Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 01/2007

Gazowy dyktat


Caspar Weinberger, zmarły w marcu ub. roku amerykański sekretarz obrony czasów prezydentury R. Reagana, napisał w połowie lat dziewięćdziesiątych książkę opublikowaną pod nienastręczającym wątpliwości co do treści tytułem „Następna wojna światowa”.

Konflikt militarny będący tu motywem przewodnim wybucha między innymi za sprawą Rosji, gdy wyposażona w nowy typ broni, pod wodzą ambitnego młodego przywódcy, scala dawne imperium radzieckie i, dokonując kolejnych agresji, odbudowuje swą wielkomocarstwową pozycję. Ta na wpół fantastyczna wizja sprzed lat dziś zaczyna nabierać realnych kształtów. Kreml realizuje ją przy pomocy ropy naftowej i gazu ziemnego – tradycyjnego oręża przetestowanego na Bliskim Wschodzie. Dziś jednak skuteczniejszego niż kiedykolwiek wcześniej i stale powiększającego swą siłę rażenia.

Ropa naftowa i gaz ziemny są niczym zesłane przez opatrzność dary, od wieków czekające głęboko w ukryciu na władcę świętej ziemi ruskiej, aby przywrócił im świetność – to nie jest jeszcze oficjalne stanowisko Cerkwi, ale ma szansę się nim niebawem stać. Nie jest to zresztą tak ważne, bo i tak dziś wiele osób w to wierzy, czekając z niecierpliwością na prawdziwe nadejście „trzeciego Rzymu”

Ku równości

Rok 2006 trudno uznać za przełomowy dla światowego rynku surowców energetycznych. Niewiele bowiem wniósł tu nowego, ale i na marazm nie sposób narzekać. Szczególnie dużo działo się w sektorze gazowym na obszarach Europy Środkowo–Wschodniej oraz na pograniczu Azji Środkowej w regionie kaspijskim i Zakaukaziu.

Niestety napływające stąd informacje nie były tymi, na które oczekiwalibyśmy ze szczególnym utęsknieniem. Głównym ich bohaterem była Rosja, a wiadomości oscylowały wokół podejmowanych przez nią zabiegów na rzecz ujednolicenia czy też standaryzacji cen sprzedawanego przez nią surowca. Opis tego procesu najwierniej oddawałby skądinąd okryty bardzo złą sławą niemiecki termin „gleichschaltung”, oznaczający „zrównanie”, choć w tym przypadku samoczynnie na usta ciska się inny termin, znacznie bardziej swojsko brzmiący i – co ważniejsze – zaadaptowany przez język polski – „urawniłowka”.

Mimowolne użycie go nasuwa złe skojarzenia, podobnie rzecz się ma z metodami postępowania rosyjskich koncernów energetycznych. Od pierwszych dni 2006 roku swą postawą dowodziły jednego: mając silne oparcie polityczne w Kremlu, nie muszą przebierać w środkach realizując swoje cele.

Ciepłolubni Ukraińcy

Konflikt z Ukrainą wisiał w powietrzu od czasu pomarańczowej rewolucji. Ówczesna porażka Janukowycza zdjęła z kraju polityczny parasol ochronny Kremla, a przejmujący władzę prozachodni obóz Juszczenki na względy tu nie mógł liczyć. W rezultacie nie było komu utemperować zapędów Gazpromu, a ten zażądał rynkowej ceny za sprzedawany Kijowowi surowiec, oferując zachowanie preferencyjnych cen dostaw w zamian za miejscową sieć rurociągów. O takim rozwiązaniu na Ukrainie nie chciano nawet słyszeć, odrzucając propozycje niejako z urzędu, zresztą nie spieszono się też z zaakceptowaniem nowych taryf. Opór uzasadniano koniecznością przestrzegania regulacji dotychczasowej umowy, niestety strona rosyjska zdawała się nieco odmiennie interpretować zawarte tu postanowienia w sprawie cen.

Nie minął rok, a gorączkę kijowskiego Majdanu zastąpił mieszkańcom okolic tego tak zasłużonego dla miejscowej demokracji placu przenikliwy ziąb ich niedogrzanych - z powodu wstrzymania rosyjskich dostaw gazu - domów. Zaradni Ukraińcy marznąć jednak nie zamierzali, wykorzystali atut kraju tranzytowego i wkrótce w rurach od krajów bałkańskich i Włoch - po austriackie przełęcze alpejskie spadło ciśnienie gazu. Skandal był zbyt wielki i procederu nie dało się kontynuować. Mocno też ucierpiała wiarygodność rosyjskich dostawców, bo to na nich w pierwszej kolejności posypały się gromy. Zawarto kompromis, Ukraina zachowała swoje magistrale gazowe, płacąc jedynie dwa razy więcej niż dotąd za otrzymywany gaz ziemny, co było sporym sukcesem. Spór załagodzono, ale go nie zakończono. Latem Gazprom ponownie zażądał wyższych cen. Nim doszło do eskalacji konfliktu, Janukowycz został premierem. Negocjacje nie trwały długo. W końcu października podpisano porozumienie: w 2007 roku Ukraina będzie płaciła jedynie o 37 % więcej niż w 2006 roku i przypuszczalnie będzie to najniższa cena płacona za gaz w Europie, przynajmniej finansowa.

Niepokorna Gruzja

Zatarg z rosyjskimi koncernami surowcowymi z gazem i wielką polityką w tle nie zawsze kończyły się dla prowadzących go happy-endem. Najlepszym tego świadectwem jest sytuacja, w jakiej znaleźli się Gruzini. Najpierw obiecali dopuścić rosyjskie firmy do prywatyzacji rurociągów biegnących przez Gruzję. Chcąc jednak uzyskać za nie lepszą cenę, przyjęli 300 mln USD od Amerykanów i zobowiązali się nikomu - bez ich zgody - nie sprzedawać. Kuszony dotąd obietnicą przejęcia infrastruktury przesyłowej Gazprom, dostarczał Gruzji gaz po cenie czterokrotnie–pięciokrotnie niższej niż wielu innym kontrahentom. Kiedy jednak okazało się, że rozmowy na temat potencjalnego przejęcia gazowych magistral powinien najpierw prowadzić w Waszyngtonie, a dopiero następnie w Tbilisi, odstąpił od preferencyjnych dostaw. W końcu 2005 roku zgodził się na 100% podwyżkę cen gazu, godząc się na stawkę 110 USD za 1000 m3, a zatem nieco gorszą od wytargowanej kilka tygodni później przez Ukrainę.

Spokój nie trwał długo, bo w styczniu nieznani sprawcy wysadzili przesyłającą surowiec magistralę w powietrze. Prezydent Saakaszwili oskarżył Rosję o sabotaż.. Kreml celowo pozbawił Gruzję gazu i prądu - oznajmił publicznie - by zmusić nas do sprzedania Gazpromowi gruzińskich rurociągów i gazociągów.

Przypuszczalnie nie miał jednak racji, bo awaria pozbawiła też tego surowca Armenię, najważniejszego sojusznika Rosji w regionie, a jedno z partyzanckich ugrupowań toczących z nią wojnę na Kaukazie, rzecz jasna nie otrzymujące oficjalnie wsparcia z Tbilisi, z dumą zakomunikowało o przeprowadzeniu zakończonej sukcesem akcji dywersyjnej. Po tygodniu magistralę uruchomiono ponownie, bynajmniej nie obyło się to bez wzajemnych uszczypliwości: np. burmistrz Tbilisi kazał odciąć gaz rosyjskiej ambasadzie, co też uczyniono.

Obustronna wrogość, sprzeczne interesy polityczne, wsparcie Moskwy dla separatystycznych dążeń w Abchazji i Osetii Pd. ograniczają pole manewru w handlowych negocjacjach. W listopadzie Gazprom zażądał stawki 230 USD za 1000 m3 dostarczanego gazu bądź zgody na przejęcie rurociągów, choć takowej bez zezwolenia Amerykanów wydać Gruzini po prostu nie mogą. Energetyczny koncern może natomiast liczyć na pełne poparcie swych roszczeń na Kremlu.

Młodonatowcy płacą więcej

Cenowa urawniłowka 2006 roku nie do końca daje się zresztą wtłoczyć w formę politycznego szantażu, bo niby co Kreml miałby w tej sferze wymusić na reżimie Łukaszenki, skoro i tak ma podane niczym na tacy wszystko, czego zażąda, często nawet nim zdąży życzenie wyartykułować. Władze w Mińsku, choć pozostają w najściślejszej orbicie wpływów Moskwy, też stoją przed koniecznością dokonania wyboru: 230 USD bądź 50% udziałów w firmie Biełtransgaz, kontrolującej nie tylko lokalną sieć przesyłową, ale również gazociąg eksportowy.

Podobnej presji nie wytrzymała Mołdowa, oddając swą infrastrukturę w zamian za ulgową taryfę sprzedaży, natomiast z grupy tzw. „młodonatowców” wszyscy płacą więcej za gaz, ale też udało im się zachować w 2006 roku kontrolę nad gazociągami.

Nikt inny zresztą nie dał za nią tyle, co my. Jeśli Rosjanie dążą do ujednolicenia cen dostaw, to niestety zawyżamy średnią dla całej Europy Środkowej i Wschodniej, i wywierając nacisk na kolejne państwa, mogą nas stawiać za wzór.

W rzeczywistości bowiem szereg prowadzonych przez nas w końcu roku negocjacji i rozmów mocno podniosło tę poprzeczkę. Najpierw w środę, 15 listopada, w Kijowie zrezygnowaliśmy z przechowywania swojego gazu w podziemnych zbiornikach na Ukrainie, gdyż w myśl naszych przepisów, tworzenie rezerw surowca możliwe jest tylko na naszym terytorium. W efekcie zapełnione obecnie tylko do połowy ukraińskie zbiorniki mogące pomieścić niemal 30 mld m3 gazu przypuszczalnie wykorzystane zostaną przez rosyjskie, francuskie i niemieckie koncerny prowadzące już rozmowy na ten temat.

Zawyżona średnia

Dwa dni później, w piątek 17 listopada, PGNiG, po negocjacjach w Moskwie, przystało na żądanie Gazprom Export, dotyczące zmiany sposobu ustalania cen zakupu surowca dostarczanego do Polski. Wskazana przy tej okazji przez naszą spółkę kwota 6,7 mld złotych jako nowa „s zacunkowa średnioroczna wartość kontraktu na dostawy gazu jamalskiego” dała podstawy do spekulacji na temat chronionej tajemnicą handlową ceny tego gazu. Wymieniane wcześniej 220–240 USD w zestawieniu z powyższą informacją zdają się być jedynie pięknym snem, równie ulotnym co surowiec będący przedmiotem transakcji. Wspomniane 6,7 mld zł oznacza bowiem przy imporcie 7,1 mld m3 czyli cenę na pułapie 320 USD za 1000 m3 USD. Nowy sposób rozliczeń tylko w przyszłym roku kosztować będzie nas 230 mln USD, a Gazprom Export dostarczać będzie go do Polski aż po rok 2022.

Preludium

Bezpardonowe parcie rosyjskich koncernów surowcowych w 2006 roku do przejęcia kontroli nad sieciami przesyłowymi stanowi jedynie kontynuację ściśle realizowanej przynajmniej od 2003 roku strategii. Klarownie wpisuje się w nią również dążenie do ujednolicenia cen eksportowych i, choć bynajmniej nie jest to nowy element rozgrywki, to jednak nigdy dotąd nie był aż tak odczuwalny. Utrzymujące się nadal ogromne różnice cen, gdzie na jednym biegunie znajduje się Polska z być może nawet 320 USD za 1000 m3, a na drugim Ukraina ze 130 USD nie wróżą spokoju w 2007 roku. Wydarzenia mijającego roku przypuszczalnie stanowią preludium prawdziwej rywalizacji na rynku o sprzedaż odbiorcom detalicznym – tę najbardziej lukratywną pod każdym i to bynajmniej nie tylko finansowym względem.

Spodziewaną eskalację napięć trudno inaczej określić niż wojną. Na naszych oczach wizja Weinbergera zmienia się zatem z politycznej fikcji w fakt, co prawda w przeciwieństwie do literackiego pierwowzoru jest to ekonomiczny, a nie militarny konflikt. No cóż, autor choć po dziadku – czeskim emigrancie – miał geny narodu, gdzie bycie prorokiem nie jest znowu takie rzadkie, sam nim nie był, a przez to nie wszystko zdołał przewidzieć.

Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj

Zamów prenumeratę




 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator