interesem i zobowiązaniami międzynarodowymi Kremla. Prezydent W. Putin na spotkaniu z głównym rezydentem Białego Domu, na pytanie G.W. Busha, czy Rosja pomoże uzupełnić czasowy niedobór ropy w związku ze zwiększonym zapotrzebowaniem na zbliżającą się interwencję i przewidywanymi perturbacjami w wydobyciu na Bliskim Wschodzie, osobiście zadeklarował zwiększenie podaży rosyjskiego surowca.
M Chodorkowski był tu przeszkodą. Choć on sam najwyraźniej stopniowo poddał się naciskom i do momentu aresztowania po trzech kwartałach ubiegłego roku zysk netto Jukosu wyniósł ponad 3,5 mld dol. Czyli był o 71% większy niż rok wcześniej i to nie tylko za sprawą wzrostu ceny baryłki, ale też rosnącego wydobycia. Trend ten zresztą się umacniał, gdyż po usunięciu Chodorkowskiego w Nieftiejugansku i innych ośrodkach porzucono projekt, koncentrując się na szybkim pozyskiwaniu surowca z łatwiej dostępnych złóż. Przypadek szefa Jukosu podziałał mobilizująco na pozostałych top-menadżerów w rosyjskim sektorze wydobywczym, przynosząc natychmiastowy skutek w postaci wzrostu produkcji w 2004 roku w stosunku do 2003 roku o niemal 9% i dalsze 4,5% w pierwszych dwóch kwartałach kolejnego roku.
Sukcesorzy
Choć analitycy i zarząd Jukosu zarzekali się publicznie: sprawa aresztowania M. Chodorkowskiego nie przekłada się na kondycję firmy, gdyż posiada ona doskonały management, zdolny uchronić koncern od kryzysu. Były to jednak pobożne życzenia. Nie minął tydzień, jak prokuratura zamroziła pakiet kontrolny akcji. Nowe restrykcje wobec naftowego giganta już czekały na swoją kolej. Sibnieft uciekła od fuzji z Jukosem, co pociągnęło za sobą spadek wartości akcji, obniżenie kapitalizacji i ograniczenia wiarygodności kredytowej. Zresztą o to i tak było Jukosowi trudno, policja skarbowa weszła bowiem do centrali Menatepu w St. Petersburgu.
W kwietniu 2004 roku tylko za 2000 rok rosyjski fiskus naliczył Jukosowi przeszło 3 mld zaległości podatkowych. Pod zastaw zobowiązań nałożono na koncern cesję uniemożliwiającą sprzedaż akcji, nieruchomości, udziałów w innych firmach. W sytuacji, gdy utracił on zdolność kredytową, był to koniec koncernu. Zresztą banki wcześniej chętnie użyczające środków Jukosowi, teraz przerażone wizją jego bankructwa zażądały przedterminowych zwrotów kredytów, grożąc egzekucją. Lista dłużników rosła. Ostatniego czerwca 2004 roku sąd przyznał rządowi prawo do zajęcia mienia firmy w poczet należności. Był sprawiedliwy: zgodnie z przepisami administracyjnymi, dał firmie możliwość uregulowania zobowiązań, nim do działań przystąpią komornicy. Miała na to całe następne pięć dni. Niestety nie zdążyła, i szóstego lipca urzędnicy zaczęli zajmować mienie koncernu, najpierw dokumenty w siedzibie spółki M-Rejestr, prowadzącej rejestr aktywów Jukosu, zarzucając jej natychmiast zatajanie danych. Zresztą tego, co najcenniejsze, i tak nie dało się ukryć.
Licytacja „perły Jukosu” – tj. akcji spółki Jugańsknieftiegaz, największych złóż ropy koncernu – przypominała jak żywo przebieg zorganizowanego dokładnie osiem lat wcześniej opisywanego przetargu na pakiet Jukosa. Wygrała go Bajkałfinansgroup, nikomu nie znana zarejestrowana kilka dni wcześniej spółka z Tweru, wykładając na dzień dobry wadium niebagatelne 1,77 mld USD, a następnie dokładając do tego następnych 7,6 mld USD, aby sfinalizować transakcje zakupu 77% akcji Jugańsknieftiegaz. Podobnie jak przed laty, gdy dotyczyło to Menatepu, stojącego za podstawionym Moblan, tak teraz nikt nie miał wątpliwości, co do roli, jaką odegrał w transakcji Gazprom, choć to nie on lecz Rosnieft wykupił akcje kilkadziesiąt godzin później. Dziewięć miliardów nie pokryło roszczeń rosyjskiego fiskusa. Suma ich rosła bowiem, gdy do zaległości podatkowych z 2000 roku doszły te z kolejnych lat. Następne licytacje krajowe Samaranieftiegazu i zagraniczne majątku Jukosu: Możejki, Transpetrol – to zaledwie kropla w morzu potrzeb. Lista wierzycieli Jukosu wcale nie maleje.
W marcu tego roku sąd odrzucił roszczenia trzynastu z czterdziestu trzech kolejnych podmiotów domagających się zapłaty. Należności Jukosu powiększyły się dzięki temu nie o możliwe 23,3 mld, lecz jedynie o uznane wyrokiem 18,2 mld. Nadal największe zobowiązania ma on względem państwa, zaległości naliczone mu przez służby podatkowe opiewają na sumę przeszło 13 mld USD. Tuż za nim - niedawny rywal Rosnieft z niegdysiejszą posiadłością Jugańsknieftiegaz, oczekujący 4,52 mld USD od jej uprzedniego właściciela. Czy aktywa Jukosu są wystarczające, aby zaspokoić wszystkich istniejących i potencjalnych właścicieli, nie wiadomo. Usunięcie wspomnianej spółki „M-Rejestr” prowadzącej rejestr aktywów i zastąpienie jej od 5 sierpnia nowym, firmą ZAO „COR” z Orenburga, na pewno nie pozostanie bez wpływu na ten proces. „M – Rejestr” od dawna utracił zaufanie samego Jukosu. Na dokonaną zmianę spojrzeć można jednak zgoła inaczej, niż przez pryzmat wewnętrznych potrzeb Jukosu. Zabieg ten jest niezbędnym przed przejęciem kontroli nad kompanią, a władze federalne i przedstawiciele Rosniefti nietypowej sprawy nawet nie komentowali.
Nie bez znaczenia pozostaje tu ogłoszenie 1 sierpnia br. przez sąd w Moskwie bankructwa Jukosu. Stało się ono faktem, gdy prowadzący sprawę sędzia Paweł Markow uznał przedłożone mu przez zarządcę komisarycznego wyceny, gdzie wierzytelności koncernu 18,26 mld USD były o 0,5 mld wyższe niż aktywa.
|
|
|
|