Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 11/2006

Albo „gazoport”, albo Norwegia, ale jeszcze lepiej: „Nabucco”...


Rozmowa z prof. zw. dr hab. inż. Jakubem Siemkiem kierownikiem Zakładu Inżynierii Gazowniczej Wydziału Wiertnictwa, Nafty i Gazu AGH, członkiem korespondentem PAN i PAU

- Panie Profesorze! Wrócił Pan ostatnio z Norwegii. Jak więc rysują się perspektywy możliwości dostaw gazu ziemnego z tamtego kierunku?

- Jeśli - jako kraj - bardzo będziemy pragnęli dostaw norweskiego gazu to Norwegowie nam go sprzedadzą i dostarczą, ale musimy najpierw sfinansować i zbudować gazociąg. To pierwsza sprawa, druga bardzo istotna, to musimy zagwarantować stały wieloletni odbiór tego gazu na poziomie co najmniej 5–6 miliardów metrów sześciennych rocznie. A tymczasem, jak wynika z prognoz sformułowanych przez nas w AGH i jak do tej pory sprawdzających się z dużą dokładnością, w perspektywie 2010 roku nasza gospodarka, która teraz konsumuje ok. 14 mld metrów sześciennych gazu rocznie, będzie zużywała 16 mld metrów sześciennych. Na unijnym rynku, a nawet na tle Ukrainy czy Białorusi nie będziemy więc – nawet za kilka lat - gazowniczym potentatem. Dlatego też, aby skonsumować takie ilości gazu tłoczonego do Polski z Morza Północnego, powinniśmy znaleźć współpartnerów w krajach ościennych, co jak do tej pory kończyło się fiaskiem. Jest jeszcze trzeci problem: gaz norweski jest drogi i wobec kurczących się intensywnie eksploatowanych zasobów będzie miał większą tendencję do zwyżki cen, niż gaz dostarczany z innych kierunków. Jest i czwarty problem: gaz z Morza Północnego, podobnie jak gaz z Morza Bałtyckiego ma nieco inny skład chemiczny niż konsumowany u nas do tej pory gaz rosyjski, zawiera znacznie więcej cięższych węglowodorów. Dlatego też przed wprowadzeniem go do sieci rozdzielczej należy poddać go dodatkowemu kondycjonowaniu, co przy dzisiejszym stanie techniki nie jest wprawdzie problemem technicznym, ale raczej bardziej ekonomicznym, mającym przede wszystkim wpływ na cenę finalną.

- Wielu strategów mówi dzisiaj, że bezpieczeństwo energetyczne i gospodarcza niezależność są bezcenne więc musimy ponieść dodatkowe koszty...

- Zgoda, tylko możemy to zrobić taniej i lepiej. Musimy mieć świadomość, że licząc w skali światowej, zasoby norweskie nie są tak duże i przy intensywnej eksploatacji wyczerpią się najszybciej. Według danych Petroleum Economist, a także Międzynarodowej Unii Gazowniczej, Norwegia posiada zaledwie 1,3 proc. (ostatnio nieco więcej) światowych zasobów gazu, natomiast kraje grupy OECD Europa 3,5 proc, Rosja to jest 26,7 proc., zaś Rosja wraz z częścią środkowoazjatycką 31,9 proc. Iran ma 15,3 proc., a Środkowy Wschód 40,6 proc. Jeszcze korzystniejsze dla Rosji i Środkowego Wschodu są relacje odnoszące się do potencjalnych lub prognostycznych zasobów gazu. A my tak jak mantrę powtarzamy bezwiednie: Norwegia, Norwegia, Norwegia... Wśród firm gazowniczych dysponujących zasobami handlowymi, niekwestionowanym potentatem, czy komuś to się podoba czy nie, jest Gazprom. Wielkie ponadnarodowe, globalne koncerny takie jak ExxonMobil, Shell czy BP operujące w wielu krajach i na wielu złożach w rankingu firm zajmują dopiero miejsca: czwarte, szóste i siódme.

- Wróćmy może na moment do kwestii krzyżowania się podmorskich gazociągów i tezy postawionej przez niektórych polskich eurodeputowanych, iż budowa przez Rosję i Niemcy Gazociągu Bałtyckiego przekreśli raz na zawsze szansę na zbudowanie gazociągu łączącego Polskę ze złożami norweskimi.

- Wolność słowa i demokracja sprawiły, że w Polsce każdy może się wypowiadać na każdy temat. W efekcie często w ważnych kwestiach strategicznych czy fachowych głos zabierają osoby niekompetentne, bez odpowiedniego przygotowania technicznego, pozbawione rzetelnej, fachowej wiedzy. I każda techniczna bzdura, ubrana w sensacyjne opakowanie zaczyna, zwłaszcza w mediach elektronicznych, żyć swoim nieśmiertelnym bytem, z którym polemika bywa wręcz niemożliwa. Wystarczy tylko popatrzeć na pierwszą lepszą mapę pokazującą rurociągi biegnące z Morza Północnego, by zobaczyć że krzyżują się bez żadnych problemów i to od lat. Ostatnio oddany do użytku 1200-kilometrowy gazociąg łączący złoża Morza Północnego z Wielką Brytanią poprzecinał wszystkie funkcjonujące w tym rejonie gazociągi. I nic nikomu się nie stało. Normy techniczne, zarówno amerykańskie jak i europejskie mówią tylko o tym, że podmorskie gazociągi muszą krzyżować się pod kątem prostym i powinna być pomiędzy zachowana nimi stopa odległości. Stopa czyli dokładnie 30 centymetrów i 48 milimetrów!!!

- Jak zachowa się gaz w połączeniu z wodą morską w wypadku – nie daj Boże – awarii?

- Bałtyk nie jest morzem zbyt głębokim. Największa głębia sięga 450–470 metrów, co daje nam ciśnienie słupa wody - licząc na okrągło - maksymalnie 45–47 atmosfer. To nie jest zbyt wiele. Tak więc część gazu rozpuści się przy dnie w wodzie morskiej, reszta w formie pęcherzyków przemieści się w kierunku powierzchni i... ulotni. Przez moment będziemy mieć co najwyżej wodę gazowaną. Metan w odróżnieniu od gazu komunalnego, produkowanego kiedyś w miejskich gazowniach z węgla, nie jest gazem toksycznym. Samo usuwanie awarii podmorskiego gazociągu przy dzisiejszym stanie techniki i robotyzacji nie stanowi większego problemu. Większe zagrożenie ekologiczne stanowią rurociągi tłoczące ropę naftową. A tych np. w rejonie Zatoki Meksykańskiej jest całe mnóstwo.

- Mówi się, że Gazociąg Bałtycki będzie przedsięwzięciem o wyjątkowej komplikacji technicznej i niebywałych kosztach, które według docierających do nas skąpych informacji rosną w postępie geometrycznym. Z ostatnich danych wynika, iż cały 1200-kilometrowy podmorski odcinek nie będzie miał pośrednich tłoczni.

- Nie sądzę, aby był on bardziej skomplikowany od słynnego już „Błękitnego Potoku”, który schodzi pod powierzchnię lustra Morza Czarnego na głębokość ponad 2000 metrów. Jeśli nie będzie tłoczni pośrednich, to najwyżej przepływ będzie następował wolniej, albo zwiększone zostaną średnice... Nie jest to problem przesądzający o egzystencji całego przedsięwzięcia. Rosja ma gaz, zaś Europa Zachodnia potrzebuje tego gazu, więc nie ma żadnej siły, która powstrzymałaby handel w tym kierunku. Ten gazociąg powstanie bez względu na to czy nam się to podoba czy nie, czy będzie przeciwko niemu protestować czy też pogodzimy się z tym.

- Aleksander Gudzowaty kilka miesięcy temu postawił dość oryginalną tezę, że druga nitka „Jamału” powstanie szybciej niż Gazociąg Północny.

- Nie sądzę aby tak się stało, choć poprowadzenie drugiej nitki ”Jamału” będzie znacznie prostsze i tańsze. Ale trzeba również bez emocji popatrzeć na mapę Europy, niejako z lotu ptaka. Do tej pory rosyjski gaz podążający do zachodniej Europy idzie nie tylko przez Polskę, ale także przez terytorium Ukrainy i Białorusi. W efekcie czego Białoruś do tej pory otrzymuje gaz po tzw. cenach wewnątrzrosyjskich czyli po czterdzieści kilka dolarów za 1000 metrów sześciennych, zaś Ukraina - według ostatnich doniesień - będzie otrzymywała gaz po ulgowej cenie wynoszącej 130 dolarów za 1000 metrów sześciennych, podczas gdy inne kraje europejskie za taki sam gaz zmuszone są już teraz płacić 250, a nawet 300 dolarów. Można więc powiedzieć, że w pewnym sensie gospodarki obu krajów sponsorowane są dostawami surowców energetycznych po cenach drastycznie odbiegających od cen światowych. Różnice sięgają więc kilkudziesięciu milionów dolarów w skali roku. To dodatkowy ukryty koszt oprócz opłat tranzytowych. Nie ma więc co się dziwić, że podobnie jak Polska chce zdywersyfikować dostawy gazu, tak Rosja postanowiła zdywersyfikować kierunki i sposoby dostaw do Europy Zachodniej. Zresztą o tym pomyśle, pokazując ewentualne trasy przebiegu po raz pierwszy mówiono na kongresach gazowniczych już 10 lat temu. W Polsce te informacje bagatelizowano traktując je jako nierealne i niedorzeczne. Nie wiem gdzie były w tym czasie służby, których zadaniem winno być monitorowanie istotnych z punktu widzenia polskiej gospodarki przedsięwzięć energetycznych w najbliższym naszym otoczeniu, gdzie była dyplomacja gospodarcza, stosowne resorty... Dopiero półtora roku temu podniósł się krzyk i lament. Radzę jednak śledzić ostatnie doniesienia z Rosji np. na temat transportu gazu z Morza Karskiego lub też o ułożeniu drugiej nitki gazociągu na dnie Bałtyku.

- A gazoport? Będzie alternatywą dla naszych problemów i potrzeb?

- Świat dość chętnie korzysta ze skroplonego gazu zimnego, ale trzeba mieć świadomość, że popyt znacznie przewyższa podaż. I wszystkie możliwe dostawy wysprzedane są „na pniu” na 6 lat do przodu. Najbliższa nam instalacja skraplania gazu oddana do użytku w tym roku w Norwegii pracuje wyłącznie na potrzeby odbiorców w Hiszpanii oraz USA i nie ma żadnych wolnych mocy. Decydując się na budowę gazoportu musimy mieć zagwarantowane dostawy oraz wynegocjowaną cenę. W przeciwnym razie będzie stał on pusty – bez zajęcia. Albo może się okazać, że zastąpimy rosyjski gaz rurociągowy – gazem skroplonym wydobytym przez „Gazprom” spod dna Morza Barentsa. Jednocześnie musimy się zdecydować, albo rurociąg z Morza Północnego albo gazoport. Oba te przedsięwzięcia nie mają sensu wspólnej egzystencji. Musimy rozstrzygnąć: albo, albo... To tak jakbyśmy chcieli wrzucić dwa grzyby do małej filiżanki barszczu....

- A dostawy skroplonego gazu z rynku nigeryjskiego na przykład, gdzie większość gazu spala się w pochodniach jako kłopotliwy produkt uboczny wydobywanej ropy naftowej?

- Zgoda, tylko najpierw trzeba zainwestować w instalacje skraplania gazu, terminal przeładunkowy w Lagos czy Port Harcourt. Kto to zrobi, w kraju narażonym na ciągłe wojny domowe czy przewroty. Inwestycje w Nigerii obarczone są dużym ryzykiem politycznym. Gdyby nie to, wszyscy wielcy dawno by już tam inwestowali.

- Z zupełnie innego powodu powróciła na światło dzienne kwestia niezrealizowanego rurociągu Bernau – Szczecin...

- To był dobry kierunek myślenia i działania. Jako pełnoprawny członek Unii Europejskiej powinniśmy jak najszybciej połączyć polski system gazowniczy z systemem unijnym. Dywersyfikacja dostaw i bezpieczeństwo energetyczne kraju, nie może polegać wyłącznie na zastąpieniu jednego dostawcy innym dostawcą. Dywersyfikacja to przede wszystkim możliwość dokonywania zakupów wykorzystując - regułę TPA - na różnych rynkach, od różnych dostawców, z różnych źródeł, według różnych formuł cenowych i typów transakcji.

- Pozostaje jeszcze projekt Nabucco realizowany od 2004 roku jako wspólne przedsięwzięcie narodowych firm gazowych z Turcji (Botas), Bułgarii (Bulgargaz), Rumunii (SNTGN Transgaz), Węgier (MOL) i Austrii (ŐMV)...

- I to jest moim zdaniem najlepsze rozwiązanie. Prowadził będzie on gaz z rejonu Morza Kaspijskiego, a konkretnie z Iranu, ale także w grę wchodzą złoża dostępne w Azerbejdżanie, Kazachstanie, Turkmenistanie i Uzbekistanie, a nawet w Syrii, Iraku czy Egipcie. A więc jest to inny dostawca, inny kierunek dostaw i perspektywy – biorąc pod uwagę zasoby – sięgające dziesiątek lat do przodu. Jest jeszcze jeden plus - inne, niższe niż norweskie ceny. Kraje tranzytu: Turcja, Bułgaria, Rumunia, Węgry i Austria zamierzają zużywać ok. 10 do 12 mld m sześć rocznie, dla „stron trzecich” w miejscowości Baumgarten na wschodniej granicy Austrii, gdzie dociera także gaz z Rosji byłoby dostępne od 13 do 16 mld m sześc. rocznie. Już teraz dostawami z tego kierunku zainteresowały się Grecja, Słowacja i Czechy. Z powodzeniem więc z tego kierunku moglibyśmy kupować kilka miliardów m sześc. rocznie. I to byłaby prawdziwa dywersyfikacja!

- A intensyfikacja wydobycia ze źródeł krajowych?

- To oczywiste. Zasoby prognostyczne w Polsce oceniane są na 600 do 800 mld m sześc. a według niektórych optymistycznych założeń sięgają do 3000 mld m sześc. Zasoby udokumentowane podawane w statystykach wewnętrznych i zagranicznych mówią o 110 mld m sześć w przeliczeniu na gaz wysokometanowy. Wymaga to jednak nakładów rzędu 600 mln zł rocznie na prace poszukiwawcze oraz intensyfikację wydobycia ze źródeł już znanych. Ale Polska jest jednak ojczyzną węgla i model optymalny dla polskiej energetyki to model węglowo–gazowy. Proszę popatrzeć na zwrot w kierunku technologii czystego węgla, który ma miejsce obecnie w USA. Polska pod względem modelu surowcowego jest bardzo podobna do USA. Kraje węglowe to także: Indie, Chiny, Australia... a więc olbrzymie kraje, olbrzymie gospodarki i olbrzymie rynki.

- To ostatnie zdanie w ustach gazownika brzmi niemal niewiarygodnie, bo od pewnego czasu mówiło się o lobby gazowym w Polsce, które wmawia wszystkim, że węgiel jest paliwem archaicznym i przedpotopowym...

- Nic podobnego! Współczesne technologie spalania węgla nie ustępują już technologiom gazowym. Wprawdzie elektrownie gazowe są tańsze w budowie, ale opalane zasiarczonym gazem, jak ma to miejsce w niektórych państwach arabskich, też powinny dbać o ochronę środowiska. Ponadto zasoby światowe węgla są większe niż zasoby ropy czy gazu, a poza tym przyroda obdarzyła świat węglem bardziej sprawiedliwie, rozmieszczając go bardziej regularnie i proporcjonalnie, a przy tym w miejscach o większej stabilizacji gospodarczej i politycznej, niż ropę i gaz.

- Dziękuję za rozmowę




 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator