Aktualności
|
|
Informacje
Numery
Numer 11/2004
Czy Apator będzie przejmować inne spółki? Jeśli się da to czemu nie?
|
|
Z Januszem Niedźwieckim, prezesem Zarządu APATOR SA rozmawia Sylwester Wolak
|
Czy patrząc z perspektywy kilku już lat obecności walorów APATORA na Giełdzie Papierów Wartościowych, można dziś ze spokojem powiedzieć, iż był to właściwy i korzystny dla firmy sposób prywatyzacji?
- Nie ma osoby w naszej spółce, która poddawałaby w wątpliwość decyzję o prywatyzacji Apatora na ścieżce giełdowej. Ówczesny szef – Janusz Marzygliński - przeprowadzał pewne sprawy (również prywatyzację) w odpowiednim tempie, tak że zyskaliśmy nie tylko w wymiarze biznesowym – bo wchodząc na giełdę, otrzymaliśmy kapitał. Zyskaliśmy również marketingowo, bo wchodziliśmy na giełdę na początku polskiej prywatyzacji, jako spółka publiczna, co kiedyś było równoznaczne z tym, że jest to spółka uczciwa, dobra i transparentna... Sądzę, że w naszym rozwoju nadal będziemy czerpać z tego pomysłu. Myślę że sprywatyzowanie spółki tą drogą będzie w dalszym ciągu przynosić nam korzyści.
Wydarzeniem tego roku był zakup świdnickiego PAFALU, kiedyś – mniej więcej – równego Apatorowi producenta urządzeń pomiarowych i elektroniki energetycznej, a kilka miesięcy temu kupionego za ułamek wartości, którą dziś ma Apator (ok. 300 mln zł – przyp. red.). Panie Prezesie! Co sprawiło, że PAFAL udało się Wam kupić tak okazyjnie?
- To jest jeden z plusów bycia na giełdzie polegający na tym, że naszą wycenę mamy zawsze na bieżąco i nie ukrywam, że jesteśmy bardzo zadowoleni, iż giełda wycenia nas aż na 300 mln zł, ale przecież były czasy, gdy akcja Apatora kosztowała 4,90 zł i wówczas wycena naszej firmy była niższa niż kwota, za którą kupiliśmy niedawno PAFAL.
Patrząc od strony technologicznej, PAFAL jest firmą bardzo podobną do Apatora, a różnimy się tym, że myśmy pewne rzeczy robili w odpowiednim tempie i w odpowiednim czasie. W Świdnicy z kolei poprzednie kierownictwa szczyciły się tym, że spowalniały pewne zmiany. Największa różnica tkwi ciągle w ludzkiej mentalności i będziemy musieli nad tym pracować.
Wynegocjowaliśmy cenę zakupu akcji Pafal S.A. na 26 zł za akcję. Wydaliśmy na zakup akcji tej spółki 23 mln zł. To nie jest – według nas – wygórowana cena, ale zdajemy sobie sprawę, że trochę będzie nas kosztować doprowadzenie jej do takiego standardu, jaki my uważamy za odpowiedni.
Zatem najkrótsza odpowiedź na to pytanie brzmi po prostu tak: Oni stracili czas, my nie i dlatego to my kupiliśmy ich, a nie oni – nas.
Jakie zmiany czekają teraz PAFAL?
- To, co teraz powiem, nabiera już charakteru anegdoty, ale faktycznie dotarły do mnie plotki, że w PAFALU – w związku z jego przejęciem przez Apator – spodziewano się, że wzrosną wynagrodzenia i wielkość zatrudnienia. A przecież umiemy liczyć i skoro techniczny koszt wykonania licznika jest wyższy niż jego cena sprzedaży, to musimy dążyć do zlikwidowania tegoż absurdu ekonomicznego, jakim jest sprzedaż produktów po cenie niższej niż koszty ich wytworzenia.
Wracając jednak do pytania o zmiany, muszę powiedzieć, ze zmieni się w PAFALU wszystko. Kierownictwo już się zmieniło, zmieni się i miejsce, w którym odbywać się będzie produkcja, choć nie oznacza to przenosin do innego miasta, a tylko przeniesienie z jednego budynku – do innego, ale też stojącego na działce PAFALU w Świdnicy. Chcemy produkcję skupić w rozsądny sposób, dzięki temu zmieni się też wielkość działki, dotychczas zajmowanej przez PAFAL, bo część z niej zostanie sprzedana. Ulegnie zmianie poziom zatrudnienia, ale niestety nie w górę lecz – przynajmniej na razie – w dół. Trzeba osiągnąć pewne minimum, które pozwoli by wyrób stał się konkurencyjny, a to – być może - pozwoli się odbić. My w Apatorze już to minimum osiągnęliśmy, teraz jest czas na odbicie.
Podsumowując; zmieni się wszystko – od podejścia rynkowego aż po modyfikację marki. Od niedawna poniżej tradycyjnego logotypu Pafalu pojawił się napis „GRUPA APATOR”. Dodam tu, że PAFAL to bardzo silna marka i wcale nie chcemy jej marnować, ale wręcz przeciwnie „podrasować”, czemu ma również służyć identyfikacja z właścicielem.
Czy prawdziwe są obawy w Świdnicy, że Apator, chcąc realizować swoją misję „być promotorem i wiodącym dostawcą nowoczesnych systemów opomiarowania mediów energetycznych”, zamierza przenieść produkcję najbardziej zaawansowanych technologicznie produktów PAFALU – do Torunia, a w Świdnicy produkować wyłącznie tzw. liczniki starego typu?
- Absolutnie nie. Te pogłoski mogą się brać stąd, że PAFAL to fabryka specjalizująca się w mechanice precyzyjnej. Zaczęto tam produkować również liczniki elektroniczne, ale ten montaż liczników był realizowany w spółce –córce PAFALU i był on horrendalnie drogi. Dlatego jeśli ktoś mówi o produkcji elektronicznej w sensie montażu elementów elektronicznych na obwodzie drukowanym – to ma rację, bo my w Apatorze bardzo intensywnie rozwijamy tę działkę. Ale licznik, jako taki, będzie projektowany i produkowany nadal w Świdnicy, natomiast sam obwód elektroniczny będzie wykonywany prawdopodobnie w Toruniu, no chyba, że się okaże, iż nie jesteśmy konkurencyjni cenowo w stosunku do typowo kooperacyjnych firm, które tym się zajmują. Wówczas i naszą produkcję zlecimy tego typu kontrahentom. Chodzi nam wyłącznie o to, żeby wyroby całej Grupy były konkurencyjne.
Dla wyjaśnienia dodam jeszcze, że PAFAL dziś tej elektroniki nie produkuje i produkować nie będzie, bo do tego trzeba by było budować całą fabrykę od nowa.
Czy zatem prawdziwy jest pogląd wyrażany w niektórych kręgach, że kupiliście PAFAL aby przejąć markę i że los zakładu w Świdnicy jest Wam zupełnie obojętny?
- To są zupełnie nieprawdziwe poglądy. Tam przez dziesiątki lat ukształtowała się grupa ludzi, którzy produkują naprawdę dobry wyrób i tego nie możemy zaprzepaścić, bo byłoby to swego rodzaju strzeleniem sobie we własną stopę. Jedno jest pewne, że będzie to mniejszy zakład niż dzisiaj, ale tylko dlatego, że ten zakład nie musi być taki wielki w stosunku do wielkości produkcji, którą dziś PAFAL jest w stanie sprzedać.
Panie Prezesie! Uściślijmy jeszcze, czy ta wypowiedź oznacza, że PAFAL będzie mniejszy pod względem zajmowanego terenu, posiadanego majątku czy wielkości produkcji?
- Parę lat temu Apator był również znacznie większy, jeśli chodzi o zajmowany obszar, majątek. Później zburzyliśmy 2/3 zabudowań, część terenu sprzedaliśmy, ale to wcale nie wpłynęło na zmniejszenie produkcji. Wręcz przeciwnie. Produkcja stale wzrasta i nawet gdybyśmy ją potroili to i tak jesteśmy w stanie się zmieścić w tym, co mamy teraz. To samo dotyczy PAFALU... Oni są w stanie sprzedać ponad 1 mln liczników rocznie, a na tym terenie można by pewnie produkować i 3 miliony urządzeń, ale po co – skoro się tego nie da sprzedać?
Nie jest tajemnicą, że wyniki finansowe Grupy Apator są zadowalające i że z roku na rok się poprawiają. Skąd czerpaliście środki na zakup PAFALU?
- Sprostuję tutaj, że wyniki Apatora nie są w tym roku zadowalające. One są bardzo dobre. I właśnie dlatego, że te wyniki są takie, mogliśmy zakup PAFALU sfinansować częściowo z własnych zasobów. Po drugie, Apator jest dziś w na tyle dobrej kondycji ekonomicznej, że kredyt nie jest dla nas żadnym problemem. Prognoza zysków na ten rok mówi o kwocie nie mniejszej niż 32 mln zł i mogę już dziś powiedzieć, że z pewnością ta prognoza się spełni.
W dzisiejszych czasach fuzje i przejęcia nie są żadnym novum. Proszę zatem powiedzieć, jakie są dalsze plany Grupy Apator w tym względzie. Interesujących Was podmiotów na naszym rynku jest z pewnością jeszcze trochę...
- To prawda. Rozmawiamy na ten temat. Myślę tu o tczewskim „Metrixie”, który nie jest firmą z naszej branży, natomiast w naszej strategii produkcji opomiarowania dla wszystkich mediów energetycznych jak najbardziej się mieści. Nie sposób dziś przesądzać, jaki efekt przyniosą te rozmowy, ale przyznam, że osobiście wątpię w powodzenie tej akwizycji. Myślimy też i o innej firmie z branży, należącej do Skarbu Państwa, ale dopóki jej właściciel nie zajmie stanowiska w tej sprawie, nie chciałbym wymieniać nawet jej nazwy.
Czy – w zalewie zagranicznej konkurencji – łatwo jest realizować Waszą misję tj. utrzymać pozycję ważnego dostawcy na rynku aparatury łączeniowej niskiego napięcia? A dokładniej, jak ważnym dostawcą na tym rynku jesteście, jakie miejsce zajmuje Grupa i jaka jest Wasza odpowiedź na działania konkurencji?
- To pytanie dotyczy raczej naszej „drugiej nogi” czyli aparatury łącznikowej. Ostatnich 4-5 lat było bardzo trudnych i rzeczywiście oddaliśmy część tego rynku szczególnie firmom niemieckim, które konkurują z nami wszędzie i na naszym rynku również. Ale nie traciliśmy ani czasu ani ochoty by z nimi konkurować. Pracowaliśmy nad tym by Apator był jak najtańszy i bardziej konkurencyjny, jeśli chodzi o produkcję. Pracowaliśmy również nad nowymi wyrobami. Od dwóch lat corocznie wprowadzamy na rynek 1-2 nowe wyroby, które zdobywają zaufanie klientów. Dzisiaj mogę śmiało powiedzieć i nikt tego nie zakwestionuje, że w asortymentach, którymi się zajmujemy, czyli w rozłącznikach i rozłączniko-bezpiecznikach jesteśmy na pewno liderem w Polsce i nie planujemy zmian w tej kwestii...
A co z Waszą obecnością na rynkach zagranicznych?
- Pracujemy intensywnie nad rozwojem eksportu i on coraz lepiej wygląda. W tym roku sprzedaż eksportowa Apatora winna wynieść ok. 10 mln zł. To nie jest jeszcze wynik zadowalający nas, ale na pewno pokazujący progresję szczególnie w sprzedaży aparatury łącznikowej. Jeśli chodzi o konkretne rynki, to bardzo dobrze nasza sprzedaż rozwija się na Bałkanach, w krajach byłego ZSRR, na Bliskim Wschodzie. Od roku myślimy też o stworzeniu spółki w Niemczech, która zajmowałaby się sprzedażą tak aparatury łącznikowej, jak i pomiarowej bo właśnie ta ostatnia – w moim mniemaniu – ma szansę przyspieszyć proces wchodzenia na rynek niemiecki gdyż nasze rozmowy w zakresie dostaw systemów przedpłatowej sprzedaży energii na ten rynek wyglądają obiecująco. Decyzję w sprawie uruchomienia Apator GmBH może też przyspieszyć kwestia legalizacji na terenie Niemiec naszych urządzeń pomiarowych. Zastanawiamy się, na ile moglibyśmy wówczas zaoszczędzić, gdybyśmy tego nie zlecali firmom zewnętrznym tylko robili to na tamtym rynku samodzielnie?
Od 1997 r. produkujecie coraz popularniejsze liczniki przedpłatowe – najpierw na licencji, a teraz już jako własne rozwiązania. Jak ocenia Pan ten rynek? Słyszałem, że właśnie wybiera się Pan do STOENU podpisać umowę na dostarczanie tego typu urządzeń, z których mieliby wkrótce korzystać warszawiacy.
- Na rynku polskim mamy jeszcze 2 białe plamy tj. właśnie STOEN i obszar obsługiwany przez Rzeszowski Zakład Energetyczny. Zmierzamy do tego, żeby białych plam nie było. Faktycznie trwają rozmowy ze STOENEM i liczę, że wkrótce zakończą się one pozytywnie. Mamy też nadzieję na podpisanie umowy Rzeszowskim Zakładem Energetycznym.
Zastanawia mnie sprawa kompletnej ciszy w sprawie kompleksowego systemu opomiarowania mieszkań FLAT. Z założeń wynikało, że pomysł jest rewelacyjny i że dostawcy mediów winni – dla własnej wygody – jak najszybciej z niego korzystać...
- Rozwój tego systemu idzie nam wolniej niż przewidywaliśmy. Myślę, że na ten temat będzie można mówić więcej od przyszłego roku, kiedy rozwiniemy u siebie segment obsługi i serwisu dla ciepłownictwa.
Apator to także kompaktowe ciepłomierze. Na ile budzą one zainteresowanie dostawców ciepła?
- Na rynku nowych mieszkań jesteśmy zdecydowanie liderem w zakresie dostawy tych ciepłomierzy. Spotykają się one z dużym zainteresowaniem klientów choć trudno by było podać teraz jakieś globalne lecz precyzyjne dane na ten temat. Sprzedajemy tych ciepłomierzy coraz więcej, a właśnie system FLAT jest z nimi bezpośrednio związany – gdyż staramy się zaproponować klientom odpowiednią infrastrukturę do rozliczania zużycia mediów energetycznych. Niestety to, że w Polsce każde medium jest sprzedawane przez innego dostawcę z pewnością nie sprzyja rozwojowi sprzedaży systemów do zdalnego odczytu. Z nadzieją patrzymy na plany poszerzania spektrum działania przedsiębiorstw dostarczających media energetyczne w kierunku multienergetyki. Muszę też powiedzieć, że o ile nie raz z obawami patrzy się na prywatyzację przedsiębiorstw energetycznych, o tyle z naszego punktu widzenia, prywatyzacja spółek dystrybucyjnych jest również szansą, ponieważ wszyscy, którzy wchodzą na nasz rynek, deklarują multienergetyczność, że wspomnę choćby o RWE, Vattenfallu czy o EdF. Zakładamy, że po prywatyzacji rynek zacznie się zdecydowanie zmieniać w tym kierunku.
Stworzyliście system przedpłatowych liczników energii, energomatów, a także system zakupu „energii na telefon”. Który z dystrybutorów wykorzystuje już te systemy?
- W Zakładzie Energetycznym Toruń SA już od ponad 2 lat można kupować „energię na telefon”, a obecnie wdrażamy tam system zakupu poprzez SMS. LEWsystem, bo tak nazwaliśmy tą rozbudowaną modułową usługę działa także od 2003 roku Górnośląskim Zakładzie Elektroenergetycznym którego większościowym udziałowcem jest firma Vattenfall.
Szwedzi nie boją się wdrażania nowych technologii, jeżeli przynoszą one wymierne korzyści. A korzyści są i to zarówno dla odbiorcy energii elektrycznej (wygoda zakupu energii, pełna kontrola nad zużyciem energii) jak i dla spółki dystrybucyjnej (mniejsze koszty obsługi klienta, większe zdyscyplinowanie płatności za energię elektryczną).
GZE jest pierwszym zakładem energetycznym oferującym usługę LEWsystem poprzez sieć terminali sklepowych. Na terenie działania GZE pracuje kilka tysięcy liczników przedpłatowych, a bardzo popularny stał się zakup energii w supermarketach i sklepach. Na razie mogą z tego korzystać tylko klienci GZE. Energię można kupować w dużych supermarketach i na stacjach benzynowych. Do końca miesiąca lipca 2004 odbiorcy energii z GZE zawarli prawie 9000 transakcji zakupu energii poprzez terminale sklepowe.
Niektóre moduły LEWsystem np. zakup energii przez telefon są stosowane także u innych dystrybutorów, ale w ZE Toruń i w GZE wdrażanie systemu jest zdecydowanie najbardziej zaawansowane.
Mam jeszcze pytanie dotyczące oferowania przez Was systemów pomiarowych dla klientów, którzy chcieliby korzystać z możliwości wyboru dostawcy energii elektrycznej, a do tego potrzebne są im precyzyjne i zaawansowane technologicznie urządzenia pomiarowe.
- Myślę, że będzie można o tym mówić po wejściu znowelizowanego Prawa energetycznego, które też będzie kładło nacisk na zmiany w strukturze polskiej energetyki...
Czy to znaczy, że Apator jest nieprzygotowany do produkcji urządzeń pomiarowych, godzinowo rozliczających zużycie energii elektrycznej dla uprawnionych do wyboru dostawcy?
- Absolutnie nie. Jesteśmy gotowi...
Jeśli się spojrzy na Waszą ofertę to łatwo zauważyć, że nie oferujecie w niej np. urządzeń pomiarowych tylko systemy opomiarowania. Czy to znaczy, że samego licznika w Apatorze kupić nie można? Co stanowi o tym, że jest to system? Bo chyba nie tylko to, że tak brzmi ładniej...
- Cieszę się, że to zaczyna być już widoczne z zewnątrz. Oczywiście można kupić i licznik. Trzeba jednak podkreślić, że zwykle licznik nie jest własnością konsumenta energii - tylko zakładu energetycznego. A zakład energetyczny – to już wielka firma, której też zależy na obudowaniu systemów pomiarowych infrastrukturą. To też jest pewna forma naszej obrony przed konkurentami z Azji. Nie sprzedajemy urządzeń wprost. Oferujemy systemy pomiarowe, chcemy coraz więcej do tych systemów dokładać, oferować zakładom energetycznym kompleksowe rozwiązania, a nie tylko ich fragmenty. I widzimy, że dystrybutorom też zależy na tej kompleksowości...
We wrześniu zmieniło się logo firmy. Czym była podyktowana ta zmiana?
- Nowe, a właściwie zrewitalizowane logo nawiązuje do naszego starego znaku i jest oznaką tego, że Apator się zmienia, rośnie. Pojawiły się dodatkowe kolory; czerwony ma podkreślać większą dynamikę i agresywność na rynku. Trochę też uporządkowaliśmy wizualizację naszych spółek, gdzie dotychczas spółka-córka nie raz była ważniejsza od spółki matki. Teraz w logotypach naszych spółek widać wyraźnie, do jakiej grupy one należą i kto jest podmiotem dominującym. W najmniejszym stopniu dotyczy to PAFALU, który zachował swoje logo wzbogacone jedynie o dopisek „Grupa Apator”. Już widzimy, że zmiany wizualizacyjne były niezbędne i że są one pozytywnie postrzegane przez rynek.
Rozumiem te zmiany jako swego rodzaju początek nowego ładu korporacyjnego w firmie. Czerwono-niebieskie logo Apatora faktycznie podkreśla i dynamikę i – nazwijmy to – drapieżność Grupy. Czy należy rozumieć tę zmianę również jako zapowiedź połykania przez wciąż jeszcze nie tak dużą Grupę Apator także większych od niej przedsiębiorstw – nie tylko „Metrixu”, ale i innych działających w zbliżonej branży?
- Jeśli się da – to czemu nie? Tu nie w wielkości sprawa, ale w agresywności, wizji i pomyśle na przyszłość.
Dziękuję za rozmowę.
|
|
|
|