Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/699/-1/62/
|
Kolejna próba rozwiązania KDT-ów. Co powie Komisja?
|
Informacje
Numery
Numer 03/2006
Pełny tekst listu Komisji Europejskiej, informującego o wszczęciu oficjalnej procedury mającej na celu sprawdzenie czy kontrakty długoterminowe obowiązujące w polskiej energetyce nie zawierają elementów niedozwolonej pomocy publicznej, zawarty w oficjalnym dzienniku Unii Europejskiej jest obszerniejszy od najnowszego „Programu dla elektroenergetyki”, poddanego właśnie konsultacji społecznej przez rząd Kazimierza Marcinkiewicza.
Polski tekst tego pierwszego dokumentu liczy ponad 60 tysięcy znaków, podczas gdy ten drugi zamyka się w 50 tysiącach znaków.
Stanisław Poręba dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Energetycznego BOT Górnictwo i Energetyka jest daleki od katastroficznej wizji zwrotu przez elektrownie gigantycznych kwot uznanych za nieuprawnioną zdaniem UE - pomoc publiczną i w konsekwencji ich bankructwa. Ale sprawa jest poważna, trzeba ją przeciąć i zamknąć. Im szybciej – tym lepiej, bo problem KDT-ów przeszkadza już wszystkim.
- Musimy się jednak przyzwyczaić – mówi dyrektor Poręba - że biurokracja unijna jest biurokracją profesjonalną. To jest chłodna, beznamiętna machina, która - uruchomiona - nie przeoczy żadnego problemu i braku odpowiedzi na każde istotne pytanie, podczas gdy polska biurokracja jest – nie obrażając nikogo – jeszcze biurokracją amatorską, czasami niestaranną, podatną na stany pogody i w dużej mierze zależną od układu politycznego, od tego kto wygrywa wybory i przejmuje ster rządów. Nie da się ukryć, że kwestia rozwiązania KDT-ów jest już mocno spóźniona i mogła być załatwiona nieco wcześniej, jeszcze na etapie Traktatu Akcesyjnego.
Za ojca chrzestnego polskich kontraktów długoterminowych uchodzi Jerzy Łaskawiec, przez wiele lat dyrektor i prezes Zarządu Elektrowni Turów, a obecnie prezes BOT Górnictwo i Energetyka.
„Turów” był powszechnie atakowany przez Czechów i Niemców za degradację środowiska. Międzynarodowa prasa pisała wprost i po części słusznie o „trójkącie śmierci”. Stanęliśmy więc przed dylematem likwidacji elektrowni i kopalni szkodzących środowisku czy też ich rehabilitacji w taki sposób aby sprostać wymaganiom ekologicznym. Pierwszy pomysł polegał na sfinansowaniu inwestycji ekologicznych energią elektryczną eksportowaną na rynek niemiecki. Ale Niemcy nie chcieli słyszeć o kupowaniu polskiej, rzekomo „brudnej” energii.
W takich okolicznościach pojawiła się koncepcja sfinansowania modernizacji kredytami bankowymi, zabezpieczonymi kontraktami długoterminowymi. Takie rozwiązanie podpowiedziały nam międzynarodowe firmy konsultingowe i było ono powszechnie wtedy akceptowane. Zresztą kontrakt – jako jedyny z obowiązujących - został podpisany przed podpisaniem przez Polskę umowy stowarzyszeniowej. Tak więc musi być traktowany z punktu widzenia prawa unijnego – jako stan zastany. Z kolei kontrakt elektrowni Opole został podpisany po fakcie, kiedy elektrownia była już gotowa - na wyraźne życzenie kredytujących dokończenie inwestycji banków – notabene wtedy jeszcze państwowych, które chciały mieć dodatkowe zabezpieczenie...
Dwa w jednym
Problem rozwiązania KDT-ów sprowadza się do dwóch kwestii: odszkodowania za przedterminowe rozwiązanie ważnych i legalnie zawartych umów oraz zrekompensowania kosztów, które będą konsekwencją przejścia w obrębie energetyki od naturalnego monopolu sieciowego do gospodarki rynkowej. O ile same KDT-y przez Unię Europejską traktowane są jako niedozwolona pomoc publiczna, subwencjonująca wytwarzanie, o tyle rekompensata kosztów osieroconych jest dopuszczalna i powszechnie akceptowana. Koszty osierocone to koszty wynikające z poczynionych inwestycji, a niemożliwe do odzyskania w wyniku funkcjonowania wolnego rynku. Zresztą nie jest to problem nowy i wyłącznie polski. Kwestia rekompensowania kosztów osieroconych pojawiła się po raz pierwszy w USA, dokładnie w Kalifornii, później przez nią przechodziły gospodarki europejskie: Wielka Brytania, Hiszpania, Portugalia, Irlandia.
- Kiedy zawieraliśmy pierwsze kontrakty, w Polsce nie było rynku energii, jej ceny były ustalane w sposób urzędowy. Dopiero po pewnym czasie pojawiły się taryfy zatwierdzane przez Urząd Regulacji Energetyki. Nie było więc punktu odniesienia – mówi prezes Łaskawiec - zresztą energetyka była wtedy bardzo rozdrobniona, działało w jej obrębie kilkadziesiąt niezależnych podmiotów. Dlatego też żadna z inwestycji nie byłaby możliwa bez KDT-ów. Dzisiaj realizowane są w Polsce dwie duże inwestycje (Bełchatów i Łagisza) zupełnie bez pomocy kontraktów długoterminowych. Jest to możliwe dlatego, że pojawiły się duże organizacje gospodarcze o charakterze koncernowym.
Stary projekt aktualne wytyczne
Pismo Komisji Europejskiej odnosi się do starego, nieaktualnego już projektu rozwiązania KDT-ów, przygotowanego jeszcze przez rząd prof. Marka Belki, ale opinie i wytyczne w nim zawarte są aktualne i będą pomocne przy rozwiązaniach projektowanych przez rząd Kazimierza Marcinkiewicza. Pierwotnie zakładano, że w zamian za dobrowolne odejście od KDT-ów, ich uczestnicy dostaną jednorazowe odszkodowania, na które wyemitowane zostaną specjalne obligacje. Kwoty te miały być weryfikowane i rozliczane w odniesieniu do cen rynkowych. Choć to koncepcja już nieaktualna to interesujące jest spojrzenie na to, kto ile mógłby dostać, i ile w sumie to by kosztowało:
|
Tak więc rozwiązanie tego rodzaju mogłoby kosztować ponad 23 mld złotych i byłoby nieakceptowalne przez Komisję Europejską. Stąd więc koncepcja rozwiązania kwestii KDT-ów w sposób w znacznej części bezgotówkowy - przy okazji konsolidacji firm energetycznych. Utworzenie Polskiej Grupy Energetycznej (PGE), na bazie holdingu BOT, Zespołu Elektrowni Dolna Odra, aktywów pozostałych po wydzieleniu z PSE S.A. Operatora Systemu Przesyłowego wraz ze spółkami dystrybucyjnymi grup: Ł2, L5 i Rzeszowskiego Zakładu Energetycznego oraz konsolidacja PKE z Enionem i Energią PRO pozwoliłaby na skuteczne zneutralizowanie lwiej części najdłużej trwających kontraktów długoterminowych.
Przekazanie Operatora Systemu Przesyłowego razem z siecią przesyłową na bezpośrednią własność Skarbu Państwa będzie połączone z procesem konsolidacji PSE z BOT i pozostałymi spółkami energetycznymi w ramach PGE, tak aby nie nastąpiło pogorszenie sytuacji finansowej PSE, zagrażające wypowiedzeniem umów kredytowych przez banki finansujące działalność PSE, jak również kredytów zabezpieczonych wierzytelnościami wytwórców do PSE, wynikającymi z KDT – zastrzegają autorzy rządowego „Programu dla elektroenergetyki”.
Z kolei prywatyzacja lub konsolidacja ENEI wraz z Elektrownią Kozienice i Lubelskim Węglem zakłada odejście w procesie prywatyzacji Elektrowni Kozienice od KDT-ów. Chociaż może to nie być konieczne, bo - jak podkreślają analitycy - ceny kontraktowe na energię z Kozienic będą już niebawem zbliżone do cen rynkowych. Pozostanie więc do spłacenia kilku inwestorów zagranicznych, obecnych w polskiej elektroenergetyce, którzy kupili elektrownie wraz z kontraktami. Niewykluczone, że sami z nich zrezygnują, gdy ciążyć na nich będzie groźba konieczności zwrotu otrzymanych środków, jeśli KE zakwalifikuje te środki jako niedozwoloną pomoc publiczną. Zapisy Komisji Europejskiej mówią, że beneficjent niedozwolonej pomocy publicznej może stanąć przed koniecznością jej zwrotu. Nie ma natomiast nigdzie zapisu o obligatoryjnym i bezwarunkowym obowiązku zwrotu. Może to nie oznacza, że musi... Chyba, że mamy do czynienia z brakiem precyzji w tłumaczeniu dokumentów. Ale to już inna sprawa...
Druga strona monety
Z jednej strony mamy do czynienia z kolejną próbą konsolidacji w polskiej energetyce i badaniem zgodności tych procesów z normami unijnymi. A z drugiej są pieniądze.
- Pieniądz nie ma koloru skóry, obywatelstwa, wyznania – mówi pragnący zachować anonimowość analityk finansowy z londyńskiego City, idzie tam - gdzie może więcej zarobić. Sytuacja w polskiej energetyce jest na bieżąco wnikliwie analizowana, zwłaszcza że rynki światowe obecnie odnotowują największą od 1997 roku falę fuzji i przejęć, a wielkie światowe koncerny energetyczne dysponują akurat wolnymi środkami, dla których szukają zajęcia. Świat finansów nie lubi nagłych i nieprzewidywalnych zmian, dlatego wizje np. konieczności nagłego zwrotu gigantycznych sum pieniędzy przez polskie elektrownie wzbudzają ogólny niepokój, ale paniki nie ma. Dopóki kredyty są na bieżąco obsługiwane, banki na ogół nie reagują – zapewnia. Zmiany jednak nastąpią po 1 stycznia 2008 roku, kiedy zmienią się normy emisyjne i część mocy wytwórczych nie spełniających tych norm będzie musiała zostać wyłączona. Inaczej też będzie, kiedy zaczniemy się rozliczać z emisji dwutlenku węgla. Wtedy może się raptem okazać, że dotychczasowi dostawcy drogiej „czystej” energii okażą się tani, a tani - będą drogimi...
Zresztą dotychczasowi beneficjenci KDT-ów też są zróżnicowani. Generalnie we wszystkich dokumentach i opracowaniach rządowych mówi się, że średnia hurtowa cena energii elektrycznej w Polsce kształtuje się od kilku lat na poziomie około 140 zł/MWh. Jednak ceny na niewielkim, obejmującym około 30 proc. produkcji, konkurencyjnym rynku energii kształtują się poniżej 120 zł/MWh. Opłaty przesyłowe i dystrybucyjne kształtują się na poziomie 160-220 zł/MWh dla odbiorców indywidualnych oraz dla małych i średnich odbiorców przemysłowych. Całkowity koszt energii dla takich odbiorców wynosi więc 300-360 zł/MWh. Ceny te są wprawdzie niższe w porównaniu do cen w krajach starej Unii Europejskiej, jednak biorąc pod uwagę siłę nabywczą konsumentów w Polsce, wydatki na energię przekraczają znacznie udział w budżetach, jaki występuje w zamożniejszych krajach UE. Więc to, co z perspektywy Brukseli wydaje się tanie, jest w istocie - z perspektywy Warszawy, mierzone możliwością tutejszego portfela - znacznie droższe.
W 2004 roku poszczególne elektrownie systemowe dostarczały do PSE energię elektryczną w następujących cenach.
Według danych URE, w ramach KDT-ów wytwórcy dostarczyli 44,5 proc. skonsumowanej w Polsce energii, otrzymując 53 proc. przychodów.
W 2004 roku ceny energii elektrycznej na polskim rynku kształtowały się następująco:
Jak łatwo zauważyć, kontrakty długoterminowe kosztują odbiorców ponad 25 złotych na każdej megawatogodzinie. Czy gdyby ich nie było - cała energia elektryczna byłaby w Polsce średnio po 118 zł i 69 groszy za MWh? Oto jest pytanie, na które należy odpowiedzieć, koniecznie uwzględniając inny problem! Czy gdyby nie KDT, nasza – w konsekwencji braku modernizacji - wyeksploatowana – energetyka, byłaby w stanie pokryć krajowe zapotrzebowanie i produkować energię równie tanio, jak dziś?
Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj
Zamów prenumeratę
Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/699/-1/62/
|
Copyright (C) Gigawat Energia 2002
|