Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/331/-1/37/
|
Gazowe dylematy… Krajobraz po klęsce
|
Informacje
Numery
Numer 03/2004
Polska odebrała już 11 mln m sześc. gazu, których nie otrzymała w wyniku bezprecedensowego wstrzymania dostaw gazociągiem jamalskim przez rosyjski koncern naftowy Gazprom 18 i19 lutego 2004 r. Najbardziej ucierpiały na tym zakłady chemiczne, tracąc ok. 1,5 mln dolarów. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo wystąpiło w ich imieniu z roszczeniami. Chodzi przede wszystkim o utracone korzyści i osłabienie mocy produkcyjnych. Również samo PGNiG skalkulowało swoje straty. Władze spółki gazowniczej nie ujawniają szczegółów, ale mówi się o łącznej kwocie roszczeń wobec Gazpromu/Gazexportu (spółki Gazpromu odpowiedzialnej za eksport gazu) na poziomie 2 mln dolarów.
- Przestawiliśmy informacje dotyczące skutków zmniejszenia dostaw rosyjskiego gazu do Polski, to znaczy przerwania dostaw z gazociągu jamalskiego oraz z innych gazociągów dostarczających gaz do Polski z obszaru Białorusi. Kontrakt handlowy zawarty przez PGNiG i Gazprom przewiduje odszkodowania w przypadku, gdy straty oraz dodatkowe koszty, wynikające z faktu wstrzymania dostaw, zostaną udokumentowane – powiedział Marek Kossowski, prezes PGNiG, na konferencji prasowej zorganizowanej 10 marca w Warszawie z okazji jubileuszu 10-lecia firmy EuRoPol Gaz. – Będziemy negocjować. Nie sądzę, by doszło do sytuacji, która sprowadziłaby te rozmowy na drogę prawną.
Nie ma jednak pewności, że argumenty polskiej spółki będą dla Gazpromu wystarczającą podstawą do rekompensaty finansowej. Jeszcze niedawno Rosjanie twierdzili, że wypłata odszkodowań dla polskich firm jest bezzasadna. Zgodnie z zapisami kontraktu, ograniczenia w dostawach można zrekompensować w ciągu trzech miesięcy. Gazexport dostarczył już gaz, którego zabrakło w lutym.
Jak podkreślił na konferencji prasowej Aleksandr Ananienkow, przewodniczący rady nadzorczej EuRoPol Gazu i wiceprezes Gazpromu, w kontrakcie zapisano tryb działania na wypadek zmniejszenia dostaw gazu. – Nastąpiła kompensacja dostaw zgodnie z warunkami kontraktu, natomiast potencjalne straty trzeba rozpatrywać w dwóch relacjach – pomiędzy Gazpromem i PGNiG oraz między PGNiG i jego klientami, bo w biznesie gazowym nikt nie powinien ponosić nieuzasadnionych strat – powiedział Ananienkow.
Wstrzymanie dostaw uderzyło przede wszystkim w zakłady tzw. wielkiej syntezy chemicznej, które są największymi odbiorcami gazu ziemnego w kraju. Zużywają rocznie ok. 3 mld m sześc. gazu. Polska gospodarka jest niezwykle wrażliwa nawet na krótkotrwale przerwy w dostawach ze wschodu wskutek niedostatecznej infrastruktury magazynowej, a zwłaszcza niezdywersyfikowanego portfela importowego. Aż 70 proc. importu to gaz rosyjski, a dostawy te są podstawą zaopatrzenia kraju w gaz. Udział gazu importowanego stanowi bowiem ponad 66 proc. gazu zużywanego w Polsce. Dzienne zapotrzebowanie w okresie zimowym wynosi ok. 44-50 mln m sześc. Polska pobiera na granicy z Białorusią 13 mln m sześc. gazu dziennie, czyli ok. 30 proc. ogólnego zużycia.
W sytuacji niezapowiedzianego i nieuzasadnionego wytrzymania podaży z gazociągu jamalskiego PGNiG zdecydowało, że ograniczy dostawy paliwa dla sześciu największych firm chemicznych w Polsce, tj. dla Zakładów Azotowych w Puławach, Kędzierzynie, Tarnowie oraz Zakładów Chemicznych Police. Zwrócono się także do PKN Orlen, by koncern, a także należący do niego Anwil, zmniejszyły pobór gazu do niezbędnego technologicznego minimum. Wszystkie firmy chemiczne otrzymały łącznie o 3,8 mln m sześc. gazu mniej.
Nastąpiło to w samym środku sezonu nawozowego. Już od listopada 2003 r. zakłady azotowe pracowały na pełnych obciążeniach, by zaspokoić wyjątkowo w tym roku chłonny rynek nawozów azotowych. Przez dobę głównego surowca nie otrzymywał największy producent nawozów w Polsce - Zakłady Azotowe w Puławach (rocznie spółka zużywa ok. 900 mln m sześc. gazu). Spadek produkcji sięgnął aż 50 proc. Gdyby przerwa w dostawach się przedłużyła, polscy producenci nawozów mogliby mieć poważne kłopoty z wywiązaniem się z kontraktów.
Trudno przewidzieć czy firmy, które poniosły straty z powodu niedoboru gazu, otrzymają odszkodowania. Umowy zawarte między PGNiG a zakładami chemicznymi dopuszczają ograniczenia w dostawach bez konsekwencji finansowych dla gazowej spółki. Uzasadnieniem dla takich sytuacji jest działanie siły wyższej, np. utrzymywanie się silnych mrozów, których konsekwencją jest ograniczenie dostaw z przyczyn technologicznych. Nie wiadomo, jak zostanie zakwalifikowane lutowe zdarzenie.
Wydaje się jednak, że PGNiG nie zdejmuje z siebie odpowiedzialności, skoro zwróciło się do Nafty Polskiej, której podlegają państwowe spółki chemiczne, i Orlenu o oszacowanie strat wynikających z ograniczenia dostaw.
Z roszczeniami wobec Gazpromu wystąpiła także spółka EuRoPol Gaz, która jest właścicielem i operatorem polskiego odcinka gazociągu Jamał-Europa, transportującego przez nasze terytorium rosyjski gaz do Niemiec. Spółka domaga się odszkodowania za zarezerwowanie określonej mocy przesyłowej przez Gazexport w latach 2001-2003, której nie wykorzystano i za nią nie zapłacono. Strona rosyjska inaczej szacuje wielkość mocy przesyłowych gazociągu. Spór jest na tyle poważny, że EuRoPol Gaz 27 lutego wniósł sprawę do sądu arbitrażowego w Moskwie.
W lutym br. firmy EuRoPol Gaz i Gazexport podpisały długoletni kontrakt (do 2019 r.) na przesył tranzytem rosyjskiego gazu gazociągiem jamalskim.
Nauczka…
Pytany przez dziennikarzy o powody nagłego wstrzymania dostaw gazu wszystkimi białoruskimi gazociągami, w tym – co było rzeczą bez precedensu – również tranzytowymi, Aleksandr Ananienkow powiedział, iż Białoruś złamała postanowienia rosyjsko-białoruskiego porozumienia międzyrządowego, m.in. co do ceny gazu, wielkości i warunków dostaw, a także utworzenia wspólnego przedsiębiorstwa na bazie Biełtransgazu, państwowego monopolisty gazowego na Białorusi. Winą za ograniczenie dostaw gazu do Polski, Niemiec i na Litwę obciążył wyłącznie Białorusinów, którzy nie zawarłszy kontraktów z rosyjskimi dostawcami, pobierali gaz z gazociągu eksportowego. - Gazprom był zmuszony do podjęcia radykalnych kroków i sądzę, iż będzie to dostateczna nauczka dla Biełtransgazu, że tak czynić nie należy – powiedział Ananienkow. - Będziemy podejmować kroki, aby zapobiec takim sytuacjom w przyszłości, m.in. wykluczając techniczną możliwość pobierania gazu z gazociągu eksportowego.
Przypomnijmy, że oficjalnym powodem konfliktu między Rosją i białoruskim rządem był spór o cenę rosyjskiego gazu dostarczanego na Białoruś. Gazprom wstrzymał dostawy już od 1 stycznia tego roku, ale władze białoruskie zapewniły sobie tymczasowe kontrakty z pośrednikami - Iterą i TransNaftą. Wszystkie te spółki nie odnowiły kontraktów na dostawę gazu na Białoruś, domagając się podwyżki stawek, utrzymywanych dotychczas na poziomie znacznie poniżej cen rynkowych (zachodnioeuropejscy odbiorcy płacą ok. 100-120 dolarów/1000 m sześc.). Gazprom sprzedawał gaz Białorusi w 2003 r. po ok. 32 dolary za 1000 m sześc. Rosjanie chcieli by Mińsk płacił za gaz ceny rynkowe, a nie jak dotąd - preferencyjne.
Na 2004 r. Gazprom zażądał podwyżki cen do 50 dolarów/1000 m sześc. i zaproponował kontrakt na dostawy 10,2 mld m sześc. gazu. Białorusini nie podpisali kontraktu, a mimo zakręcenia kurka, nadal pobierali gaz biorąc go z rurociągów, które przechodzą tranzytem do Polski i Niemiec. Białoruś jest nieporównywalnie bardziej niż Polska zależna od gazu. Dzienne zapotrzebowanie zimą wynosi ok. 62-63 mln m sześc.
Uważa się, że cena gazu dla Białorusi była tylko środkiem do celu, jakim jest przejęcie – częściowo za długi - infrastruktury gazowniczej Białorusi, czyli Biełtransgazu. Wysokość podwyżki, 50 dolarów /1000 m sześc., nie jest przecież przyjętą na europejskim rynku ceną za gaz. Wcześniej białoruski rząd odrzucił propozycję sprzedania spółki gazowej. Prezydent Aleksandr Łukaszenka uznał, że proponowana przez rosyjski koncern cena jest o wiele za niska. Za 50 proc. akcji wycenionej na 5 mld dolarów Biełtransgazu Rosjanie mieli proponować od 300 mln do 1 mld dolarów.
Biełtransgaz podpisał właśnie negocjowany od wielu dni kontrakt z rosyjskim Gazpromem. Długoterminowy kontrakt ma obejmować warunki dostarczenia Białorusi w 2004 r. 10,2 mld m sześc. gazu, po 50 dolarów za 1000 m sześc. Umowa ma także regulować zasady tranzytu rosyjskiego surowca przez terytorium Białorusi. Nieco wcześniej podpisano z Biełtransgazem kontrakt dotyczący wykonywania przez tę firmę funkcji inwestycyjnych na zamówienie Gazpromu. Niektórzy polscy specjaliści są jednak zdania, iż jeśli nawet Białorusini tym razem nie ugną się wobec żądań Rosjan i zaczną płacić wyższą stawkę, to w przyszłości i tak oddadzą Gazpromowi swoje linie przesyłowe.
Wydarzenie to było nie tylko nauczką dla Białorusinów, ale również dla Polaków. Szczególnie, iż PGNiG nie zostało uprzedzone o zamiarze zakręcenia kurka z gazem. O przerwie w dostawach Gazprom powiadomił natomiast Ruhrgas i zaproponował, zapewne z upustem cenowym, dostawę alternatywną drogę dostaw - południową drogą przez Ukrainę, Słowację i Czechy. Pozwoliło to przygotować system gazowniczy Niemiec do kilkudniowej zmiany przepływów bez konsekwencji dla niemieckich odbiorców.
W tej sytuacji na nowo rozgorzała burzliwa dyskusja o konieczności dywersyfikacji dostaw gazu Polski. 19 lutego PGNiG podpisał ze Statoil memorandum na dostawy gazu z Norwegii. Jednak ma on płynąć inną trasą niż planował poprzedni rząd, bo gazociągiem Bernau-Szczecin.
Zwolennicy zbudowania bezpośredniego połączenia z norweskimi złożami wskazują na wady tej koncepcji. Ich zdaniem gaz z gazociągu Bernau-Szczecin nie może być tańszy niż dostarczony bezpośrednio z niedoszłego gazociągu norweskiego. Po drodze swoją, najwyższą w Europie, cenę za transport doliczą bowiem Niemcy. A ponieważ w Europie istnieją w praktyce dwa źródła pozyskiwania gazu: Rosja i Skandynawia, za rosyjski (dostarczany w ramach swapu), tańszy gaz dostarczany z Niemiec będziemy płacić jak za norweski (droższy).
Budowa gazociągu Bernau-Szczecin jest niemal przesądzona. Według Aleksandra Gudzowatego, którego firma Bartimpex zmierza wraz z niemieckimi firmami VNG i Rurhgas zbudować ten gazociąg, PGNiG wyraziło już gotowość zakupu transportowanego nim gazu. Jest zainteresowane dostawami rzędu 1,5-2 mld m sześc. norweskiego gazu rocznie. Przedmiotem negocjacji pozostaje kontrakt handlowy z potencjalnymi inwestorami. Otwartą kwestią jest także to, jak gazociąg zostanie ostatecznie zaprojektowany i w jaki sposób zostanie włączony w polski system.
Polska spółka gazownicza rozpatruje także kilka innych wariantów, w tym możliwość wybudowania tego gazociągu samodzielnie. Ponadto oczekuje również na oferty firm zagranicznych na zakup gazu, które mogą odbywać się przez różnych dostawców. Zapytania ofertowe w tej sprawie wysłano zaraz po odcięciu dostaw gazu na Białoruś. Odpowiedzi spodziewane są w tych dniach.
Przyspieszenia nabrały też prace na zwiększeniem inwestycji PGNiG na Ukrainie w spółkę wydobywczą Dewon. Wiceminister gospodarki i pracy Jacek Piechota zadeklarował, że PGNiG zainwestuje w tę spółkę 30 mln dolarów, aby do 2007 r. wydobywać na Ukrainie 700 mln m sześc. gazu rocznie.
Istotnym elementem dywersyfikacji dostaw ma być krajowe wydobycie, które zgodnie z przyjętym przez zarząd PGNiG programem, będzie zwiększone do 2006 r. do ponad 6 mld m sześc. Jednak wzrost podaży ze źródeł krajowych nie doprowadzi do rozwiązania problemu zaopatrzenia w gaz wobec szybko rosnącego zapotrzebowania na to paliwo. Tylko w ubiegłym roku jego zużycie wzrosło o 10 proc.
Plan awaryjny i magazyny
Obie firmy, PGNiG i Gazprom, zapowiedziały podjęcie działań mających zapobiec wystąpieniu przerw w dostawach gazu zza wschodniej granicy w przyszłości, np. na wypadek awarii gazociągu jamalskiego lub innych nadzwyczajnych zdarzeń. Specjalny plan ma przygotować zespół, w skład którego weszli przedstawiciele PGNiG, Gazpromu i Gazexportu oraz firmy Wingas, operatora tłoczni gazu w niemieckim Mallnow.
Plan awaryjny zakłada odwrócenie kierunku tłoczenia gazu w gazociągu jamalskim z Niemiec do Polski. – Jest technicznie możliwe, aby tłocznia w Mallnow przy pomocy swego rodzaju „by-passów” odwróciła bieg strumienia gazu z zachodu na wschód – wyjaśnił Marek Kossowski. - W dwóch punktach zdawczo-odbiorczych - we Lwówku koło Poznania i w Włocławku - jesteśmy w stanie odbierać bardzo duże jego ilości i w sytuacji ekstremalnej całkowicie wyeliminować skutki kryzysu. Przy czym nie jest to trwała dywersyfikacja trwała, ale rozwiązanie awaryjne.
Bezpieczeństwo dostaw gazu do naszego kraju mają również zwiększyć wspólne inwestycje w rozbudowę podziemnych magazynów gazu (PMG) w Polsce. Rozmowy na ten temat prowadzone są ze stroną rosyjską. - Jesteśmy zainteresowani udziałem w budowie PMG nie tylko na terytorium Polski, ale również w innych krajach europejskich. Możliwość zwiększenia pojemności magazynowych w Polsce jest analizowana przez grupę ekspertów Gazpromu i PGNiG – poinformował Aleksandr Ananienkow. Według niego, w ciągu kilku miesięcy Gazprom zdecyduje o swoim ewentualnym zaangażowaniu w rozbudowę magazynów w Polsce.
Zdaniem Marka Kossowskiego, istnieje kilka możliwości współdziałania z zagranicznymi partnerami przy budowie PMG. - Jedną z nich jest rozbudowa magazynów przez stronę polską pod kontrakty, które byłyby zawarte na przechowywanie gazu w Polsce - powiedział. – Innym wariantem jest budowa pojemności przez parterów rosyjskich i podobnie jak ma to miejsce w innych krajach Europy, przechowywanie gazu przez Gazprom na terytorium Polski. W grę może też wchodzić połączenie tych wariantów. Posiadamy magazyny, które mogą stać się ułamkowo własnością partnerów.
Prezes Kossowski dodał, że rozbudową bazy magazynowej gazu w Polsce zainteresowane są także nierosyjskie firmy.
Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/331/-1/37/
|
Copyright (C) Gigawat Energia 2002
|