Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/973/-1/75/
|
Informacje
Numery
Numer 04/2007
Sytuacja na rynkach naftowych zawsze była ściśle związana z warunkami pogodowymi na północnej półkuli naszego globu. Analizując minione 365 dni, łatwo wręcz pomylić roczny wykres temperatur i cen. Różnią się głównie wartościami, jeśli oczywiście przyjmiemy skalę Celsjusza, w przypadku Fahrenheita można mieć już spory problem. Zespolenie kalendarza przyrody i giełdowych notowań ropy, choć to rzecz jasna oczywisty przypadek, nie ominęło i tegorocznego marca. W końcówce miesiąca dopisała aura, zrobiło się cieplej i... podgrzała się atmosfera na petroparkietach.
Ceny ropy wraz z nadejściem wiosny wybiły się w górę, niczym świeża trawa o tej porze roku. Baryłka Light w transakcjach spotowych podrożała w ostatniej dekadzie marca o przeszło 12%, z 59 do 66 USD, Brent jeszcze bardziej – o niemal 14%, z 60 do 68 USD. Od początku roku ta ostania podrożała o przeszło 15 USD. W pierwszych dniach stycznia tego roku płacono bowiem za nią 52,5 USD, a na ostatnim marcowym notowaniu już przeszło 68 USD, czyli o 30% więcej.
Początek wiosny na rynkach naftowych przed rokiem miał bardzo podobny przebieg. Ruch cen nie był jednak aż tak gwałtowny. Ropa podrożała wówczas w ostatniej dekadzie marca „jedynie” o 4 USD. Później krótka stabilizacja i w połowie kwietnia ponowny skok w górę.
Za znacznie silniejszy – w zestawieniu z ubiegłorocznym wzrostem – kurs baryłki odpowiadają trzy pośrednio tylko związane z sobą czynniki.
Pierwszy z nich to postępująca sukcesywnie destabilizacja sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie. Incydent na wodach Szatt el Arab i uwięzienie 15 brytyjskich żołnierzy należy uznać za zwiastun prawdopodobnie nieuchronnego już konfliktu zbrojnego w regionie. Podobne zdarzenia na tym akwenie, co prawda na mniejszą skalę, miały już miejsce kilkukrotnie od czasu zakończenia operacji „Iracka wolność”, lecz nie nadawano im takiego rozgłosu. Były zresztą nie do uniknięcia, bo od zawsze o obszar ten toczyły się spory miedzy Irakiem i Iranem, a przebieg linii granicznej na mapach w obu tych państwach nie pokrywał się. Nikt nie zdawał sobie lepiej z tego sprawy niż Brytyjczycy – faktyczni twórcy i budowniczowie państwa irackiego. Dołożyli oni zresztą wielu starań w 2003 roku, aby to właśnie im przypadła strefa „stabilizacyjna” z rejonem Basry. Właściwie było to brytyjskie conditio sine qua non udziału w interwencji zbrojnej. Trudno się temu dziwić. Prowincja Basry to zdecydowanie najbogatsza i najlepiej rozwinięta gospodarczo część Iraku. Łączy w sobie największe zagłębie wydobywcze z najważniejszym kompleksem przemysłu petrochemicznego i główną drogą wywozu surowca. Jest to też bardzo specyficzny obszar iracko-irańskiego pogranicza, jedyny, wyjąwszy terytoria kurdyjskie, gdzie sztuczna linia dzieli między dwa państwa ogromne bogactwo naftowe oraz przemieszaną ze sobą od pokoleń ludność, mniej niż gdziekolwiek indziej pomną na różnice narodowościowe. Stąd też nawet najmniejsze zawirowanie polityczne w tym zakątku może łatwo wymknąć się spod kontroli i przybrać najmniej oczekiwany i pożądany obrót. Pochodzące stąd ryzyko to nie mniej niż 4 USD w transakcjach terminowych.
Podobny wpływ na koszt baryłki ropy miało głosowanie w niższej izbie amerykańskiego kongresu, a następnie w Senacie, gdzie przyjęta została ustawa dotycząca finansowania wojen i wskazująca na marzec 2008 jako ostateczny termin wycofania wojsk Stanów Zjednoczonych z Iraku. Uskutecznienie tego zamiaru oznaczałoby rewolucyjne zmiany na Bliskim Wschodzie i - na nieszczęście – na światowych rynkach naftowych w dosłownym znaczeniu tego słowa. Trudno sobie wręcz wyobrazić perturbacje na giełdach związane z upadkiem monarchii kuwejckiej, saudyjskiej etc. Przypuszczalnie byłby to koniec starego i początek nowego dyktatu naftowego. Póki co, nie nastąpi on zbyt szybko, bo prezydent George W. Bush otwarcie zapowiedział veto, a demokraci nie dysponują ilością głosów pozwalającą je obalić. Samo tylko wystąpienie takiego ryzyka to nie mniej niż 5% obecnej wartości baryłki ropy. Na tym jednak sprawa się nie kończy. Zaistniała sytuacja stanowi bowiem niezwykle niepomyślną prognozę dla rynków naftowych na przyszłość. Tym razem niebezpieczeństwo kryjące się za wycofaniem wojsk okupacyjnych zostanie zażegnane, ale nie na długo.
Kolejnym powodem wzrostu cen, choć mającym na niego niewspółmiernie mniejszy wpływ niż dwa pozostałe, jest nienajlepsza kondycja amerykańskiej waluty. Od drugiej połowy stycznia tj. od momentu opublikowania danych dotyczących kondycji gospodarki amerykańskiej, potaniała ona w stosunku do euro o przeszło 3%. W przypadku pozostałych walut zmiana ta jest ledwo dostrzegalna, ale to nie one pretendują do zastąpienia dolara w transakcjach na rynku naftowym. Iran sukcesywnie wnosi postulat przejścia na rozliczenia w euro i ma ciche poparcie sporej części państw OPEC. Niektóre z nich, jak Algieria i Libia, eksportują głównie do Europy, są też znacznie silniej związane z inwestycjami kapitałowymi firm ze Starego Kontynentu. Dla nich trwanie przy amerykańskiej walucie, nawet jeśli dotyczy to tylko notowań cen surowca, powoli staje się uciążliwym anachronizmem. Podobnie rzecz ma się z rosyjskim koncernami. Wprawdzie nigdy nie stroniły one od zawierania kontraktów w europejskim pieniądzu, lecz ostatnimi czasy robią to nad wyraz chętnie. Producenci najwyraźniej nie godzą się na utratę choćby niewielkiej części zysku z powodu obniżenia wartości waluty, w jakiej rozliczany jest ich eksport. Coraz mocniej daje o sobie znać pewna nerwowość związana z powiększającym się deficytem budżetowym w Stanach Zjednoczonych i rosnącym za tą sprawą prawdopodobieństwem nagłej silnej przeceny dolara. Wyczuwalna jest głównie w kontraktach długoterminowych, gdzie ryzyko walutowe jest najsilniejsze. Obecnie przypisać należy mu około 1,5 USD w cenie baryłki. Co ważne zwiększa się on wraz ze wzrostem cen ropy odpowiadających w dużej mierze za kondycję gospodarki amerykańskiej.
Łącząc siłę oddziaływania wszystkich wymienionych czynników otrzymujemy 8,5–9 USD i o tyle też podrożała ropa w końcówce marca. Istnieje pewne, choć niewielkie, prawdopodobieństwo załagodzenia sporu z Iranem, co mogłoby przynieść chwilową ulgę i spowolnić wzrost cen surowca. Pozostałe dwa elementy podwyżki przypuszczalnie trwale wpisały się w menu giełdowego kursu ropy.
(pk)
Artykuł opublikowany pod adresem: http://gigawat.net.pl/article/articleprint/973/-1/75/
|
Copyright (C) Gigawat Energia 2002
|