Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 07/2008

Jutro unijnej energetyki. Wyścig z czasem i zdrowym rozsądkiem.


Mniej więcej co pół roku w murach AGH spotykają się międzynarodowi eksperci reprezentujący zarówno czołowych europejskich producentów surowców energetycznych jak i wytwórców energii elektrycznej by wymieniać poglądy na temat rozwoju technologii wytwarzania, bezpieczeństwa energetycznego i ochrony środowiska. Problemy są znacznie poważniejsze niż się to wydaje na pierwszy rzut oka. Współczesny świat, a stara Europa w szczególności, uzależniła swój rozwój i egzystencję od energii elektrycznej w sposób nieodwracalny. Tej sytuacji nie da się porównać nawet do losu alkoholika uzależnionego od wódki czy narkomana nie mogącego przeżyć bez codziennej dawki narkotyku.

O ile ci dwaj, przy zastosowaniu odpowiedniej terapii, mogą zostać przywróceni życiu i wyrwani z objęć zgubnego nałogu, o tyle pozbawienie współczesnych, zwłaszcza wysoko cywilizowanych społeczeństw dostaw energii elektrycznej lub nawet tylko jej ograniczenie, oznaczać będzie po prostu... zagładę. Dosłownie i w przenośni. Tyczyć to będzie zarówno jednostek jak i całych społeczności, państw, narodów oraz ponadnarodowych organizacji gospodarczych. Niewiele brakowało aby Parlament Europejski na swojej czerwcowej sesji przyjął zgłoszoną przez Zielonych poprawkę do dyrektywy UE dotyczącej Zasad dla Wewnętrznego Rynku Energii Elektrycznej, która blokowałaby budowę nowych elektrowni węglowych. Oczywiście próbowano to zrobić nie wprost - przy otwartej kurtynie, ale w sposób tak dalece zawoalowany, że wystarczyłaby chwila nieuwagi by skazać na niebyt zwłaszcza te kraje, które historycznie i technicznie opierają nadal swój rozwój na węglu właśnie. Zieloni zaproponowali, aby do Dyrektywy UE dotyczącej Zasad dla Wewnętrznego Rynku Energii Elektrycznej, wprowadzić nowy paragraf 7a, który nakłada na nowe elektrownie węglowe limit emisji CO2 na poziomie mniejszym niż 350g CO2/kWh. Zwykłemu człowiekowi te liczby nic nie powiedzą, ale fachowcy wiedzą, że taki limit jest obecnie niemożliwy do osiągnięcia. Najnowocześniejsza dostępna w tej chwili na rynku technologia (BAT) umożliwia uzyskanie emisji dwukrotnie wyższych w przypadku elektrowni na węgiel kamienny i trzykrotnie wyższych dla elektrowni na węgiel brunatny. Na szczęście przeciwko tej propozycji byli europarlamentarzyści z Europejskiej Partii Ludowej (gdzie jest PO), Partii Europejskich Socjalistów (gdzie jest SLD), Unii na rzecz Europy Narodów (gdzie są posłowie PiS), a także Zjednoczona Lewica Europejska (gdzie nie ma polskich przedstawicieli). Co nie oznacza, że kwestia ta została rozwiązana i wyjaśniona raz na zawsze i próby tego rodzaju nie będą powtarzane, także z zaskoczenia.
Unia Europejska znalazła się na bardzo poważnym wirażu, nie tylko z powodu odrzucenia traktatu reformującego przez Irlandię. Ale przede wszystkim z tego powodu, że od kilku już lat stoi w coraz większym energetycznym rozkroku. Z jednej strony przypisała sobie irracjonalną funkcję Mesjasza, który chce uchronić cały świat przed ekologiczną zagładą, podczas gdy reszta świata specjalnie się tym nie przejmuje... A z drugiej strony nie znalazła do tej pory realnej do zastosowania, a przede wszystkim skutecznej recepty. Nadal odrzucana jest energetyka jądrowa, która jest jedyną w pełni dojrzałą, bezemisyjną technologią wytwarzania energii elektrycznej i cieplnej, zaś lansowana technologia podziemnego składowania dwutlenku węgla będzie nie tylko kosztowana zarówno w wymiarze energetycznym (już dzisiaj wiadomo, że będzie „pożerała” co najmniej 10 proc. sprawności całego procesu), a także poniesie ze sobą - w razie awarii – zagrożenia, przed którymi może nie być żadnego ratunku. Wiara w odnawialne źródła energii jest raczej naiwna. Mogą one być i są już w coraz to większym stopniu efektywnym i efektownym uzupełnieniem energetyki zawodowej, ale nigdy – przy całej swojej chimeryczności działania - nie będą źródłami o znaczeniu podstawowym i kluczowym. Zwłaszcza, gdy zostaną pozbawione dotacji, które są przecież – nie oszukujmy się - działaniami antyrynkowymi i zabijającymi wolną konkurencję. Jak ujawnili to po raz pierwszy w murach AGH przedstawiciele RWE Power, dotacje do farm wiatrowych w Niemczech są tak wysokie, że przewyższają znacznie koszty generacji w klasycznych elektrowniach wraz z pełnym zakupem praw do emisji CO2. A co to oznacza? To oznacza tyle, że gdyby potraktować - choćby tylko hipotetycznie – farmy wiatrowe jako źródło energii o podstawowym znaczeniu – to w budżecie najbogatszej nawet europejskiej gospodarki.... zabraknie pieniędzy na dotacje!!!
Jest jeszcze gaz. Według wszelkich znaków na niebie i ziemi – jeśli odrzucimy teorię Mendelejewa o nieorganicznym pochodzeniu bituminów i ciągłej ich generacji w jądrze ziemi – to starczy go na 30 góra 40 lat. Ale nawet gdyby tak nie było, to mało kto zdaje sobie sprawę – jak fatalne skutki dla środowiska – może mieć jego transport na masową skalę realizowany z Syberii po dnie Bałtyku do Zachodniej Europy. Nie mówiąc już o galopujących, w ślad za ropą, jego cenach. Zresztą Rosja przygotowuje już odpowiednią ofertę dla Europy. Jak unaocznił to wszystkim zebranym w AGH dr Hans Schiffer z RWE Power, że już w perspektywie 2020 roku Rosja zamierza w swoich elektrowniach paliwo gazowe, na którym opiera swoją energetykę zastąpić węglem i... nieakceptowaną w znacznej części Europy energią jądrową, zaś „uwolniony” tym sposobem gaz... wyeksportować po coraz wyższych cenach do dbającej o dobro środowiska Unii Europejskiej. Oznacza to, że ilość emitowanego dwutlenku węgla pozostanie bez zmian, zmienią się tylko emitenci i płacący za gaz coraz wyższe rachunki. W latach osiemdziesiątych Stany Zjednoczone, nakręcając wyścig zbrojeń, doprowadziły do rozpadu Związku Radzieckiego. Dzisiejsza Rosja – widać to gołym okiem – zamierza amerykańską technologię wykorzystać wobec UE. Nie będzie jednak wyścigu zbrojeń. Będzie tylko wyścig cen gazu, na który Europie zabraknie w końcu pieniędzy. Ratunkiem jest więc idea zrównoważonego rozwoju przetransplantowana także na grunt unijnej energetyki. Dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego w równoprawnym stopniu wykorzystywane muszą być wszystkie dostępne obecnie źródła i sposoby generacji energii elektrycznej bez jakiejkolwiek preferencji, ani też dyskryminacji z jednoczesnym zachowaniem pierwszeństwa dla surowców pochodzenia miejscowego. Natomiast wszystkie narzucane ograniczenia muszą mieć szansę fizycznej i ekonomicznej regulacji. Jeśli poprzeczkę zawiesimy od razu na wygórowanym poziomie, to nikt jej nie pokona prawidłowo, co bardziej zdeterminowani i bezczelni pokonają ją pod... spodem. A przecież nie o to chodzi.
O tym, że podstęp jest możliwy nawet w tak niekochanej energetyce węglowej niech świadczy to, że w 1957 blok o mocy 150 MW uruchomiony w elektrowni Frimmersdorf miał sprawności 30,8 proc. - zbudowany 9 lat później w tej samej elektrowni blok o mocy 300 MW miał sprawność 31,4 proc. Ale zbudowany w 1970 roku blok 300 MW w elektrowni Niederaussem charakteryzował się już współczynnikiem sprawności 35,8 proc. A najnowszy blok typu BoA o mocy 1000 MW uruchomiony w 2003 roku w elektrowni Niederaussem charakteryzuje się sprawnością powyżej 43 proc. W ciągu niespełna pół wieku poprawiono sprawność wytwarzania o blisko 50 proc. oraz zmniejszono emisję dwutlenku węgla o 30 procent. Projektowane konstrukcje zmierzają do osiągnięcia 60 proc. z węgla kamiennego i 50 proc. z węgla brunatnego.




 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator