Aktualności
|
|
Informacje
Numery
Numer 06/2007
Szczyt na nizinach, czyli „pała” z geopolityki
|
|
Autor: opr. red.
|
Data publikacji: 03.07.2007 22:56
|
O planach zorganizowania w Polsce szczytu prezydentów Polski, Ukrainy, Litwy Kazachstanu, Azerbejdżanu i Gruzji – mówiło się od marca bieżącego roku, a precyzyjniej od czasu pobytu prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Ukrainie, gdzie miedzy innymi na ten właśnie temat rozmawiał z goszczącym go Wiktorem Juszczenką.
|
Dyskutując w Kijowie, przywódcy byli jednomyślni: jeśli poważnie brać pod uwagę możliwość przedłużenia ropociągu Odessa – Brody do Płocka i wykorzystania tego połączenia do transportu surowca ze złóż w basenie Morza Kaspijskiego, musi dojść do spotkania najwyższych przedstawicieli wszystkich państw potencjalnie zainteresowanych powodzeniem tego przedsięwzięcia.
Tak też się stało. Do Krakowa nie przyleciał Nursułtan Nazarbajew, prezydent Kazachstanu. Ten sam, który jasno i klarownie niespełna półtora miesiąca wcześniej podczas wizyty Lecha Kaczyńskiego w Astanie powiedział: Chcę podkreślić, że jesteśmy zainteresowani tym projektem, ale do negocjacji trzeba obowiązkowo zaprosić instytucje z Rosji – i co więcej – trzeba korzystać z tranzytu przez Rosję.
Wybrał konkurencyjną ofertę i razem z Władimirem Putinem odwiedził Turkmenię, gdzie wspólnie z nowym prezydentem tego kraju Kurbangulem Berdymuhammedowem prowadzono rozmowy na temat budowy nowego gazociągu z Azji Środkowej do Rosji.
Absencja Nazarbajewa uznana została za dyplomatyczny policzek, który przesłonił na dobrą sprawę całe znaczenie forum. Przepojone szczytnymi hasłami przemówienie prezydenta Gruzji Michaiła Saakaszwili i deklaracje reprezentującego Litwę Valdasa Adamkusa starających się odegrać pierwszoplanową rolę podczas spotkania, tylko umacniały wszechobecne poczucie przygnębienia.
Co gorsza, zupełnie niedocenione zostało znaczenie słów - z pragmatycznego punktu widzenia - najważniejszego gościa – azerbejdżańskiego lidera Ilhama Alijewa. Jedyny w całym szacownym gronie przedstawiciel najwyższego szczebla (bo trudno za takiego uznać uczestniczącego w spotkaniu Lyazzata Kiinova, reprezentanta interesów Kazachstanu w randze wiceministra) państwa będącego producentem surowców energetycznych. Czytelny sygnał, stojący za wspomnianymi przezeń złożami gazu w jego kraju wystarczającymi na wiele lat i planami zwiększenia jego produkcji, a także pragnieniu odgrywania większej roli w zabezpieczeniu energetycznym Europy, nie spotkał się z żadnym odzewem.
O dziwo, większy rezonans wywołały podobne zapewnienia prezydenta Gruzji, choć jego kraj nie posiada zasobów naturalnych tego surowca. O gazie nikt, wyjąwszy Alijewa, nie chciał rozmawiać.
Dominował za to temat ropy z basenu Morza Kaspijskiego, na dobrą sprawę w większości zagospodarowanej i rozdystrybuowanej.
Pominąwszy całkowicie sprawę przepustowości rurociągu Baku – Ceyhan, większej niż cała azerbejdżańska produkcja naftowa, w ciągu dwóch miesięcy, jakie upłynęły od ogłoszenia krakowskiego szczytu przez prezydenta Kaczyńskiego, dużo się zmieniło.
Jeszcze w marcu Rosja, Bułgaria i Grecja porozumiały się w sprawie budowy ropociągu z bułgarskiego portu Burgas nad Morzem Czarnym do greckiego portu Aleksandrupolis nad Morzem Śródziemnym i podpisały stosowną umowę. Magistrala powstanie jeszcze przed końcem tej dekady. Zbuduje ją konsorcjum kontrolowane przez rosyjskie koncerny paliwowe, umożliwiając im transport z pól naftowych w Rosji i Kazachstanie 35-50 mln ton surowca rocznie. Linia przesyłowa omijająca Bosfor służy zwiększeniu możliwości transportowych ropy, zmniejszając jednocześnie koszt ich dostaw nad Morze Śródziemne.
Natomiast w kwietniu włoski koncern Eni przystąpił do budowy ropociągu w Turcji z nadczarnomorskiego portu Samsun do terminalu Ceyhan nad Morzem Śródziemnym. Podobnie do inwestycji na Bałkanach, będzie gotowy przed 2010 rokiem. Docelowo transportowanych nim będzie od 50 do 75 mln ton surowca ze złóż w Rosji i Kazachstanie.
Biorąc pod uwagę wielkość tych inwestycji oraz i tak już dający się we znaki brak wspomnianych możliwości pełnego wykorzystania mocy przesyłowych istniejącego rurociągu z Baku do Ceyhan, nie wiadomo zatem co, bo o pochodzącej stąd ropie nie może być nawet mowy, miałoby płynąć rurociągiem do Płocka?
Pytanie to zdawało się nurtować chyba jedynie prezydenta Alijewa, pozostali najwyraźniej starali się nie zaprzątać nim sobie głowy.
Hipokryzja uczestników mogła i napawała przerażeniem.
Słowa - Nasze wysiłki są kierowane na dostawy energii z regionu Morza Kaspijskiego do Europy. Ten cel będzie zrealizowany poprzez dywersyfikację dostaw i sposobów transportu Odessa - Brody - Płock - Gdańsk. To projekt stanowiący pierwszy ropociąg, który łączy region Mórz: Kaspijskiego i Bałtyckiego – wypowiedziane jako podsumowanie pierwszego dnia obrad przez Valdasa Adamkusa, prezydenta kraju, który po pozbyciu się uzależniającej go od rosyjskich dostaw naftowych rafinerii w Możejkach może być zaopatrywany przez jeden tankowiec wcale nie największy, brzmiały w tym kontekście niczym ponury żart. Kpina, którą próbuje się uwiarygodnić powołaniem firmy mającej organizować przesyłanie energii z rejonu Morza Kaspijskiego do Europy Zachodniej. Co więcej, z sugestią naszego prezydenta o konieczności zachowania komercyjnego charakteru całego przedsięwzięcia...
Nawet gdyby znalazła się w regionie kaspijskim ropa nie mająca jeszcze zapewnionego transportu, to i tak sam udział Gruzji przekreślałby szansę na dochodowość inwestycji. Rurociąg Baku – Ceyhan nigdy nie dotarłby do Tbilisi, gdyby Ormianie nie pozbawili Azerbejdżanu obszarów Gornego Karabachu, o czym w Baku mówi się głośno. Wątpliwe, aby prezydent Alijew – człowiek mądry i roztropny – nie wyciągnął z przypadku przepuszczenia tamtej magistrali przez Gruzję stosownych wniosków. Same budowy kolejnej linii przez ten górzysty kraj nie będący przecież żadnym liczącym się odbiorcą surowca, mają ten sam ekonomiczny sens, co budowa kanału wodnego łączącego Zakopane z Włoszczową, inżynieryjnie trudnego, a i tak nic tędy nie popłynie.
Niestety czas służący działaniom na rzecz zapewnienia Polsce dostaw ropy i gazu gwarantujących bezpieczeństwo energetyczne nadal będzie marnowany. Kolejny szczyt, który nie ma szans niczego zmienić, zapowiedziano bowiem już na jesień tego roku. Ma się on odbyć w Wilnie.
(pk)
|
|
|
|