Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 08-09/2008

Jeśli za ochronę środowiska w UE odpowiada były minister przemysłu, czy handlu,


to rurę pod Bałtykiem mamy raczej zapewnioną.

Przypadek Stavrosa Dimasa:

Unia Europejska potrzebuje rosyjskiego gazu, a projektowany pod Bałtykiem Gazociąg Północny jest jednym z ważnych kanałów jego transportu. Unijny komisarz ds. środowiska pełniący tę funkcję od 2004 roku Grek - Stavros Dimas nie kryje sympatii dla tej inwestycji, nawet za cenę środowiskowych kosztów, które trzeba będzie ponieść przy realizacji tego przedsięwzięcia.

Tak jak syty i bogaty nigdy nie zrozumie biednego i głodnego, tak jak ktoś kto mieszka nad Morzem Śródziemnym, a uczył się i pracował w Nowym Jorku, będzie miał w najlepszym przypadku neutralny stosunek do Bałtyku, który dla Polaków, Litwinów, Szwedów czy Duńczyków jest wszystkim. I to, co stanie się z Bałtykiem jest dla Greków, Hiszpanów, Portugalczyków czy nawet Słoweńców lub Maltańczyków bądź Cypryjczyków – powiedzmy to sobie szczerze – obojętne. Chociaż poprawność polityczna i europejska etykieta nakazuje nie być obojętnym, to jednak przy głosowaniach nad konkretami biorą często górę pojedyncze czy tylko bilateralne interesy, a nie piękna idea eurosolidarności i wspólnego dobra.

Z ciekawości jednak postanowiliśmy sprawdzić, jak chronione jest środowisko w ojczyźnie Stavrosa Dimasa czyli w Grecji. Najlepszym tego miejscem jest rzucona na samym środku Morza Śródziemnego – chętnie odwiedzana przez turystów z całej Europy - Kreta. To największa grecka wyspa i piąta co do wielkości po Sycylii, Sardynii, Cyprze i Korsyce wyspa Morza Śródziemnego. Uważana jest za kolebkę najwcześniejszej cywilizacji europejskiej sięgającą dwóch tysiącleci przed naszą erą. Wchodziła w skład Cesarstwa Bizantyjskiego i Imperium Osmańskiego, władali nią Arabowie, Wenecjanie, Turcy, Egipcjanie zanim ostatecznie - 30 maja 1913 roku - została włączona do Grecji. I chociaż Grecja jest członkiem Unii Europejskiej od 1981 roku, to przyglądając się najbliższemu tylko otoczeniu, można odnieść wrażenie, że jest się w jakimś kraju daleko przedakcesyjnym. Warunki naturalne na tej liczącej ze wschodu na zachód 250 km wyspie sprawiają, że prawie każdy korzysta z energii słonecznej, ale w większości są to tylko mniej lub bardziej wyrafinowane kolektory słoneczne produkujące głównie ciepłą wodę. Ogniw fotowoltaicznych, choć w lipcu i sierpniu od wieków jest tutaj bezchmurne niebo, prawie nie ma, zaś energia elektryczna produkowana jest w opalanych mazutem elektrowniach dieslowskich. Sama sieć energetyczna jest też dość prymitywna świadcząca - w przeciwieństwie do czasów antycznych - o niskiej dzisiaj kulturze technicznej. Kabel wysokiego napięcia sterczący z piasku na plaży czy transformatory na słupach ubarwiające najefektowniejsze miejsca krajobrazu to rzecz tutaj naturalna. Tak jak woda czerpana wprost z morza na zaopatrzenie czekających na turystów rozlicznych tawern i po użyciu do morza zwracana ku uciesze ptactwa wodnego. Dla Polaków przybywających na Kretę jeszcze przed przyjęciem Polski do UE i mocno ćwiczonych na okoliczność ochrony środowiska stosunki panujące na tej wyspie były delikatnym szokiem, ale teraz poziom środowiskowej degrengolady posunął się jeszcze bardziej. Stara lodówka zostawiona pod drzewem i narażona na 50-stopniowy upał to coś naturalnego. I nikt nie przejmuje się, że w środku w jej agregacie jest amoniak, a obok na przyhotelowym basenie kąpią się ludzie. Wyspa, która w najwęższym miejscu ma nie więcej niż 8 kilometrów, totalnie rozjeżdżana jest przy pomocy, wydaje się, że niezliczonej ilości quadów, skuterów, motorów, terenówek czy kabrioletów, które można wynająć bez specjalnych kłopotów już od 10 euro za dzień. Zresztą na Krecie wynająć można wszystko. Tym bardziej, że paliwo jest tutaj znacznie tańsze niż w Polsce posiadającej dwa potężne koncerny paliwowe. Przykładowo litr etyliny 95 kosztował 1,333 euro, co przy kursie na poziomie 3,20 zł za euro dawał cenę 4,26 zł za litr podczas gdy w Polsce dokładnie w tym samym czasie cena litra najpopularniejszego paliwa usilnie dążyła do pokonania bariery 5 złotych!!! A tu na przecież – na sam środek Morza Śródziemnego - wszystko trzeba dowieźć, nawet jeśli transport miałby pochodzić z Libii. Każdy jeździ tutaj i parkuje jak umie i jak chce. Nie obowiązują żadne reguły czy normy. Kask ochronny to w takim klimacie zbędna fatyga, jakieś ograniczenia liczebności pasażerów także... Wolna jazda bez trzymanki obowiązuje także w handlu. W balangowej miejscowości Hersonisos, gdzie oprócz hoteli, knajp i klubów zaczynających prawdziwe życie po północy nie ma żadnych zabytków na głównej ulicy, oficjalnie handluje się podróbkami i falsyfikatami, na które można dodatkowo dostać paragon z kasy fiskalnej, potwierdzający legalność całej transakcji. Trzy paski z inicjałami Dolce & Gabbana na klamrze w cenie 10 euro, pięć opakowań modnych wód toaletowych tyleż samo. Opakowania łudząco przypominają te, które na lotnisku w tzw. strefie wolnocłowej będą po arcyatrakcyjnej cenie 50 euro - z tą tylko różnicą, że malutkimi literkami napisano type Emporio Armani Night, zaś w środku na samoprzylepnej niechlujnie umieszczonej nalepce już – dla zmylenia przeciwnika - Embolio Armani. Podobnie jest z Tresorem Lancom czy paletą wód KENZO. Ale to nic w porównaniu z tym, iż w sklepie z greckimi pamiątkami pysznią się gablotki z kolorowymi spreparowanymi i chronionymi motylami, chrząszczami, nawet wypchanymi... nietoperzami, jedynymi latającymi ssakami znajdującymi się pod bezwzględną i ścisłą ochroną. I co ciekawe, kupując taką pamiątkę i przywożąc do Polski, można mieć poważne problemy przy kontakcie z funkcjonariuszami Straży Granicznej czy Służby Celnej, zaś sprzedawcy i preparatorzy na greckiej wyspie są bezkarni. Zupełnie tak jakbyśmy należeli do dwóch różnych Unii Europejskich. A przecież miało być jednakowo.


P.S. W Komisji Europejskiej każdy z krajów członkowskich ma swojego komisarza czyli unijnego ministra, tak by reprezentacja w tym unijnym rządzie rządów była pełna i sprawiedliwa. Tyle tylko, że nie są to fachowcy w danej dziedzinie, a politycy z przydziału. Stavros Dimas jest z wykształcenia prawnikiem i ekonomistą. Od 1977 roku negocjował wejście Grecji do UE, zaś później był w rządzie greckim kolejno wiceministrem handlu, ministrem rolnictwa oraz ministrem przemysłu. W poprzednim składzie Komisji Europejskiej kierowanym przez Romano Prodiego był komisarzem ds. polityki społecznej i zatrudnienia. Tak więc z ochroną środowiska za wiele wspólnego w przeszłości nie miał.



 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator