Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 05/2009

Żaden kraj nie jest niewrażliwy na ceny ropy...


Uzależnienie

Spadek cen ropy spowodowany światowym kryzysem to dla polskiej gospodarki doskonała wiadomość. Dzięki niemu rząd nie musi zastanawiać się, co począć z drożejącymi paliwami – jednym z głównych czynników nakręcających spiralę inflacji. Sporo zarobią też nasze koncerny naftowe. Tańsze paliwo to większa marża i obroty, a tym samym i zysk. Podobnie rzecz ma się z ajentami i właścicielami stacji benzynowych. Po nienajlepszym okresie ostatnich kilkunastu miesięcy, teraz nie mają powodu, by narzekać.

Prawdziwymi beneficjentami tego stanu rzeczy jesteśmy jednak my wszyscy: klienci tankujący baki samochodów, płacąc za to rachunek przy kasie o kilkanaście procent mniejszy niż rok temu. To, co nas cieszy, innych przyprawia o ból głowy. Zgoła odmienne nastroje, niż w Polsce, panują w Rosji. Tu tania ropa to przekleństwo i niepewność jutra.

*


Rosja leży na ropie i gazie. To jej potężny atut a zarazem i fatum. W czasach koniunktury, gdy gospodarka globalna rozwija się w szybkim tempie, zyskuje na tym krocie. Zupełnie odmiennie sprawy się mają, kiedy nadchodzą „lata chude”. Tak jest i było zawsze, niewiele też wskazuje, aby cokolwiek w tej materii zmienić się miało w najbliższej przyszłości.

ZSRR vs „siostry”

Po raz pierwszy spadek cen ropy naftowej uderzył jeszcze w gospodarkę radziecką w czasach N. Chruszczowa w latach 1960-1961. Wtedy też w świecie odczuwalna była wyraźna nadprodukcja naftowa, co zresztą w niemałej mierze było zasługą również Kraju Rad. Nie było to, co prawda, wydobycie choćby zbliżone do obecnych 10 mln baryłek dziennie, jakim poszczycić się może Federacja Rosyjska. Niemniej, kiedy w 1959 roku przekroczyło 2,6 mln, ZSRR wysunął się na drugie miejsce wśród państw producentów. Na pierwszym niepodzielnie od drugiej dekady XX wieku plasowały się Stany Zjednoczone. Amerykanie wydobywali wówczas prawie 7 mln baryłek. Kolejne miejsca w tym rankingu zajmowała Wenezuela z 2 mln i Kuwejt z 1,3 mln baryłek dziennie.
Wejście do ścisłej czołówki producentów było wynikiem nagłego wzrostu wydobycia w trzech poprzednich latach, kiedy to corocznie powiększało się ono w ZSRR o 15%. Dzięki temu komunistyczne mocarstwo skutecznie mogło zwiększać eksport do państw Europy Zachodniej. Radziecką ropę kupowano we Włoszech, Belgii, Austrii i Francji. Zaopatrywała się w nią nawet Norwegia, nie wydobywająca jeszcze wtedy własnego surowca z Morza Północnego. Złoże Statfjord, które stanie się podwaliną norweskiego imperium naftowego odkryte zostanie dopiero na początku lat siedemdziesiątych.
Pojawienie się radzieckiej ropy na Zachodzie było swoistą rewolucją i wprowadziło niemały ferment na rynkach naftowych. Dotąd niepodzielnie dominował tu syndykat „siedmiu sióstr”, który tworzyły kompanie naftowe: Standard Oil of New Jersey, Anglo-Iranian Oil Company, Standard Oil Co. of New York, Gulf Oil, Royal Dutch Shell, Standard Oil of California i Texaco. To one sprawowały pieczę nad niemal całym ówczesnym handlem ropą i jej produktami w krajach z drugiej strony żelaznej kurtyny. Przeszło 2/3 całego światowego wydobycia i handlu ropą i jej produktami należało do pięciu amerykańskich spółek, a pozostała 1/3 do dwóch brytyjskich i francuskiej French Company of Petroleums.
Ich przedstawiciele nie raz żalili się na zaostrzającą konkurencję ze strony ZSRR. Władze radzieckie zachowały się w walce z konkurencją z dużą determinacją. Nikita Chruszczow w rozmowach z rządem Finlandii powiedział wprost: żadne państwo kapitalistyczne, choćby nie wiem jak zaniżało ceny, nie jest w stanie sprzedać temu państwu ropy taniej niż ZSRR. W istocie rzeczy proponowane przezeń stawki dla wywożonego na Zachód surowca były znacząco niższe od obowiązujących wówczas na giełdach. Kierowaną tam ofertę na bieżąco korygowano, dostosowując ją do zmieniającej się sytuacji. Nierzadko zresztą, wychodząc naprzeciw istniejącemu trendowi, obniżano ceny, nim te zdążyły spaść do takiego poziomu. Mimowolnie stymulowało to dalsze obniżki notowań surowca. W wewnętrznych radzieckich statystykach widać, jak średnia cena za eksportowaną ropę wynosiła w 1959 roku 15,94 rubla transferowego za tonę, w 1960 roku już jedynie 13,92 a w 1961 roku 12,37 rubla.
Rezydentom Kremla wyraźnie nie przeszkadzały różnice ideologiczne, gdy stawką była twarda waluta. Zaniżanie dotknęło przede wszystkim eksportu ropy dla państw kapitalistycznych, gdzie i tak była ona sprzedawana taniej, niż wynikałoby to z obowiązujących na rynku cen. Na przykład do wspomnianej Finlandii w 1959 roku sprzedawano ją po 11,52 transferowego rubla za tonę, a w 1961 roku po 9,86. Do Włoch w 1959 roku sprzedawano ropę również po 11,52 rubla za tonę, ale już w 1961 roku zaledwie po 8,58. W tym samym czasie Czechosłowacja otrzymywała radziecką ropę w 1959 roku po 20,89 rubla, a dwa lata później w 1961 roku po 20,82 rubla za tonę.
Sprzedaż po zawyżonych taryfach dla bratnich państw bloku wschodniego nie była w stanie zrekompensować strat, a precyzyjniej, braku spodziewanego zysku z powodu ciągłej przeceny na początku lat sześćdziesiątych. Choć sami obywatele radzieccy nie za bardzo interesowali się światowymi cenami surowca, te nie pozostały bynajmniej bez wpływu na ich życie. W kasie państwowej świeciło pustkami. Wkrótce, bo już w 1962, wprowadzono znaczące podwyżki cen na podstawowe artykuły żywnościowe: mięso, masło etc. Jeszcze przed końcem 1961 roku oficjalnie zakomunikowano o braku środków dla rozpoczętych inwestycji budowlanych i w 1962 roku nie zaplanowano żadnego nowego obiektu. Choć nadal problemy z zaopatrzeniem w żywność i podstawowe towary konsumpcyjne z początku lat sześćdziesiątych tak w ZSRR jak zresztą i w Polsce rzadko jednak łączy się z spadkami cen naftowych na świecie.

Nowy gracz

ZSRR nie był jedynym, który ucierpiał w wyniku spadku kursu naftowej baryłki. Na szwank wystawione zostały interesy „siedmiu sióstr” i to w dwójnasób. Kompanie, pragnąc poprawić swe wyniki ekonomiczne i zniwelować skutki przeceny surowca na światowych rynkach, usiłowały ciąć koszty własne. Skończyło się to dla nich fatalnie. W Iraku, po rewolucji, republikański rząd przystąpił do renegocjacji umów koncesyjnych i nie był w tym odosobniony. W latach 1959–1960 niższe ceny ropy, jaką wydobywały w Wenezueli i w państwach Bliskiego Wschodu, początkowo o pół dolara, co jednak równoznaczne było wtedy z 30-procentową obniżką, a następnie doprowadzenie cen nawet do poziomu dolara za baryłkę dotkliwie odczuły gospodarki państw, z których pochodził surowiec. W geście samoobrony zjednoczyły się i zawarły na szczeblu rządowym porozumienie miedzy sobą.
Gdy we wrześniu 1960 roku w Bagdadzie pięć państw – Irak, Iran, Kuwejt, Arabia Saudyjska i Wenezuela – powołało do życia Organizację Państw Eksporterów Ropy, światowe media co najwyżej nadmieniły o wydarzeniu, nie przywiązując do niego większej wagi. Niewielu też wierzyło w powodzenie całego przedsięwzięcia. Był to kolejny błąd, społeczeństwa zachodnie boleśnie przekonały się o tym podczas kryzysu energetycznego w 1973 roku. Odtąd też naftowy kartel wzmocniony kolejnymi krajami członkowskimi dyktował warunki na rynkach paliw, stopniowo przejmując rolę przypisaną wcześniej największym kompaniom. Podczas pierwszego szczytu OPEC mającego miejsce w marcu 1975 roku w Algierze gospodarz – prezydent Algierii Huari Bumedien – uroczyście zakomunikował:
Ropa naftowa nie jest jedynie paliwem, lecz źródłem samego życia. Kraje produkujące naftę muszą stać się awangardą odrodzenia [...] czynnikiem umożliwiającym wprowadzenie nowego systemu sprawiedliwości na świecie.
Słowa – przesłanie odnosiły się bezpośrednio do posiadających bogate zasoby naftowe krajów Trzeciego Świata. Niestety kontekst deklaracji miał znacznie bardziej uniwersalny charakter. Nie zawężał się terytorialnie do państw obradujących podczas algierskiego szczytu. To nie one były też prekursorem realizacji programu, jak to określił H Bumedien, wprowadzania nowego systemu sprawiedliwości na świecie. Tu palmę pierwszeństwa od dziesięcioleci niezmiennie dzierżył Związek Radziecki.

Naftowa broń

Niebagatelny wpływ na podjętą w 1973 roku decyzję OPEC miały partykularne interesy państw członkowskich, które dostrzegły w zaistniałej sytuacji okazję do zwielokrotnienia zysków, osiąganych nie tylko z tytułu sprzedaży po wyższych cenach surowca ale też, jak to uczynił Irak, z przejęcia udziałów i nacjonalizacji znajdujących się tam amerykańskich i holenderskich koncernów naftowych. Polityczny cel embarga nie został osiągnięty, a kontynuowanie go po niespełna pięciu miesiącach postawiło pod znakiem zapytania dalsze istnienie organizacji. Nałożone na zachodnich sojuszników Izraela sankcje OPEC nawet nie spowodowały, jak przyjęto powszechnie uważać, skokowej podwyżki cen ropy. Stanowiły jedynie dogodną okoliczność do jej wprowadzenia, decyzję w tej sprawie członkowie OPEC podjęli bowiem znacznie wcześniej, nim doszło do zbrojnych walk w wojnie Jom Kippur.
Embargo okazało się zresztą zupełnie nieskuteczne i to bynajmniej nie z powodu wyłomu, jaki uczynił Iran. Francja zajmująca przychylne państwom arabskim stanowisko odczuła skutki paliwowej zapaści znacznie dotkliwiej niż Stany Zjednoczone, będące głównym obiektem wprowadzonych restrykcji. Podaż ropy na amerykańskim rynku w lutym 1974 roku, a więc w miesiącu uznawanym za ekstremalny, najtrudniejszy okres kryzysu naftowego, spadła zaledwie o nieco ponad 5% w stosunku do pierwszych trzech kwartałów poprzedniego roku. Istniało kilka powodów tego stanu rzeczy, jak choćby błędna strategia ekonomiczna, polegająca na wstrzymaniu dostaw do największego odbiorcy przy niezmienionym niemal wydobyciu etc. Jednak to nie ona zadecydowała o fiasku całego przedsięwzięcia. Stany Zjednoczone uporały się z podziwu godną łatwością z problemami zaopatrzenia w ropę głównie za sprawą posiadania własnych zasobów naftowych i możliwości natychmiastowego zwiększenia wydobycia krajowego surowca do poziomu zaspokajającego niemal 65% potrzeb, a import brakujących 35% nie nastręczał żadnych trudności. Atutem był tu zarówno brak jedności wśród państw OPEC z wyłamującym się z embarga Iranem, jak i samo położenie geopolityczne, nie tylko predestynujące, ale wręcz wymuszające dywersyfikację dostaw ropy, oraz, rzecz jasna, zasobność amerykańskiego portfela.
Wszystko jednak do czasu. Rewolucja i obalenie monarchii w Iranie doprowadziły do niemałego zamieszania na rynkach naftowych. Na początku lat osiemdziesiątych zapanowało tu niezwykłe napięcie. Choć w świecie sukcesywnie rosła nadprodukcja ropy, ceny surowca pięły się w górę. Było to skutkiem bardzo niefrasobliwej polityki prowadzonej przez ekipę prezydenta Jimmy’ego Cartera w regionie Bliskiego i Środkowego Wschodu. Będącą swoistym synkretyzmem szczytnych ideałów, antyradzieckiej postawy zimnowojennej i totalnej ignorancji panujących na tych obszarach realiów, doprowadziła nie tylko do całkowitego wyrugowania amerykańskich wpływów z szerokiego pasa od Afganistanu przez Iran, Irak po Syrię nad Morzem Śródziemnym, ale też do permanentnej destabilizacji całego regionu, w wyniku czego ceny ropy sięgnęły najwyższego po dzień dzisiejszy pułapu. W 1981 roku baryłka ropy kosztowała od 35 do 40 USD, co przy uwzględnieniu inflacji, biorąc pod uwagę rzeczywistą wartość nabywczą amerykańskiej waluty, odpowiadało obecnym 90 do 103 USD. Taki stan rzeczy bardzo boleśnie odczuwała nawet najpotężniejsza na świecie gospodarka Stanów Zjednoczonych. Supermocarstwo zmuszone zostało wówczas do ograniczenia swego importu z niemal ośmiu milionów baryłek dziennie w 1979 roku do około pięciu i pół miliona. Według analiz zawartych w raportach amerykańskiego Departamentu Skarbu w 1981 roku idealna cena ropy pozwalająca Stanom Zjednoczonym na ożywienie gospodarki i wyhamowanie inflacji powinna oscylować wokół dwudziestu dolarów za baryłkę, tymczasem była ona niemal dwukrotnie wyższa.
Stąd też jednym z priorytetów prezydentury R. Reagana stało się obniżenie cen surowców energetycznych. Osiągnięcie tego celu zgodnie z sugestiami zawartymi w podsumowaniu wspomnianego raportu Departamentu Skarbu miało przynieść znaczną korzyść całemu narodowi. Wstępnym efektem byłby zasadniczy transfer dochodów od zagranicznych producentów do amerykańskich użytkowników ropy. Oznaczałoby to bezwzględny wzrost amerykańskiego dochodu i siły nabywczej. W wypowiedziach przedstawicieli ówczesnej administracji waszyngtońskiej kwestia konieczności zduszenia cen ropy i gazu pojawiała się przy każdej możliwej okazji. Nawet nie zajmujący się problematyką gospodarczą sekretarz obrony Caspar Weinberger namawiał do podjęcia zdecydowanych działań w tym kierunku. Niższe ceny ropy – zgodnie z jego słowami – równały się praktycznie obniżeniu podatków.
Zaangażowanie Weinbergera w kwestie typowo ekonomiczne nie było przypadkowe. Niewątpliwym beneficjantem utrzymywania się wysokich cen surowców energetycznych był Kreml, dla którego sprzedaż ropy naftowej i gazu stanowiła podstawowe źródło pozyskania dewiz. Każdy dolar w cenie baryłki dla Związku Radzieckiego eksportującego ich dziennie w 1981 roku przeszło trzy miliony trzysta tysięcy oznaczał miliard dolarów dochodu w skali rocznej. Ronald Reagan – zdaniem członka Rady Bezpieczeństwa Narodowego Billy’ego Clarka – zdawał sobie w pełni sprawę, że eksport energii jest podstawowym składnikiem corocznych dochodów Moskwy w twardej walucie.
Dokonanie przebudowy zastanych realiów światowego handlu surowcami energetycznymi było dla administracji R. Reagana kwestią pierwszorzędnej wagi. Stanowiło wstępny i niezbędny do spełnienia cel, od którego realizacji zależała cała dalsza skuteczność działań politycznych i gospodarczych.

Trudne lata Gorbaczowowskie

Wysokie ceny ropy na światowych giełdach wyraźnie służyły Kremlowi. Głównie dzięki nim skutecznie tuszował niewydolność gospodarki. W rezultacie społeczeństwo radzieckie mimo fatalnych wyników makroekonomicznych kontentowało się lepszym niż kiedykolwiek wcześniej zaopatrzeniem sklepów, gdzie towary z importu nie stanowiły już rzadkości. Wszystko jednak do czasu. W 1986 roku miał miejsce zupełnie katastrofalny z punktu widzenia gospodarki radzieckiej spadek cen. W ciągu roku obniżyły się one niemal dwukrotnie. Na początku tego roku za baryłkę ropy płacono 27 USD, a w połowie już tylko 11 USD. Choć faktycznie ropa taniała już od 1981 roku, roczna przecena surowca w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych nie przekraczała kilku procent. Biorąc pod uwagę umacnianie się wówczas dolara w stosunku do pozostałych walut, traktowano trend jako naturalną korektę kursową.
Był to błąd. Gros odpowiedzialności za spadki przypisać należało toczącej się wojnie irańsko – irackiej. Konflikt zmuszał walczące strony, a także zagrożone możliwością eskalacji toczącej się wojny kraje regionu do ciągłego zwiększania wydobycia ropy celem zdobycia środków na zakup broni. W 1986 roku nadwyżka podaży nad popytem zachwiała do końca rynkami naftowymi. Po części przyczynił się do tego i sam OPEC oraz niekonsekwentna postawa jego członków. Kartel, przysłowiowo czując pismo nosem, wprowadził po raz pierwszy w 1981 roku limity produkcji. W marcu 1982 roku wydobycie to ograniczono oficjalnie do 17,5 mln baryłek dziennie. To niewiele zmieniło. Poszczególne państwa nie trzymały się bowiem ustaleń ilościowych. Przodowały w tym procederze Iran i Irak. Pogrążone w wojnie państwa nie baczyły na żadne ograniczenia.
W 1983 roku OPEC zmuszony był do dalszych cięć, orientując się na poziom 29 USD za baryłkę. Gdy w 1986 roku doszło dodatkowo do wojny cenowej miedzy producentami zrzeszonymi w OPEC i państwami nie należącymi do niego, kurs baryłki poszybował w dół. Na domiar złego 7 lipca doszło do drastycznej silnej przeceny akcji w Stanach Zjednoczonych. Krzywe indeksów giełdowych, które dotąd szybko pięły się w górę, teraz zaczęły opadać w błyskawicznym tempie. Rozczarowani inwestorzy lokujący wcześniej środki także w surowce, nie czekając na dalszy bieg zdarzeń, realizując zyski i chroniąc się przed stratami, wycofywali swój kapitał, co tylko jeszcze bardziej wzmocniło trend spadkowy.
Dla ZSRR będącego w tym czasie największym producentem a zarazem i dostawcą ropy w świecie katastrofalne skutki naftowej dekoniunktury dały o sobie znać niemal natychmiast. Sklepowe półki pustoszały z dnia na dzień. Znikało z nich absolutnie wszystko bez wyjątku. Niektóre artykuły spożywcze czy dotąd powszechnie dostępne towary pierwszej potrzeby jak papier toaletowy, stopniowo uchodzić zaczęły za luksusowe. Kryzys dawał się tak mocno we znaki, iż lata siedemdziesiąte zdawały się mieszkańcom Związku Radzieckiego czasem dostatku i obfitości. Rosły w zastraszającym tempie zobowiązania ZSRR wobec Zachodu. Obsługa długu zagranicznego pochłaniała niemal wszystkie wpływy eksportowe a i tak starczało jedynie na regulację odsetek od „starych” kredytów. Coraz powszechniejsze stawało się przekonanie o braku szans na spłatę wierzycieli a wraz z nim obumierała nadzieja obywateli na poprawę warunków bytowych.
Podobnie jak w latach sześćdziesiątych kierownictwo partyjne grało na zwłokę. Przywódcy starali się zyskać na czasie, tworząc celem odwrócenia uwagi społeczeństwa od rzeczywistych problemów parawany w postaci walki z alkoholizmem etc. Zabiegi te niczego jednak w kondycji gospodarczej nie zmieniały. W rezultacie państwo tego kryzysu wywołanego spadkiem cen ropy nie wytrzymało i ZSRR, po kilku latach agonii, runął odchodząc do kart historii.

Nowe państwo, stare kłopoty

Na swoje nieszczęście Federacja Rosyjska w sukcesji po ZSRR, choć nic jej do tego nie obligowało, przejęła również to, czego posiąść dla swego dobra nigdy nie powinna, – gospodarcze uzależnienie od eksportu ropy. Na katastrofalne skutki tego dziedzictwa nie trzeba było długo czekać. W 1998 roku na rynkach naftowych znów zapanowała niepewność. Światowe ceny surowca ponownie dwukrotnie obniżyły swą wartość. W październiku 1997 roku za baryłkę na WTI można było otrzymać 22 USD, a w końcu 1998 roku już tylko 11 USD. Inwestorów i spekulantów z całego świata najzwyczajniej wystraszył wschodnioazjatycki kryzys finansowy, podczas którego tzw. „tygrysy wschodu” – najszybciej rozwijające się gospodarki regionu – nie miały, czym spłacić swych krótkoterminowych zobowiązań. Zmuszone zostały do rezygnacji z jednolitego kursu walut.
Zjawisko to nie ominęło także Federacji Rosyjskiej. Spadek cen ropy spowodował także i tu „default” na wspomniane wierzytelności. Wstrząsy na raczkującym miejscowym rynku papierów wartościowych pociągnął za sobą krach równie młodego i znajdującego się w fazie wczesnego rozwoju systemu bankowego, podkopując całkowicie zaufanie do niego w społeczeństwie. Śledząc z napięciem gwałtowny spadek kursu rubla wobec dolara, rosyjscy obywatele mieli po raz pierwszy okazję przekonać się na własnej skórze o globalnym charakterze gospodarki. Skończyło się, podobnie jak w pozostałych państwach, na odejściu od jednolitego kursu rubla.
Od tamtych dni minęła dekada. W tym czasie ceny zdążyły poszybować do niebotycznych poziomów, przekraczając najpierw pułap 100 USD a następnie osiągając 147 USD za baryłkę podczas notowań na WTI. Systematyczny wzrost notowań ropy, szczególnie silny po 2003 roku, przyniósł poprawę kondycji gospodarczej kraju. Moskwa i Petersburg przeistoczyły się w jeden wielki plac budowy. Zmienił się też nie do poznania krajobraz innych miast. Sceptyczne nastawione do zbędnych wydatków i przyzwyczajone do surowego reżymu trzymania budżetów domowych społeczeństwo rosyjskie z wolna poddawało się urokowi konsumpcjonistycznego stylu życia. Coraz częściej miast, jak dotąd, odkładać nadwyżki przychodów na cięższe czasy, obywatele koncentrowali się na dniu teraźniejszym. Rosła sprzedaż towarów na kredyt, a z miesiąca na miesiąc przybywało użytkowników kart kredytowych. Poczucie stabilnego jutra, optymizm co do przyszłości stały się widocznym symptomem postępującej stabilizacji. Obecny kryzys postawił jednak ogromny znak zapytania nad jej perspektywami. Począwszy od połowy lipca 2008 roku ropa na światowych giełdach ponownie zaczęła raptownie tanieć. Pod koniec ubiegłego roku spadła do nie notowanego od pięciu lat poziomu trzydziestu paru dolarów za baryłkę. W dniu 30 grudnia baryłkę Brent w transakcjach spotowych można było kupić poniżej 34 USD.
Rekiny giełdowej finansjery tłumaczą to przeniesieniem się kryzysu na rynki azjatyckich państw o najszybszym wzroście gospodarczym, które zarazem są też najbardziej dynamicznie rozwijającymi się rynkami zbytu dla ropy i jej produktów.
Wyjaśnienia te znajdują swe potwierdzenie w analogicznych przykładach z roku 1998, kiedy wszyscy liczyli na to, że wstrząsy w podstawach finansowo–walutowego kryzysu państw azjatyckich nie przeniesie się na rynek naftowy. Wielu inwestorów i spekulantów giełdowych spodziewało się, że w warunkach finansowego kryzysu, kiedy to indeks Dow Jones zanurkował nie tylko poniżej psychologicznej granicy w 10000 punktów, ale też później przekroczył, co wydawało się wręcz niemożliwe, pułap 8000 punktów, bezpieczniej będzie ulokować uwolnione środki w inne instrumenty rynkowe. Stało się zupełnie inaczej. Kontrakty terminowe na ropę będące takimi samymi instrumentami finansowymi, jak akcje czy tez obligacje, zachowały się podobnie do przecenionych papierów wartościowych.
W rezultacie większość z nich również podjęła decyzję o wyprzedaży naftowych kontraktów terminowych, które stały się kolejna rubieżą, przełamując psychologiczną barierę. Warto przy tym zauważyć, iż spadkom cen kontraktów terminowych na ropę niejednokrotnie towarzyszyła zwyżka cen samego surowca. Gracze, co warto podkreślić, bez ogródek tłumaczyli to potrzebami krótkoterminowej gry spekulacyjnej na zaniżenie ceny. Wychodzili z założenia opartego na przeświadczeniu, jeśli ropa tanieje, to dalej będzie się działo tak samo. Ich prognozy się szybko sprawdziły na zasadzie samonapędzającego się proroctwa.
W czasach panującego obecnie kryzysu finansowego utrzymująca się na niezmiennie niskim poziomie cena ropy naftowej stanowi dla państwa rosyjskiego niezwykle groźne zjawisko. Jeszcze w sierpniu ubiegłego roku, kiedy to kurs baryłki osunął się poniżej poziomu 90 USD, indeksy RTS padły o przeszło 19%, co oznaczało spadek w porównaniu z majowym pułapem o niemal 65%. Inwestorzy i spekulanci obecni na moskiewskiej giełdzie masowo zaczęli wyzbywać się akcji rosyjskich przedsiębiorstw. Był to widomy znak postrzegania przez nich przemysłu naftowego jako kluczowego sektora determinującego tempo rozwoju rosyjskiej gospodarki, a spadki cen tego surowca niczego dobrego nie wróżyły jej w przyszłości.
W gronie analityków i ekspertów pojawiły się ostrzegawcze głosy, iż długotrwałego spadku cen rosyjski budżet może po prostu nie wytrzymać. Pozostają one w sprzeczności z deklaracjami i zapewnienia władz, zgodnie z którymi utworzony w czasie naftowej prosperity fundusz stabilizacyjny powinien zrównoważyć mniejsze wpływy z tytułu sprzedaży ropy i gazu przy zachowaniu na niezmienionym poziomie wydatków budżetowych. Póki co obietnice te są realizowane, przynajmniej oficjalnie.
Może być to postrzegane jako swoiste novum. Dotąd władze rosyjskie działały bowiem bardzo schematycznie, zgodnie z mechanizmem: drożeje ropa, to i rosną wydatki budżetu. Ponoć pieniędzy wystarczy, choć co do tego zdania, jak wspomniano, są podzielone. Gdyby ziścił się czarny scenariusz i naftowa przecena miałaby trwały charakter, czyli w 2009 roku określany przez rosyjskich polityków sfery rządowej mianem uczciwego poziom 90 USD za baryłkę nie został przywrócony, to kolejny budżet Federacji będzie z pewnością nie współmiernie skromniejszy niż obecny. Oznaczać będzie to rezygnacje z finansowania niezbędnych już w tej chwili inwestycji i odłożenie ich na bliżej nieokreśloną przyszłość. W przypadku sektora energetycznego, gdzie potrzeby związane choćby tylko z modernizacją i rozbudową istniejącej infrastruktury zdają się już w tej chwili niemal nieograniczone, może to oznaczać trwały paraliż branży sektora rzutujący na rozwój gospodarki państwowej.
Obywatele rosyjscy już najwyraźniej zrozumieli znaczenie globalnych powiązań w gospodarce. Choć rozmowy o indeksie Dow Jones ich jeszcze nie emocjonują i pewnie szybko się to nie zmieni, to jednak spadek cen ropy na światowych giełdach nie jest już dla nich tematem obojętnym. Nie brak w tym pewnego historycznego myślenia, opartego na doświadczeniu wyniesionym z lat minionych, gdy przecena ropy w świecie zwiastowała nastanie trudnych czasów.




 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator