Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/752/-1/65/
|
W liście do władz unijnych
|
Informacje
Numery
Numer 06/2006
Autor: opr. red.
|
Data publikacji: 02.06.2006 12:06
|
Rosyjski minister energetyki i przemysłu Wiktor Christienko w liście do władz unijnych napisał, że problem zagrożenia dopływu rosyjskich surowców, takich jak gaz, jest politycznie przesadzony i prowadzi do mylnych wyobrażeń na Zachodzie.
Christienko sugeruje podjęcie przez Rosję i Unię wspólnych kroków w celu uspokojenia nastrojów publicznych w związku z tą sprawą. W Europie, która w dużej mierze jest zależna od dostaw rosyjskiego gazu, styczniowe przerwy w jego dopływie z zasobów Gazpromu wywołały duże zaniepokojenie. Christienko zapewnił jednak w liście, że poszukiwanie przez Rosję nowych dróg i sposobów zbytu surowców energetycznych nie stanowi zagrożenia dla Europy.
Do 130 dolarów netto za 1000 metrów sześciennych ma wzrosnąć cena rosyjskiego gazu dla Ukrainy. Podwyżka dla Ukrainy – jest wg Gazpromu - następstwem wzrostu cen gazu, kupowanego przez Rosję z Kazachstanu. Prezydenci Rosji i Kazachstanu ustalili, że Gazprom będzie kupował od Kazachów gaz w cenie 140 dolarów za 1000 m sześc., a dotychczas płacił niecałe 50 dol. Ta podwyżka oznacza dla Gazpromu dodatkowe wydatki na poziomie około 700 mln dolarów rocznie I chcąc je sobie zrekompensować, rosyjski koncern podniesie ceny Ukrainie. Rosjanie nie widzą przeszkód formalnych dla tej podwyżki, bo w styczniowym w porozumienia z Ukrainą zagwarantowano ceny jedynie na I półrocze 2006.
Gaz z Gazpromu dostarczany na Ukrainę jest mieszanką droższego gazu rosyjskiego (230 dolarów za 1000 m sześc.) i tańszego (50-65 dolarów za 1000 m sześc.) z Azji Środkowej. Kazachska podwyżka może być doskonałym pretekstem do podniesienia ceny przez Turkmenistan, który nie chce sprzedawać gazu dwukrotnie taniej od swego północnego sąsiada. Rosyjsko-turkmeńskie porozumienia obejmują dostawę jedynie 30 mld m sześc. po 65 dolarów za 1000 m sześc. Do pełnych dostaw na Ukrainę brakuje jeszcze 15-20 mld m sześc., których cena może być znacznie wyższa.
Niemiecki koncern E.ON chce brać czynny udział w budowie gazoportu nad Adriatykiem. Na początku roku tę inwestycję promował rząd Węgier, gdzie właścicielem kluczowych spółek gazowych jest E.ON. - Ten projekt przysłuży się dostawom gazu do Europy Środkowej - powiedział Ulrich Schoeler, szef spółki E.ON Ruhrgas International. Gazoport, którego budowę planuje się na chorwackiej wyspie Krk nad Adriatykiem, będzie mógł odbierać dostawy gazu skroplonego np. z Afryki Północnej. W tym roku E.ON odkupił od MOL spółki zajmujące się handlem hurtowym i magazynowaniem gazu.
E.ON chce odkupić od MOL jeszcze jeden magazyn, w którym można gromadzić ponad 1 mld m sześc. surowca, a ponadto zainwestować w rozbudowę innych węgierskich magazynów gazu. Według rosyjskich gazet, Gazprom chciałby przejąć od E.ON kontrolę nad węgierskimi spółkami gazowymi. W zamian niemiecki koncern zyskałby udziały w złożach, które mają dostarczać surowiec do gazociągu bałtyckiego z Rosji do Niemiec. Schoeler nie chciał mówić o szczegółach negocjacji z Gazpromem. Stwierdził jednak, że E.ON zachowa większość udziałów w spółkach gazowych, odkupionych od MOL, a także kontrolę strategiczną nad tymi spółkami.
Rząd Francji zmienił zdanie w sprawie fuzji Suez i Gaz de France: ogłosił, że do jesieni złoży w parlamencie odpowiednią ustawę. Francuski rząd zamierza zachować tylko jedną trzecią udziałów, zapewniającą mu tzw. blokującą mniejszość.
Czeska grupa CEZ osiągnęła postęp w negocjacjach w sprawie kupna 6 firm energetycznych na Ukrainie. Właściciel, rosyjska VS Energy, chce je sprzedać. Ukraińcy dostarczają rocznie energię dwóm milionom klientów.
Chiny ogłosiły oficjalnie, iż zakończyła się budowa zapory Trzech Przełomów, największego projektu wodnego na świecie, realizowanego od 13 lat. Zapora o długości 2309 m i wysokości 185 m na rzece Jangcy pozwoli stworzyć zbiornik o pojemności 39 mld m sześc. wody. 26 grup generatorów będzie wytwarzać rocznie 84,7 mld KWh energii. Elektrownia ruszy za 2 lata.
Gaz stał się kartą przetargową w negocjacjach o wejściu Rosji do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Od zgody USA na wejście do WTO Moskwa uzależnia dopuszczenie amerykańskich firm do złóż gazu w Arktyce. Natomiast UE domaga się, aby po wejściu do WTO Rosja przestała sprzedawać na własnym rynku gaz po zaniżonych cenach. Moskwa kolejny raz odłożyła decyzję o wyborze firm, które wraz z Gazpromem będą wydobywać gaz z wielkich złóż pola Sztokmanowskoje na Morzu Barentsa. To jeden z największych zbiorników gazu na świecie. Zawiera co najmniej 3,7 bln m sześc. surowca. Moskwa przyznaje niemal wprost, że traktuje eksploatację arktycznych złóż jako kartę w negocjacjach z USA. W czasie majowej wizyty w Waszyngtonie sugerował to Igor Szuwałow, doradca prezydenta Rosji Władimira Putina.
Podczas omawiania udziału amerykańskich koncernów w eksploatacji arktycznych złóż Szuwałow stwierdził, że USA wysuwają "dyskryminujące" żądania wobec Rosji za zgodę na wejście do WTO. Są to żądania zaostrzenia walki z kradzieżą własności intelektualnej (np. pirackim oprogramowaniem) oraz liberalizacji usług finansowych. Rosji zależy na wejściu do WTO, ponieważ zyskałaby lepsze warunki w handlu międzynarodowym i mogłaby wpływać na tworzone przez WTO regulacje. Natomiast USA zależy na eksploatacji złóż syberyjskich, bo leżą one w idealnym miejscu do eksportu do USA. To również jedyny znany dziś rezerwuar gazu w rejonie Atlantyku, który może zapewnić na kilkadziesiąt lat stabilne dostawy do USA. Złoża gazu w USA wyczerpują się i Stany szukają już na całym świecie dostawców gazu na przyszłe dekady. Również UE sprawę wejścia Rosji do WTO próbuje uzależnić od zmiany rosyjskiej polityki energetycznej.
W kwietniu UE zwróciła się do WTO z propozycją, aby uznać za niedozwolone subwencjonowanie sprzedaży gazu, ropy naftowej i energii elektrycznej na wewnętrznym rynku po cenie dużo niższej niż w eksporcie. W tym roku rosyjskie przedsiębiorstwa płacą 43 dolary za 1000 m sześc. surowca. To cena nawet sześć, siedem razy niższa niż zapłata, jaką Gazprom dostaje za gaz od Europy Zachodniej.
Rosja nie otworzy prędko wewnętrznego rynku gazu. Powody są dwa: ten przemysł jest przestarzały, a siła nabywcza ludności mała - powiedział w Dumie Walerij Jaziew, szef stowarzyszenia firm gazowych i przewodniczący komisji energetycznej. Liberalizacja rynku wymagałaby znacznych inwestycji.
Jak powiedział wicepremier Białorusi - Uładzimir Siemaszko, Białoruś jest gotowa odstąpić Gazpromowi połowę udziałów w swojej firmie gazowniczej, ale w zamian chce dostępu do złóż gazu w Rosji. W zamian za 50 proc. udziałów w firmie Biełtransgaz Mińsk chce złóż w Rosji, z których Białoruś mogłaby dostawać 10 do 12 mld m sześc. taniego gazu rocznie. To odpowiedź Białorusi na żądania Gazpromu, który od przyszłego roku domaga się podwyżki cen swojego surowca z 46,7 do 145 dolarów za 1000 m sześc. Gazprom od kilku lat chce uzyskać kontrolę nad Biełtransgazem. Białoruskie gazociągi transportują rosyjski gaz do Kaliningradu, państw nadbałtyckich i Polski, a ponadto łączą się z Ukrainą. Gazprom kontroluje natomiast główny szlak tranzytu przez Białoruś - tamtejszą część gazociągu jamalskiego, który transportuje rosyjski gaz do Niemiec oraz Polski. Obecnie Białoruś kupuje w Rosji około 19 mld m sześc. gazu rocznie. Cena surowca jest nieco wyższa niż w Rosji.
Gazprom zwrócił się do swojej rady dyrektorów (rady nadzorczej) o przedłużenie o pięć lat, czyli do 2011 roku, kontraktu z dotychczasowym prezesem koncernu Aleksiejem Millerem. Kontrakt Millera wygasa 31 maja. Zdaniem źródła zbliżonego do rady dyrektorów Gazpromu, przytoczonego przez "Wiedomosti", Miller zachowa stanowisko co najmniej do wyborów prezydenckich w 2008 roku, kiedy to zwolni je dla Putina. Natomiast znany politolog Aleksiej Makarkin uważa, że Miller ma szansę utrzymać się u sterów gazowego giganta do 2011 roku, ponieważ Putin może zostać przewodniczącym rady dyrektorów Gazpromu.
Czystym zyskiem ponad 700 mln dolarów zakończyła zeszły rok SPP, główna firma gazownicza na Słowacji. W 2005 r. SPP miało około 2,5 mld dolarów przychodów. To o 15 proc. więcej niż rok wcześniej. Jednak zysk netto firmy był o 4,6 proc. mniejszy niż rok wcześniej. Prawie w całości zostanie wypłacony na dywidendę. Kontrolny pakiet 51 proc. akcji SPP ma państwo. Reszta należy do konsorcjum niemieckiego E.ON, francuskiego Gaz de France i rosyjskiego Gazpromu. SPP zajmuje się dystrybucją gazu. Jest też właścicielem słowackich gazociągów tranzytowych, przez które płynie gaz do Europy Zachodniej. Do lipca SPP ma rozdzielić dystrybucję i transport gazu pomiędzy dwie spółki. Firma chce także uczestniczyć w prywatyzacji słowackich spółek ciepłowniczych i energetycznych.
Konflikt wokół rosyjskiego złoża gazu Jużno-Russkoje może doprowadzić do wstrzymania budowy gazociągu przez Bałtyk. Według Wojciecha Olejniczaka z SLD, kiedy po wątpliwościach ekologicznych i politycznych dochodzą teraz zastrzeżenia biznesowe, szanse na realizacje tej inwestycji drastycznie spadają. W ocenie Elżbiety Jakubiak, szefowej gabinetu Lecha Kaczyńskiego wczorajsze informacje dowodzą, że budowa gazociągu pod Bałtykiem ma przede wszystkim cele polityczne. Istotne są reakcje niemieckich koncernów BASF i E.ON na publikacje prasowe w sprawie spornych złóż gazu w Rosji. - Nasze plany się nie zmieniają. Jesteśmy optymistami. Nie uznajemy praw koncernu Moncrief do złoża Jużno-Russkoje - powiedział rzecznik BASF - Michael Grabicki.
Jednak Burckhard Bergmann, członek zarządu koncernu BASF, przyznał, że realizacja inwestycji będzie bardzo trudna z powodów ekologicznych. W razie pęknięcia rury Bałtykowi grozi całkowite spustoszenie, bo morze jest praktycznie zamknięte. Jednocześnie dyrekcja E.ON oświadczyła, że nie zgodzi się na przejęcie choćby fragmentu należącej do niej sieci dystrybucji gazu na terenie Niemiec przez rosyjski Gazprom. Zdaniem części ekspertów Rosjanie, którzy na to bardzo liczyli, mogą teraz ponownie rozważyć budowę gazociągu pod Bałtykiem.
Według opiniotwórczego litewskiego dziennika "Lietuvos Rytas" szef rządu Algirdas Brazauskas wyraził zgodę na kupno przez PKN Orlen rafinerii Możejki jednak pod warunkiem, że powstanie tzw. most energetyczny, łączący systemy energetyczne obu państw. Wilno stara się o tę inwestycję już od kilku lat, bo pozwoliłaby ona Litwie na uniezależnienie się od dostaw prądu z Rosji po ewentualnym wyłączeniu elektrowni atomowej w Ignalinie. Zdaniem gazety premier przekonał się do polskiej oferty i tuż przed wyjazdem na wakacje do Grecji zgodził się na sprzedaż zakładu Orlenowi. Zmiana nastawienia premiera jest ważna, ale jak pisze gazeta, nie decydująca. "Premier nieraz zmieniał stanowisko co do faworytów przetargu" - komentuje "Lietuvos Rytas". Na razie nie wiadomo, jak na te pomysły zareaguje polski rząd. Koszt budowy mostu szacowany jest na minimum 100 mln euro. Sam Orlen przyznaje, że nie ma żadnego wpływu na sprawę mostu energetycznego.
Za dostęp do złóż na Syberii niemiecki koncern E.ON jest gotowy zapłacić Gazpromowi udziałami w swoich spółkach gazowniczych, ale nie będą to spółki w Niemczech - zapowiedział na konferencji w Essen Burkhardt Bergmann, szef gazowej części E.ON. Niemcy nie będą jednak eksportować gazu z tych złóż. Bergmann powiedział też, że swoją część gazu z syberyjskich złóż, niemiecki koncern będzie odsprzedawać Gazpromowi, nie ujawnił jednak po jakiej cenie. Z jego słów wynika, że nawet po zakupie udziałów w rosyjskich złożach gazu, niemiecki koncern nie będzie miał prawa na własną rękę eksportować tego surowca. Monopol Gazpromu na eksport gazu nie zostanie więc naruszony. E.ON stara się o prawie 25 proc. akcji złóż Jużno-Russkoje, z których będzie surowcowym zapleczem dla rosyjsko-niemieckiego gazociągu przez Bałtyk. Umowę o zakupie udziałów w syberyjskich złożach podpisał już niemiecki koncern BASF. Zapłacił za nie udziałami w firmie gazowniczej Wingas, która działa w Niemczech wschodnich. Złoża Jużno-Russkoje mają być eksploatowane od 2008 r. Maksymalne wydobycie sięgnie 25 mld m sześc. rocznie, z czego udział E.ON wyniesie 6 mld m sześc. roczne.
Gazprom na przełomie maja i czerwca zdecyduje, które spośród zagranicznych koncernów będą jego partnerami w zagospodarowywaniu potężnego złoża gazowego Sztokmanowskoje na Morzu Barentsa. Na ogłoszonej we wrześniu 2005 roku "krótkiej liście" potencjalnych partnerów Gazpromu w tym projekcie znalazły się norweskie Statoil i Hydro, francuski Total oraz amerykańskie Chevron i ConocoPhillips. Największe szanse na wejście do konsorcjum sztokmanowskiego rosyjscy analitycy dawali dotąd firmom norweskim i amerykańskim. Jednakże po niedawnym wystąpieniu wiceprezydenta USA Dicka Cheneya w Wilnie, w którym ten ostro skrytykował politykę prezydenta Rosji Władimira Putina, w Moskwie zaczęto mówić, że Kreml może zechcieć ukarać Stany Zjednoczone pozbawieniem firm amerykańskich wielomiliardowych kontraktów. Wśród ewentualnych posunięć odwetowych Moskwy wobec firm z USA wymieniano m.in. niedopuszczenie Chevronu i ConocoPhillips do udziału w eksploatacji złoża.
Komisja Europejska robi nalot na branżę energetyczną. Na jej celowniku znaleźli się tacy giganci jak Suez, E.On i OMV. W sześciu państwach UE (w Austrii, Belgii, we Francji, Włoszech w Niemczech i w na Węgrzech) rozpoczęła się seria przeszukań w biurach lokalnych koncernów energetycznych. Rewizji dokonali jej inspektorzy w towarzystwie przedstawicieli narodowych urzędów antymonopolowych. Siedziby starannie przetrząśnięto w poszukiwaniu informacji, które mogłyby potwierdzić podejrzenia Komisji, że spółki łamią prawo konkurencji. Bruksela obawia się, że austriacki OMV, belgijskie Distrigas i Fluxys, niemieckie RWE i E.On, francuski Gaz de France oraz węgierski MVM niezgodnie z prawem nadużywają pozycji rynkowej i blokują rynek przed konkurencją, co stanowi złamanie przepisów unijnego traktatu. Wszystkie te firmy dominującą pozycję na rynku dostaw gazu i elektryczności (w przypadku MVM) zawdzięczają temu, że niegdyś były państwowymi monopolami. Teraz wciąż dominują na rynku i tłamszą konkurencję, która próbuje skorzystać z unijnych przepisów teoretycznie zezwalających np. zakładom przemysłowym na swobodny wybór dostawcy gazu i elektryczności. Jedną z metod blokowania konkurencji było podpisywanie z potencjalnymi odbiorcami wieloletnich kontraktów na wyłączność - zanim przepisy uwalniające rynek zdążyły wejść w życie.
Szef brytyjskiego rządu Tony Blair oświadczył, że inwestycje w budowę reaktorów jądrowych najnowszej generacji są konieczne, a rezygnacja z nich byłaby "zaniedbaniem obowiązków". Według szefa brytyjskiego rządu przy utrzymaniu obecnej polityki, nie mamy szans na zrealizowanie planu zmniejszenia emisji dwutlenku węgla, a jednocześnie energetyka na Wyspach niemal całkowicie uzależnieni się od gazu importowanego w 80-90 procentach z Bliskiego Wschodu, Afryki i Rosji. Do 2015 roku Wielka Brytania ma zamknąć dziewięć reaktorów starszej generacji. Niemcy na likwidację wszystkich elektrowni jądrowych dali sobie pięć lat więcej.
Antyatomowej psychozie nie poddała się tylko Finlandia, która ma w 2009 roku oddać do użytku Olkiluoto 3 - nowoczesny reaktor trzeciej generacji o mocy około 1600 MW. Pod koniec ubiegłego roku brytyjskie Centrum Badań nad Energią alarmowało, że w 2015 roku Wielka Brytania będzie miała deficyt energetyczny wysokości od 7 do 16 GWh i że da się go zlikwidować tylko poprzez budowę nowych reaktorów jądrowych. Jedną z ważnych przyczyn zwrotu w brytyjskiej polityce energetycznej jest coraz słabsze przekonanie, że Rosja może być traktowana jako stabilny dostawca gazu i ropy na europejskie rynki.
BASF i E.ON mogą zapłacić nawet 8 miliardów dolarów odszkodowania amerykańskiemu koncernowi naftowy Moncrief Oil International. Spór może opóźnić budowę gazociągu północnego. Chodzi o umowę o eksploatacji złoża gazu Jużno-Russkoje, którą obie niemieckie firmy niedawno podpisały z Gazpromem. Amerykanie uważają, że umowa została zawarta bezprawnie i domagają się odszkodowania przed sądem we Frankfurcie. Amerykańska firma już w 1997 roku uzyskała od Gazpromu prawa do Jużno-Russkoje. Amerykanie mieli początkowo 20 proc. udziałów w powołanej do eksploatacji złoża spółce, z czasem uzyskali ich dwa razy więcej.
Porozumienie wielokrotnie potwierdzały rosyjskie władze, a nawet osobiście Władimir Putin. Dlatego w przygotowanie wydobycia Moncrief zainwestował już 800 milionów dolarów. Jednak dwa lata temu, kiedy Rosjanie zdecydowali o budowie gazociągu północnego, postanowili zainteresować eksploatacją gazowych złóż swojego strategicznego partnera - Niemcy. Wówczas też Rosja przestała honorować zobowiązania wobec amerykańskiego partnera oraz zerwała wszelkie z nim kontakty. Amerykanie informowali BASF i E.ON o swoich umowach z Gazpromem i prawach do złóż Jużno-Russkoje, ale mimo to niemieckie koncerny podpisały umowy z Rosjami. Sprawa trafiła frankfurckiego sądu, Amerykanie domagają się odszkodowania w wysokości 8 miliardów dolarów, bo na tyle wyceniają wartość udziałów, jakie mieli mieć w złożach Jużno-Russkoje. Jednocześnie Amerykanie pozwali również głównego sprawcę całego zamieszania Gazprom. Pozew przeciw Rosyjskiej firmie trafił do sądu w USA, bo jak powiedział Richard W. Moncrief, prezes koncernu Moncrief Oil International, w Rosji nie można liczyć na tamtejsze sądy, w szczególności, kiedy robi się interesy z taką firmą, jak Gazprom.
Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj
Zamów prenumeratę
Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/752/-1/65/
|
Copyright (C) Gigawat Energia 2002
|