Artykuł opublikowany pod adresem:     http://gigawat.net.pl/article/articleprint/131/-1/22/

Teraz strach za 5 dolarów, a co po Husajnie?


Informacje Numery Numer 11/2002

Świat może zostać niebawem dotknięty dużym wzrostem cen ropy i trudnymi do oszacowania ograniczeniami w jej dostawach, chyba że prezydent Bush zdecyduje się na rozwiązanie irackiego problemu bez sięgania po siłę, ale na to raczej się nie zanosi.
Problem ten najboleśniej odczują kraje rozwijające się, w których ceny ropy już dziś stanowią duże obciążenie dla ich gospodarek. To, jak droga będzie ropa, uzależnione jest od czasu, jakiego Amerykanie będą potrzebowali na pokonanie i podbicie Bagdadu.

Ponad dekadę temu, kiedy rozpoczynała się wojna w Zatoce Perskiej, ceny ropy podwoiły się i spadły dopiero wówczas, gdy wojna zbliżała się do końca. Tymczasem przewidywania dotyczące nowego ataku na Irak już spowodowały wzrost cen ropy o 50% w ciągu bieżącego roku - ceny wahają się w granicach 25-30 USD za baryłkę. Sytuację na rynku najlepiej odzwierciedla określenie: „strach wart 5 USD za baryłkę” (tyle kosztują spekulacje na temat wojny z Irakiem).
Odkąd głównym celem administracji prezydenta Busha jest zmiana reżimu w Iraku, a nie tylko pozbawienie Husajna jego arsenału, Saddam, broniąc swojej władzy, może się posunąć bardzo daleko. Głównym niebezpieczeństwem wydaje się być ewentualne zablokowanie dostaw ropy płynących z Arabii Saudyjskiej, szacowanych na 5 mln baryłek dziennie. Wówczas nikt nie byłby w stanie w krótkim czasie uzupełnić takiego niedoboru. Husajn może się także uciec do strategicznego ataku na infrastrukturę wydobywczo-rafineryjną Arabii Saudyjskiej lub Kuwejtu, które to instalacje są w zasięgu irackich rakiet. Mogłoby to wywołać wielki kryzys energetyczny na Zachodzie, a nawet na całym świecie. W takim wypadku Stany Zjednoczone musiałyby skorzystać ze swoich strategicznych rezerw ropy naftowej, pokrywających 8-tygodniowe zapotrzebowanie (europejskie rezerwy są w rzeczywistości jeszcze mniejsze). Tak desperacki krok ze strony Iraku, mało wprawdzie realny, spowodowałby prawdopodobnie kryzys bardziej katastrofalny w skutkach niż ten z 1973 roku. Decyzja OPEC z 1973 roku naruszyła w istotny sposób powojenny porządek gospodarczy, windując ceny ropy naftowej i wtrącając gospodarkę światową w długotrwałą recesję. Państwa arabskie produkujące ropę użyły jej wtedy po raz pierwszy jako narzędzia politycznego w walce z Zachodem. Ropa naftowa - źródło energii, które uczyniło z Zachodu niedoścignioną siłę gospodarczą, polityczną i kulturalną w XX wieku - może teraz w rękach islamskich stać się ponownie przekleństwem Europy Zachodniej.
Obecny układ sił na Bliskim Wschodzie ma swoje korzenie w dotyczących Imperium Otomańskiego układach i porozumieniach kończących I wojnę światową. Porozumienia te bazowały na fakcie, że rewolucja radziecka usunęła Rosję i Środkową Azję ze światowego rynku ropy. Tak więc Bliski Wschód stał się jedynym stabilnym źródłem ropy dla Zachodu. Układ ten uległ zmianie dopiero w 1989 r., gdy rozpadał się ZSRR, a Rosja i Środkowa Azja powróciły na światowe rynki paliwowe. Obecnie Rosjanie współzawodniczą z Arabią Saudyjską o satysfakcjonujący udział w globalnym rynku. Ostatnie napięcia pomiędzy USA a Arabią Saudyjską mają swoje źródła w polityce Waszyngtonu, zmierzającej do zapewnienia sobie alternatywnych źródeł dostaw ropy w przypadku, gdy Amerykanie z powodów strategicznych nie mogliby liczyć na Saudyjczyków. Administracja Busha wykazała w zeszłym roku zainteresowanie w rozwijaniu długoterminowych umów z Rosją, chociaż Moskwę ograniczają tu w istotnym stopniu możliwości przesyłowe. Cel stojący za tą polityką to osłabienie solidarności państw OPEC i kontrola dostaw ropy.
Stosunki saudyjsko–amerykańskie pogorszyły się gwałtownie od czasu ataku z 11 września. W razie amerykańskiej interwencji w Iraku, ewentualne saudyjskie poparcie dla Waszyngtonu skutkowałoby wewnętrznymi problemami Arabii Saudyjskiej W czasie szczytu krajów OPEC w Osace we wrześniu 2002 r., strona saudyjska odrzuciła amerykańską prośbę zwiększenia limitów wydobycia, które stanowiłyby przeciwwagę dla rosnących cen. Sierpniowy raport dla Pentagonu sygnalizował oddalanie się Waszyngtonu od jego tradycyjnego arabskiego sojusznika, którego nazwano wręcz „ziarnem zła.”
Proamerykański Irak mógłby więc funkcjonować na zasadzie przeciwwagi dla saudyjskiej ropy. Poza tym odgrywałby znaczącą rolę w umniejszaniu wpływów i znaczenia OPEC. Taki rozwój sytuacji, który byłby dla Waszyngtonu niemal spełnieniem marzeń, stwarza szansę na powstanie nowego bardziej stabilnego rynku, gdzie ceny ropy wahają się pomiędzy 18, a 22 USD za baryłkę. Szczególnie dla Moskwy oznaczałoby to konieczność przełknięcia gorzkiej pigułki. Rosja jest świadoma konsekwencji wojny w Iraku, co znajduje swoje odzwierciedlenie w jej stanowisku wobec rezolucji Rady Bezpieczeństwa. Wynika to z tego, że reżim Saddama Husajna jest winien Rosji 8 mld USD, a ostatnio podpisano nawet nowe umowy handlowe o wartości 40 mld dolarów. Prezydent Putin chce, aby Bush zagwarantował ochronę rosyjskich interesów w Iraku po ewentualnym obaleniu Husajna. Rosyjskie przedsiębiorstwa są poważnie zaniepokojone przypuszczeniami, iż proamerykańska władza w Bagdadzie unieważni ich wcześniej podpisane umowy i będzie sprzyjała amerykańskiemu przemysłowi. Nowe rządy w Bagdadzie z pewnością podwyższą poziom wydobycia, aby zdobyć pieniądze na program odbudowy kraju, tym samym ceny ropy spadną nawet poniżej poziomu 20 dol. za baryłkę. Taki spadek cen mocno uderzy w rosyjską gospodarkę, której 40% dochodów z eksportu stanowi ropa. Wprawdzie w czasie październikowych spotkań w Waszyngtonie i w Houston, Amerykanie dali Rosjanom gwarancje nienaruszalności ich interesów, ale nie usatysfakcjonowały one strony rosyjskiej. Amerykanie interesują się zresztą Saddamem nie tylko z powodu ropy. Tak naprawdę chodzi tu o coś więcej – o nowy porządek na Bliskim Wschodzie. Ma to być trójkąt oparty na Turcji, Izraelu i proamerykańskim Iraku. Umożliwi on Waszyngtonowi kontrolowanie dostaw ropy oraz sprawowanie generalnego nadzoru nad światem arabskim.
Omawianie scenariuszy rozwoju sytuacji po upadku Husajna może się wprawdzie wydawać nieco przedwczesnym zajęciem, niemniej spędza ono sen z powiek wielkim koncernom paliwowym. Irak posiada bowiem drugie co do wielkości zasoby ropy naftowej – 115 mld baryłek (więcej ma tylko Arabia Saudyjska). Największy brytyjski koncern paliwowy BP zaapelował o równe szanse dostępu do irackich zasobów dla wszystkich przedsiębiorstw sektora, po tym jak nastąpi zmiana rządów w Bagdadzie. Giganci z branży paliwowej bardzo uważnie śledzą plany i działania USA dotyczące zmiany reżimu. Koncerny chcą uniknąć sytuacji, w której faworyzowane byłyby wyłącznie amerykańskie firmy. Iracki przemysł wydobywczy i rafineryjny wymaga bowiem długoterminowych inwestycji. Jest słabo rozwinięty, a wiele złóż jest ciągle nie zlokalizowanych. Słowem, gratka dla zachodnich koncernów. Jest się o co bić.
źródło: www.oilnews.com

Piotr Ginalski




| Powrót |

Artykuł opublikowany pod adresem:     http://gigawat.net.pl/article/articleprint/131/-1/22/

Copyright (C) Gigawat Energia 2002