Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 11/2006

Nie będziemy świętować bez przerwy


Rozmowa z Januszem Niedźwieckim, prezesem APATOR SA

- Panie Prezesie! Interesuje mnie niedawno przeprowadzony tzw. split akcji „Apatora”. Proszę powiedzieć, na czym polegał i jaka jest korzyść z bycia spółką giełdową w przypadku kierowanej przez Pana Grupy?

- Weszliśmy na giełdę 10 lat temu i wtedy była to nobilitacja. Teraz coraz więcej firm decyduje się na pozyskanie w ten sposób kapitału na inwestycje. Zdarzają się firmy, które nie zasługują na miano publicznych. Ale – mimo niechlubnych wyjątków – ciągle jest tak, że spółka, która jest na giełdzie, jest dobrą spółką. Marketingowo to nam bardzo pomaga.

Wracając do splitu... Przed splitem mieliśmy ok. 3200 tys. akcji. Akcje kosztowały przed splitem w szczycie ponad 250 zł, a tuż przed splitem były na poziomie ok. 230 zł. Spotykając się z analitykami funduszy inwestycyjnych, pytałem zawsze, co oni o tym sądzą, czy podział akcji miałby sens. Łatwiej podejmuje się decyzję zakupu akcji, które kosztują 20 zł niż 200 zł. Z punktu widzenia kapitałowego nie ma to większego znaczenia, no ale tak to już jest że aspekt psychologiczny odgrywa pewną rolę w decyzjach zakupowych.. To był jeden z powodów, dla którego zdecydowaliśmy się spróbować tzw. „free flood” czyli udrożnić obrót naszymi akcjami. Drugi powód był taki, że chodziło o zwiększenie płynności. W tej chwili mamy 35 mln akcji po 26 zł. Zobaczymy, co będzie dalej.

- Od kwietnia zaczniecie obchodzić jubileusze...

- Powodów do obchodzenia jubileuszu mamy kilka. W kwietniu minie 10 lat jak weszliśmy na giełdę. W ciągu dwóch najbliższych lat wypadają nam jeszcze trzy inne jubileusze (60-lecie istnienia przedsiębiorstwa w 2009 r. – przyp. red.). Pewnie postaramy się zorganizować kilka spotkań z klientami, ale nie zamierzamy świętować cały czas.

- Grupa Apator stale się rozrasta. Co rusz słyszymy o kolejnych przedsiębiorstwach, przyłączanych do Grupy. Jest Pan w stanie wymienić z pamięci wszystkie spółki z Grupy Apator?

- Oczywiście.

- To ma Pan dobrą pamięć...

- To może spróbujmy. Oczywiście matka Apator S.A. Potem wg ważności jest „Pafal”, który był pierwszą firmą, jaką przejęliśmy. Jest to spółka teraz najważniejsza, gdyż ma największe - zaraz po matce - obroty. Potem jest „Apator Mining”, spółka już dość dawno stworzona przez nas. Następnie „Apator Metrix” – trzecia przejęta przez nas firma, producent gazomierzy, „Apator Control” – spółka zlokalizowana w Toruniu, też od dawna w rodzinie. Dalej „Apator KFAP” z Krakowa – nieduża firma, przejęta prawie 2 lata temu. I dwie zagraniczne spółki: „Apator Elektro” z Moskwy i „Apator GmbH – w Niemczech, zupełnie nowa, nieznana, jest w trakcie rejestracji.

- Ta ostatnia spółka jest zwieńczeniem Waszych wieloletnich prób wejścia na rynek niemiecki...

- Może to nie zwieńczenie, ale dobry początek. Dotychczasowe próby wychodziły nam różnie i uznaliśmy, że spróbujemy tym razem inaczej. Tam zarejestrowaliśmy spółkę. Współpracujemy blisko z firmą niemiecką, produkującą liczniki przedpłatowe i tak naprawdę od tego zaczynamy. Chcemy wprowadzić nasze liczniki na rynek niemiecki.

- W pierwszych latach Państwa bycia na giełdzie, zapadliście się w sobie, zmniejszyliście zatrudnienie, sprzedaliście część gruntów dawnego „Apatora”. Po przejęciu „Pafalu” rozmawialiśmy, że jest tam jeszcze wiele do zrobienia, jeżeli chodzi o zmiany nie tylko restrukturyzacyjne, ale również mentalne. Ile już zostało zrobione?

- Myśmy rozmawiali jakieś dwa lata temu i od tego czasu bardzo dużo się zmieniło. Przetrenowaliśmy na sobie wszelkie trudne, radykalne decyzje, związane z restrukturyzacją wszelkich składników majątkowych, zatrudnienia, zmiany mentalności. To wszystko najpierw przećwiczyliśmy na sobie w Toruniu i - w związku z tym - było już nam łatwiej, nie musieliśmy się zastanawiać, co robimy, tylko wchodziliśmy już z gotowym know-how. W „Pafalu” rzeczywiście ten proces był trudniejszy niż gdzie indziej, dlatego że była to największa spółka z tych przejmowanych, była ona w trudnej sytuacji ekonomicznej, podejmowano nie do końca trafne decyzje kadrowe. Teraz, przy końcu procesu restrukturyzacji, spółka przynosi co miesiąc zysk. Stała się przewidywalna. Wszystko zmierza do szczęśliwego zakończenia, mimo że rynek nam tego wcale nie ułatwia. W trakcie tego „sprzątania” ceny liczników spadły 50% albo i lepiej. Musieliśmy gonić ceny podejmując działania ograniczające koszty wytwarzania. Tak jak już powiedziałem, wszystko robimy dokładnie tak, jak w Toruniu. Dotyczy to „Pafalu”, „Metrixu”, również krakowskiego „KFAP-u”, choć w tym przypadku może mniej, gdyż firma ta nie jest obarczona jakimś dużym majątkiem.

- Skory problemy w Grupie się kończą, to pewnie rozglądacie się za kolejną firmą...

- Faktycznie rozglądamy się już za kolejnymi spółkami.

- Trochę naiwnie zapytam, za jakimi spółkami?

- Tak otwarcie nie mogę na ten temat mówić. Powszechnie wiadomo, że myślimy o producencie wodomierzy. Nie jest to rynek, w którym jest wielu graczy w Polsce, więc tak naprawdę wiadomo, o jakich spółkach myślimy.

- Czyli są to akwizycje cały czas z zakresu aparatury pomiarowej?

- Nasza strategia jest czytelna i konsekwentnie realizowana. Chcemy produkować wszystkie liczniki, które są w każdym mieszkaniu. W tej chwili dużo czasu poświęcamy na infrastrukturę zdalnego odczytu. Od czasu naszej ostatniej rozmowy pojawiły się już gazomierze przedpłatowe, ciepłomierze przedpłatowe. Konsekwentnie realizujemy to co założyliśmy.

- Gdyby przyszło Panu zaprezentować Grupę w krótkich słowach tzn. powiedzieć, czego producentem jest dziś Grupa Apator, to jakie najbardziej sztandarowe produkty by Pan wymienił?

- Przede wszystkim są to dwie grupy, dwa segmenty rynku. Ten podstawowy i najważniejszy dla nas segment to aparatura pomiarowa i liczniki energii elektrycznej. Ich produkujemy najwięcej, prawie 900 tys. rocznie. Potem na pewno gazomierze. Musimy się zbliżyć w tym roku do 300 tys. sztuk. Dalej ciepłomierze, których sprzedajemy ok. 20 tys. rocznie. Drugi segment to aparatura łącznikowa. Może mniej ją widać marketingowo bo liczniki są bardziej nośne medialnie. Niemniej jednak osiągnięcia kolegów zajmujących się sprzedażą naszych rozłączników i ograniczników są nadspodziewanie dobre. Jeżeli chodzi o rozłączniki, to mamy od lat ofertę ułożoną, z tym, że wprowadzamy ciągle nowe generacje. Wymienimy całą aparaturę łącznikową w tym i w przyszłym roku. Wszystko będzie nowe, ładniejsze, tańsze. Nasi konstruktorzy cały czas nad tym pilnie pracują. Są to nasze autorskie, opatentowane rozwiązania. Widać, że trafiają w rynek, ponieważ w tym roku sprzedano ponad 60 tys. „listew” - tak nazywamy nasze rozłączniki bezpiecznikowe listwowe. Są to ilości, które parę lat temu nawet nie przychodziły nam do głowy. Ograniczniki też zaliczamy do aparatury łącznikowej. To jest pewnie trochę nadużycie z naszej strony, ale po prostu ci sami ludzie się tym zajmują. To jest nowa dziedzina dla nas i dopiero próbujemy znaleźć swoje miejsce na tym rynku. Chcemy by z czasem aparatura przeciwprzepięciowa stała się naszym trzecim biznesem podstawowym. Jak Pan zapewne zauważył bardzo szybko poszerzamy naszą ofertę w tym zakresie. Gdy mówimy o aparaturze łącznikowej, to chciałbym podkreślić, że bardzo szybko rośnie jej eksport.

- Jeśli mówimy o eksporcie... Wydaje mi się, że 900 tys. liczników energii elektrycznej rocznie nie jest do wchłonięcia przez polski rynek. Pewnie tu też jest jakaś znacząca część eksportowana. Jak to wygląda procentowo?

- Zdecydowanie tak. W zeszłym roku - jako Grupa - sprzedaliśmy na eksport wyrobów za 50 mln zł i to stanowiło ok. 18% naszych przychodów. W tym roku założenie jest takie, żeby to było przynajmniej 22% z 300 tys. liczników - za 70 mln zł. Ilościowo sprzedajemy na eksport ok. 350 tys. liczników rocznie.

- Reszta „ląduje” w kraju. Proszę powiedzieć, skoro do liberalizacji rynku energii - przynajmniej formalnie - zostało nam niewiele czasu, to czy gdyby pojawiło się zapotrzebowanie, gdyby nie było możliwe użytkowanie starych typów liczników w sytuacji gdyby ktoś chciałby zostać Klientem korzystającym z prawa wyboru dostawcy, to czy jesteście Państwo w stanie technologicznie i wydolnościowo wyjść na rynek z urządzeniami pomiarowymi takimi, które umożliwiłyby godzinowe rozliczanie zużycia energii? Mam tu na myśli tych mniejszych Klientów, którzy już za niespełna rok (1 lipca 2007 r.) będą mieć prawo swobodnego wyboru dostawcy energii (możliwość korzystania z zasady TPA).

- Oczywiście że tak. Liberalizacja jest nieunikniona. Cały czas czekamy w Polsce by ona się wykrystalizowała, by weszły rozporządzenia do prawa energetycznego itp., żeby dokładnie było wiadomo, jak ona w Polsce będzie wykorzystywana, jak zadziała. Wtedy będziemy wiedzieć, co musimy w naszych licznikach dołożyć. Nie widzę tutaj zagrożenia, by TPA czy liberalizacja spowodowały jakiekolwiek problemy w sprzedaży.

- A otwarcie granic po wejściu Polski do Unii? Czy to wpłynęło na wzrost konkurencji na krajowym rynku? Czy teraz o wiele łatwiej jest Państwu działać na rynkach unijnych, czy też raczej stan ten powoduje, że na rynek polski łatwo wchodzą producenci z UE i „robią Wam konkurencję”?

- Nie poczuliśmy wejścia do Unii pod tym względem. Nasz rynek był zawsze otwarty i wszyscy liczący się zagraniczni producenci na polskim rynku są od lat i my konkurujemy z nimi. Tutaj nic się nie zmieniło. Natomiast czujemy to coraz bardziej, że łatwiej jest się w Europie poruszać. Sądzę, że zagrożenie idzie ze zupełnie innej strony. Mam na uwadze tutaj Daleki Wschód. To jest wspólne zagrożenie dla wszystkich europejskich firm.

- No ale przecież na tamte produkty są nakładane cła, ograniczenia importowe itp?

- Są, ale bardzo enigmatyczne. Ponadto są to sztucznie stworzone bariery które są łatwe do obejścia.

- A psychologicznego ograniczenia u klientów nie ma? Wydaje mi się, że nadal panuje opinia, iż produkty z Dalekiego Wschodu są może tanie, ale niskiej jakości...

- Jeszcze tak jest, ale nasi koledzy w Chinach też się uczą. Prawdę mówiąc ich wyroby są coraz lepsze.

- Czy zatem możemy mówić o realnej konkurencji, porównując produkt „Apatora” i podobny produkt np. z Chin?

- Jeżeli mówimy o liczniku „umiejącym” podobne rzeczy, to ta różnica nie jest duża. Natomiast dzisiaj jest tak, że cena jest dominującym parametrem większości przetargów i kontraktów. Jeśli zaś mówimy o naprawdę bardzo uproszczonych rozwiązaniach, to liczniki chińskie są nie do przebicia pod względem ceny. Trzeba jednak jak najwięcej mówić o sztucznie utrzymywanym niekorzystnym dla europejskich eksporterów kursie juana –chińskiej waluty

- Czuję, że chce Pan jeszcze dodać, że – mimo tego - liczniki „Apatora” są lepsze... Zgadłem?

- No pewnie! To my jesteśmy blisko naszych Klientów i my znamy lepiej europejskie i polskie realia rynkowe. Naszą siłą jest jakość wyrobów i ich nowoczesność, elastyczność i kompetencje techniczne. Największe wsparcie mamy u tych, którzy już nam zaufali.

- Dziękuję za rozmowę.

Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj

Zamów prenumeratę




 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator