Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 11/2006

Żar Możejek


Od czasu parafowania z rządowym „błogosławieństwem” umowy obligującej PKN Orlen do nabycia pakietu akcji litewskiego Mazeikiu Nafta (Możejki) zmieniło się wiele: zakład został odcięty od dostaw surowca i częściowo spłonął, a wykorzystywane linie technologiczne okazały się starsze niż przypuszczano i wymagają natychmiastowej wymiany.

Płocki koncern nie zamierza jednak zrezygnować z zaplanowanego zakupu, i nic też nie wskazuje, aby cokolwiek mogło uchronić go przed poniesieniem największej w historii swego istnienia straty.

Co prawda jeszcze nie tak dawno, bo w początkach października, litewska prasa szumnie donosiła o możliwości przejęcia rafinerii w Możejkach przez Łukoil. Choć informacje nie brzmiały wiarygodnie i swą wymową bardziej przypominały szczere i serdeczne życzenia dla naszego rodzimego potentata w branży naftowej niż niekontrolowany przeciek do mediów, to zupełnie wystarczyły jednak, aby wskrzesić iskierkę nadziei, stać się owym światełkiem w mrocznym tunelu, wskazując jeśli już nie samą drogę, po której należy kroczyć, to przynajmniej pewną inspirację do działania. Niestety ziściły się podejrzenia co do prawdziwości tych przekazów i radość z sugestii, jakoby na ratunek nie jest jeszcze za późno i da się ocalić miliardy dolarów PKN Orlen przed wyrzuceniem w błoto, okazała się równie przedwczesna, jak i sama wiadomość na temat przymiarek Łukoilu.

Bez ropy

Na kompleksie przemysłowym Mazeikiu Nafta, bo nie jest to tylko rafineria, ale też cała towarzysząca infrastruktura - włącznie z terminalem morskim w Butyndze, nie da się zarobić. Na pewno nie ma na to zbyt dużych szans potencjalny właściciel, nie posiadający swojej ropy w połączonej z litewskim zakładem odnodze rurociągu „Przyjaźń” (Drużba), bo rafineria może przerabiać przeszło 9 mln ton ropy rocznie. Dostawa drogą morską takiej ilości – to ponad 90 wielkich tankowców tzw. stutysięczników – teoretycznie jest możliwa. Wymaga oczywiście modernizacji starego portu naftowego, tak aby mógł zapewnić ciągłą obsługę tego typu jednostek, i poprawnych warunków atmosferycznych pozwalających zbiornikowcom na podejście do przeładunku etc... Połączenie tych wszystkich elementów w jedną całość byłoby logistycznym majstersztykiem. Dotąd nikomu nie udało się tego dokonać, choć próbowano.
W 1999 roku jedną trzecią akcji Możejek nabyła od rządu litewskiego amerykańska kompania Williams International, pośrednio tylko związana z branżą. Nie minęły trzy lata, gdy, nie mogąc zapewnić dostaw ropy naftowej, porzuciła interes na Litwie. Jesienią 2002 roku 26,85% akcji Możejek za kwotę 75 mln USD nabył Jukos.

Drogo

Rosyjski potentat nie miał trudności z zaopatrzeniem rafinerii w surowiec. Zakontraktowanych 5 mln ton rocznie, do których dostarczania przez dekadę zobowiązany był kontraktem, stanowiło jedynie namiastkę możliwości koncernu. Dla Jukosu, a przede wszystkim jego właściciela - Michaiła Chodorkowskiego, nastały jednak trudne czasy. On sam trafił do aresztu, a następnie kolonii karnej, naftowy gigant zaś został zlicytowany (patrz Requiem dla Jukosu, Energia Gigawat nr 10/2006, a także na www.gigawat.net.pl). Nie wszystkie wchodzące w jego skład przedsiębiorstwa trafiły pod młotek. Kompleks Mazeikiu Nafta został ominięty wątpliwym zaszczytem bycia podmiotem licytacji. Chodorkowski miał „żyłkę do interesu” i niebywale „szczęście” w doborze pracowników, bo znalezienie przez menedżment i kancelarie prawne koncernu nabywcy na cokolwiek przy utrzymującej się wokół Jukosu atmosferze niepewności nie było rzeczą prostą, a oni dokonali cudu. Nie tylko bowiem trafili na potencjalnie zainteresowanego nabyciem przedsiębiorstwa, ale znaleźli klienta jedynego w swoim rodzaju. Gotowego kupić znajdujący się na Litwie kompleks petrochemiczny, nie oglądając się na problemy rafinerii z zaopatrzeniem w ropę, fatalny stan techniczny etc.

PKN Orlen zasłużył tu na miano prawdziwego „dobrego Samarytanina” naftobiznesu: nie dość, że nie próbował wykorzystać problemów dawnej firmy Chodorkowskiego, zbijając cenę, to na dodatek zapłacił za swój 53,7-procentowy pakiet 1492 mln USD, czyli proporcjonalnie 1000% (tysiąc procent !!!) więcej niż np. Jukos dał Amerykanom za akcje Możejek dwa lata wcześniej, choć nic praktycznie nie zdążył zainwestować tam w tym czasie. Z dobroci polskiego potentata skorzystał też rząd litewski, biorąc za posiadane przezeń 30,7% udziałów Możejek 851,8 mln USD, co - mając w pamięci wspomnianą transakcję sprzed kilkunastu miesięcy – odstąpienia 26,5% akcji za 75 mln USD – również odpowiadało dziewięciokrotnemu wzrostowi. Wilno, znalazłszy tak szczodrego inwestora, nie omieszkało też zachęcić go, aby obciążył swój budżet kosztami pakietu socjalnego oraz deklaracjami dotyczącymi dalszych inwestycji w unowocześnianie zakładu. Według wstępnych szacunków płockiego koncernu sięgną one w najbliższych pięciu latach od 720 do 950 mln USD. Oczywiście chluba naszego przemysłu naftowego zyska co nieco, a precyzyjniej - prawo do nabycia kolejnych 10% akcji i to nie za 284 mln USD lecz za 278 mln USD, oszczędzając na tym całe 6 mln.

Do wymiany

Prawdopodobieństwo zwrotu z inwestycji dla udziałowca pragnącego zaopatrywać rafinerię w surowiec drogą morską, nawet jeśli samodzielnie eksploatuje złoża, jest znikome w pełnym znaczeniu tego słowa. Niestety nasz krajowy koncern nie wydobywa ropy i nie ma też, na co wiele wskazuje, żadnego asa w rękawie w postaci gotowych rozwiązań logistycznych, gwarantujących pełne wykorzystanie mocy przerobowych swego nabytku na wypadek trwałej przerwy w dostawach rosyjskim rurociągiem. Sytuacja taka powstała w końcu lipca, gdy nitka „Przyjaźni” przestała zaopatrywać Możejki i zakład natychmiast zredukował sierpniowe plany produkcji o 100 tys. ton. Stanowi to jedynie forpocztę trudności, jakim będzie musiał sprostać PKN Orlen.
Podczas ostatniej wizyty minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej pytany o to, kiedy zostanie usunięta awaria, wspomniał o konieczności budowy nowego rurociągu, a nie naprawie starego, gdyż, co zauważył, to niewiele zmieni. Uwaga dyplomaty nie wróży dla Orlenu nic dobrego na przyszłość. Podobnie rzecz ma się z ostatnim pożarem w rafinerii, spowodowanym - co otwarcie przyznał litewski minister gospodarki Vytas Navickas - przyczynami technicznymi. Zgodnie z oficjalnym komunikatem, zapaliło się zamontowane przed 16 laty urządzenie przetwarzające mazut, a następnie runęła 50-metrowa wieża, i na obszarze 800 m kw. zajęły się produkty ropopochodne. Słup ognia i dym widoczny był z kilkunastu kilometrów. Co gorsza, nie było to pierwsze tego typu zdarzenie w tym roku. Rafineria płonęła też wiosną.

Prowadzono wtedy jeszcze negocjacje na temat sprzedaży zakładu, a incydent udało się zataić przed opinią publiczną i - co ważniejsze - potencjalnym kontrahentem. Straty nie były też duże, niespełna 3 mln dolarów, co w zestawieniu z tym, co strawił ogień 12 października – a więc 22,5 do 47,5 miliona dolarów – nie jest godne uwagi. Zwraca ją natomiast zły stan i spowodowany względami oszczędnościowymi brak koniecznych remontów urządzeń, stojący za obu tymi zdarzeniami. Na domiar złego teraz zniszczone kilkunastoletnie już przecież urządzenia, czasowo zastąpione mają zostać swymi własnymi poprzednikami, które niegdyś stały na ich miejscu, nim zostały zdemontowane.

Biznes i polityka

Rentowność inwestycji najpełniej oddał miesięcznik "Forbes", przyrównując odciętą od ropy rafinerię w Możejkach do "najdroższej kupy złomu", co dość dosadnie ujmowało meritum sprawy. Co gorsza, PKN Orlen, kiedy tylko stanie się pełnoprawnym właścicielem, będzie zmuszony do ograniczenia produkcji (z powodu braku surowca) i częściowej redukcji załogi. Zapłaci z tego powodu gigantyczne odszkodowania stronie litewskiej. Straty są niemalże wpisane w definicję tej inwestycji. Kwestią sporną pozostał jedynie finansowy rozmiar fiaska całego przedsięwzięcia. Niestety najprawdopodobniej będzie on znacznie większy, niż przewidywano to do niedawna nawet w najbardziej pesymistycznych scenariuszach, bo niemal co dzień na jaw wychodzą nowe, nie znane dotąd informacje o kondycji litewskiego kompleksu petrochemicznego. Niewiele jednak wskazuje, aby alarmujące wieści przyczyniły się choćby do korekty obranego przez płocką spółkę kierunku działań. Od początku transakcja przejęcia przez nasz koncern litewskiej rafinerii była zbyt silnie upolityczniona i choćby z tej przyczyny nie rokowała dobrze na przyszłość. W przesłankach stojących za jej zawarciem najzwyczajniej w świecie po prostu nie było już miejsca na racje ekonomiczne.

Qui bono?

Rzecz jasna, wycofanie się z transakcji, uzasadnione ostatnimi wydarzeniami, byłoby idealnym wyjściem. Oczywiście rząd litewski nie jest zainteresowany takim rozwiązaniem, przynajmniej póki transakcja nie zostanie w pełni sfinalizowana, a PKN Orlen nie zapłaci wszystkich kar z tytułu niedotrzymania zobowiązań dotyczących zachowania ciągłości produkcji w rafinerii. Również ze strony polskiej nie ma politycznego przyzwolenia na pozbycie się akcji. Władze traktują cały czas transakcję w kategorii osiągnięć. Podczas wizyty w Wilnie prezydent L. Kaczyński nawet uznał zakup za element zwiększający bezpieczeństwo energetyczne Polski i Litwy. Według oświadczenia Antanasa Valionisa, byłego ministra spraw zagranicznych i ambasadora w Polsce, dla Litwy była to nie tylko transakcja komercyjna, ale także wydarzenie o ogromnym znaczeniu strategicznym – bo sami Litwini mają prawo uważać to za sygnał do stopniowego uniezależniania się od dostaw rosyjskich. Pozbywszy się bowiem Możejek przerabiających więcej ropy, niż określają to potrzeby konsumpcyjne tego kraju, ograniczyli mocno swój popyt.

Dla nas, wbrew temu, co deklarował prezydent Lech Kaczyński w Wilnie, nie było to strategicznie korzystne rozwiązanie sprzyjające umocnieniu bezpieczeństwa energetycznego państwa. Przejęcie od Litwinów obciążającego ich balastu tylko pogorszyło położenie Polski w tej sferze. To bowiem Orlen zmuszony został do zwiększenia importu nieprzetworzonego surowca, gdyż w przeciwnym razie wartość kapitałowa naszego koncernu obniży się i to bardzo, a potrzebne ilości ropy w korzystnej cenie mogą zapewnić tylko dostawcy z Rosji.

Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj

Zamów prenumeratę




 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator