Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 11/2007

Z rezerwą o rezerwach


Zużywamy w Polsce pół miliona baryłek ropy dziennie, w skali roku - przeszło 23 mln ton. Nasza naftowa konsumpcja systematycznie się powiększa, wzrostu nie powstrzymują nawet rekordowo wysokie ceny. Niemal całe nasze zaopatrzenie dociera do nas starym wysłużonym rurociągiem „Przyjaźń”. Ryzyko przerw w dostawach zaczyna być powoli wpisane w naturę tego naftociągu. Sprawa jest poważna w przeciwieństwie do medialnego szumu inspirowanego wewnętrzną rozgrywką odpowiadających za zapewnienie nam bezpieczeństwa.

Media w służbie

Problem strategicznych zapasów naftowych Polski nie jest nowy. Sukcesywnie odżywa niestety, głownie dzięki prasowym artykułom publikowanym w oparciu o informacje pochodzące z kontrolowanych i sekwencyjnie przekazywanych gazetom przecieków, zawsze ściśle wyselekcjonowanych i bynajmniej nie przypadkowych. Meritum sprowadza się tu do jednej zasadniczej kwestii: nasz kraj nie ma zgromadzonych rezerw w ilości pozwalającej mu skutecznie zneutralizować symptomy kryzysu spowodowanego nagłym odcięciem od dotychczasowych źródeł zaopatrzenia. Zaniedbania są permanentne i absolutne na każdym szczeblu i w każdym sektorze, począwszy od planowania, a skończywszy na magazynowaniu, co stanowi swoistą tajemnicę poliszynela. Wszyscy zainteresowani doskonale o tym wiedzą, nikt jednak głośno do tego się nie przyzna. W efekcie jedna z kluczowych dla bezpieczeństwa narodowego spraw stała się elementem rywalizacji i to nie tylko gospodarczej, polem, na którym załatwia się prywatne i polityczne porachunki.

Z duchem czasu i prawa?

Wymóg nie jest nowy, spoczywał na nas od lat. Jeszcze w czasach PRL, gdy o integracji Polski z EWG nikt poważnie nie myślał, a co najwyżej nieśmiało marzył, sprawą zapasów zajmowała się Komisja Planowania, a później powołany w jej miejsce Centralny Urząd Planowania. Pod koniec 1989 roku, kiedy to kraj powoli uwalniał się ze schedy gospodarczej okresu minionego, weszła w życie specjalna uchwała Rady Ministrów w tej sprawie, wychodząca naprzeciw nowo tworzonym realiom. Wraz ze zintensyfikowaniem naszych starań o członkostwo w Unii, zastąpiła ja Ustawa z 1996 roku „O rezerwach państwowych oraz zapasach obowiązkowych paliw” stworzona pod kątem rygoru umów, jakie nakładały na nas porozumienia zawarte ze Wspólnotą w okresie przedakcesyjnym. Uchwalona przez Sejm Ustawa z dnia 16 lutego 2007 r. „ O zapasach ropy naftowej, produktów naftowych i gazu ziemnego oraz zasadach postępowania w sytuacjach zagrożenia bezpieczeństwa paliwowego państwa i zakłóceń na rynku naftowym” zmieniła obowiązujące dotąd zasady, lecz nie ducha i sens dotychczasowych wysiłków legislacyjnych. W efekcie niemal się z nim już zżyliśmy, nie przypisując mu pragmatycznego znaczenia, lecz traktując go jedynie, jako kolejny urzędowy przepis, niezwykle uciążliwą powinność, komplikującą i tak niełatwe życie podmiotów gospodarczych. Na dowód wspomnieć należy ubiegłoroczne, jesienne perturbacje z hurtowymi i detalicznymi zakupami ON, będącymi próbą wyjścia naprzeciw spodziewanym zmianom prawnym.

Bez litości

Bez względu na rynkowe i społeczne konsekwencje, formalności musi stać się zadość i biada temu, kto by tego zaniedbał. Oczywiście wyłącznie z czysto biurokratycznego punktu widzenia, niestety z pragmatyzmem i realizmem niewiele mających wspólnego. Dla niemal wszystkich podmiotów branżowych, funkcjonujących tu i teraz, a nie w wyimaginowanej rzeczywistości urzędniczo-legislacyjnej, takie podejście to prawdziwy wyrok śmierci w zawieszeniu. Zastosowanie wobec nich ustanowionych przez prawodawcę kar i sankcji oznacza eliminację z rynku. Obecna ustawa przewiduje bowiem restrykcje pozwalające nałożyć grzywnę finansową w zależności od rodzaju wykroczenia w postaci 15% przychodu za poprzedni rok czy też 250% wartości niedoboru, a także cofnięcie koncesji. W rzeczywistości trudno sobie wyobrazić, aby ktokolwiek dotknięty takim domiarem miał szansę przetrwać, tak więc jedno ściśle wiąże się z drugim. Samo zabezpieczenie odpowiednich wielkości surowca (stanowiących dla paliw ilość siedemdziesięciosześciodniowego przywozu, a dla LPG – trzydziestodniowego) niekoniecznie jednak przed nim chroni. Prawodawca wymaga bowiem także, aby infrastruktura techniczna baz magazynowych oraz system przemieszczania paliw zapewniały możliwość ich dostaw do miejsc przeznaczenia.

Sprawa kopalni Solino

Łącząc obie powinności, trudno znaleźć kogokolwiek, kto faktycznie sprostałby wszystkim ustawowym obowiązkom. Złożoność problemu świetnie dokumentuje sprawa zapasów zgromadzonych w starej inowrocławskiej kopalni soli Solino. Jest ona własnością Orlenu dysponującego 70% pakietem jej udziałów, pozostałe 25% posiada państwo i 5% -prywatni akcjonariusze. Jeszcze w czasach Petrochemii Płockiej, u schyłku lat dziewięćdziesiątych, zaaprobowany został ostatecznie projekt przysposobienia tutejszych kawern poeksploatacyjnych do potrzeb magazynowania produktów naftowych, i tak też się stało. Obecnie znajduje się w nich niemal 2 mln ton ropy, co stanowi pokaźną większość rezerw, trzymanych w kraju na czarną godzinę. Wydostanie ich - od strony technicznej - odbywa się poprzez wtłoczenie solanki, która jako ciecz cięższa, wypycha na wierzch produkty węglowodorowe. Wydawać by się mogło, iż jest to rozwiązanie niekonwencjonalne, a zarazem genialne w swej prostocie. Tymczasem według ostatnich doniesień prasowych, olej napędowy z komór kopalnianych, po jaki sięgnięto w styczniu tego roku, okazał się mocno zanieczyszczony wodą i chlorkiem sodu czyli solą i nie nadawał się - bez ingerencji - do użycia. Na dodatek jakość nie była jedynym, ani nawet najważniejszym problemem. Ten zamykał się bowiem w braku dostatecznej ilości solanki na wypadek, gdyby zaistniała konieczność uruchomienia większej ilości rezerw. Zbiornik ze słoną wodą mieści jej zaledwie 200 metrów sześciennych, i nawet postawienie kolejnych niczego nie rozwiąże, gdyż zdaniem byłego dyrektora kopalni, jak wynika to z kontekstu publikowanych w prasie wypowiedzi, w okolicy Inowrocławia, nie ma możliwości zgromadzenia tak wielkich ilości wody bez wybudowania nowego ujęcia na Noteci.

Identyczny problem pojawia się również w przypadku zapasów zgromadzonych w poeksploatacyjnych komorach sąsiedniej kopalni Góra, choć tu przechowywana jest znacznie mniejsza ilość naszych rezerw, bo jakieś 250 000 ton.

Cała sprawa świetnie oddaje klimat, jaki powstał wokół rezerw naftowych w Polsce.

Strategia Dyzmy

Na pytanie zadane przez dziennikarzy ministrowi Piotrowi Woźniakowi: Czy PKN Orlen może zostać ukarany za brak rezerw w kontekście magazynów w kopalni Solino? - ten odparł: „ Nie, bo ustawa nakłada na firmy obowiązek magazynowania paliw, ale o możliwości ich tłoczenia do rurociągów nie wspomina”. To bezsprzecznie dziwna interpretacja, szczególnie w kontekście zapisu w ustawie art. 11 § 8/2 mówiącego o charakterystyce technicznej systemu przemieszczania ropy naftowej lub paliw zapewniającej możliwość ich dostaw do miejsca przeznaczenia, a także art. 11 § 10 akcentującego odpowiedzialność, jaką ponoszą producenci i handlowcy za jakość zapasów.

O ile specyficzne poczucie obiektywizmu ministra Woźniaka pośrednio współodpowiedzialnego za wzloty i upadki naszego sztandarowego koncernu naftowego oraz, co może tu zaskakiwać, treść i brzmienie ustawy „O zapasach ropy naftowej...” nie dziwi, to jednak nie przez wszystkich musi być aprobowane. Szczególnie dotyczy to pozostałych podmiotów gospodarczych, na których spoczął cały finansowy ciężar składowania surowca. Sam pomysł obarczenia importerów, handlowców i spedytorów koniecznością pokrywania z własnych środków kosztów, jakie niesie za sobą ten obowiązek, przywodzi na myśl nieco wynaturzoną wersję rozwiązania wdrażanego przez tytułowego bohatera powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. W przeciwieństwie do naszych ustawodawców, Nikodem Dyzma sprawę składowania i skupu interwencyjnego - co prawda, zgodnie z literackim oryginałem – zboża, na wypadek kryzysu nie tylko konsultował, ale wręcz zaczerpnął od producentów i nie zakładał możliwości nakładania kar pieniężnych przy pierwszej lepszej okazji za każde najmniejsze naruszenie przepisów.

Wielu – szczególnie drobniejszych – dotkliwie czuje jarzmo tego aktu prawnego w postaci gigantycznych wydatków, jakie codziennie pochłania ta powinność. Zmuszeni są do zawierania okresowych umów głównie z płockim potentatem na „usługi magazynowe” po narzucanych im nienegocjonowalnych stawkach. Przepisy ustawy nie pozwalają im rozwijać się, przysparzając za to ogromnych dochodów właścicielom przeznaczonych do przechowywania surowca powierzchni.

Kontekst międzynarodowy

W myśl dyrektyw unijnych, mamy obowiązek utrzymywania kwartalnych zapasów. Oznacza to konieczność zmagazynowania ni mniej ni więcej tylko 6 mln ton w postaci nieprzetworzonego surowca oraz oleju opałowego, benzyn silnikowych, LPG etc. Jeszcze przed czterema laty, gdy wstępowaliśmy w poczet wspólnotowego grona, było to o milion ton mniej, a za niespełna dwa lata będzie przypuszczalnie o tyle samo więcej. Tak wtedy, jak i dziś nie wypełniamy tego zalecenia. Nie wskazuje na to, aby w przyszłości miało się cokolwiek w tej sferze zmienić. Oczywiście zawsze można zalać ropą i produktami naftowymi kolejne kawerny kopalniane bądź zwiększyć urzędowe limity, co spadnie na przedsiębiorców i przysporzy państwu nieco dochodu. Żadne ze wskazanych rozwiązań nie zabezpieczy nas jednak przed skutkami kryzysu. Iskierką nadziei rozpraszającą mrok tunelu pozostaje uwzględnienie potrzeb magazynowych w projektach Naftoportu, to jednak daleka przyszłość. Póki co, nie pozostaje nic innego, niż czekać, również na zmianę przepisów prawnych, umożliwiających zarabianie na przechowywaniu rezerw i to bynajmniej nie tylko wybrańcom.

Przepaska Temidy

Prawda o naszym bezpieczeństwie energetycznym, rezerwach ropy etc jest zgoła odmienna niż intencje i zapewnienia stojące za obowiązującym prawem. Reżym legislacyjny w kwestii gromadzenia rezerw naftowych nie daje nikomu większych szans postępowania w pełni zgodnego z literą prawa. W mniejszym bądź większym stopniu, bardziej czy mniej świadomie naruszają je wszyscy. Jedni, jak spółka J&S pociągnięta do odpowiedzialności finansowej przez Prezesa Agencji Rezerw Materiałowych, który w październiku nałożył na nią iście astronomiczną grzywnę w wysokości 462 mln zł za brak obowiązkowych rezerw, karani są niezwykle surowo, innym podobne wykroczenie uchodzi płazem. Sprawiedliwość może być tu w całej rozciągłości przedstawiana alegorycznie zgodnie ze starym antycznym schematem pod wizerunkiem Temidy. Z przepaską na oczach nie widzi niczego, obraca jednak swój miecz w stronę, z której docierają niepokojące sygnały. Stwarza to ogromne pole do manipulacji i wyłącznie po nim się też ona porusza. Niestety dzieje się tak głównie za sprawą mediów wykorzystujących informacje, jakie docierają do nich o nieprawidłowościach. Ponieważ wszystkie są ściśle tajne, chronione tajemnicą państwową, pochodzić mogą tylko od posiadających do nich dostęp. Wewnętrzna rozgrywka, jaką prowadzą, ma jednak charakter czysto biznesowy i nie służy interesom państwa, choć do tego zgodnie z intencją ustawy z 24 maja 2002 roku (Dz.U. 2002 nr 74 poz. 676) zostały powołane. Stąd też kolejne rewelacje, jakich należy się raczej spodziewać w najbliższym czasie w środkach masowego przekazu, obnażające w tematyce rezerw nafty i gazu rażące niedociągnięcia, bo te zarzucić da się każdemu podmiotowi branżowemu, groźne dla bezpieczeństwa Polski i to bynajmniej nie tylko na płaszczyźnie energetycznej




 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator